To był tydzień-marzenie. Wspaniała grupa uczestniczek, miejsce doskonałe, pogoda wielce sprzyjająca, wspólnie spędzony wolny czas. Wszystko perfekcyjne. Jeśli szukać rys na tym obrazie, to w prowadzącej, ale mam nadzieję, że wszelkie niedociągnięcia zostaną mi wybaczone.
Jak już wspomniałam, zostałam trochę wywołana do tablicy. Na początku chciałam ściągnąć którąś z polskich mistrzyń kaligrafii, ale sprawy się pokomplikowały i zostałam sama wobec wyzwania. Niby już znałam styl pisma, który zaproponowałam mojej grupie, ale nie uważałam, że jest to poziom nauczycielski, więc od kilku miesięcy jeszcze bardziej intensywnie ćwiczyłam pisanie italiką, zdobywałam o niej teoretyczną i praktyczną wiedzę, opracowałam autorski program, własne materiały pomocnicze, zebrałam sporą kolekcję książek na temat właściwie tylko tego kroju pisma.
Tak przygotowana ruszyłam do dawnego klasztoru San Martino, gdzie ani przez chwilę nie poczułam, że pracuję, tylko spędziłam rewelacyjne siedem dni.
Przygotowałam stół i ...
Same zajęcia trwały pięć dni, po mniej więcej pięć godzin dziennie, chociaż bywało, że kobiety jeszcze dodatkowo siadały, by sobie poćwiczyć. Zdecydowana większość nie miała nigdy do czynienia z kaligrafią, chłonęły wszystko z entuzjazmem, a ja z chęcią dzieliłam się nie tylko wcześniej poznanymi tajnikami italiki, ale i innymi przydatnymi doświadczeniami w pisaniu stalówką.
Kilka z pań było już moimi kursantkami na rysunku, ale reszta dopiero odkrywała, że to nie ręce, a mózg piszą, czy rysują. Zaznaczę, że mózgi wszystkich kursantek miały się bardzo dobrze :)
Dodatkowo do zajęć zorganizowałam wizytę w Popiglio, by uczestniczki mogły z bliska obejrzeć średniowieczne manuskrypty z iluminowanymi literami. Specjalnie dla nas zostały otwarte gabloty, a ksiądz Adam z wielką dumą pokazywał nam skarby zachowane w parafii.
Niemal każdego wieczoru, oprócz długich Polaków rozmów, spędzaliśmy (wraz z córeczką i mężem jednej z pań) na oglądaniu filmu dokumentalnego o współczesnym artyście kaligrafie z Irlandii. Zaskoczyło mnie, że wszystkich wciągnęła obserwacja procesu twórczego.
Kobiety chciały wiedzieć jak najwięcej. Pytały o miejsca, gdzie można kupić materiały, gdzie szukać co piękniejszych okazów do tworzenia kaligrafii.
Pokazywałam im też różne tricki zastosowane przy powstawaniu moich projektów kaligraficznych do wierszy Moniki. Każda dostała na pamiątkę katalog z pracami w wersji włoskiej, a dla potwierdzenia, że się bardzo napracowały, wręczyłam im dyplomy zaprojektowane specjalnie na tę okazję.
Wszystkie znaki na niebie i ziemi wskazują, że jeszcze się spotkamy w podobnych rolach i w tym samym miejscu.
Trudno byłoby mi opisać każde zdjęcie według autorek,
więc serdecznie dziękuję Marylce K., Ani R. i Oli K.
Podziwiam;D
OdpowiedzUsuńWiesz, ja też je podziwiam. Takie zacięcie! I jakie efekty po kilku dniach pisania!
UsuńSuper. Co za zabawa i praca w fajnym, kobiecym gronie! Lubiłabym :)
OdpowiedzUsuńJestem tego pewna, kobiety same w sobie stanowiły wspaniałą grupę, były i warsztaty i pogaduchy i wiele innych radości :)
Usuń