Dojechaliśmy do Pompejów kolejką Circumvesuviana, poszliśmy do wejścia położonego najbliżej stacji. Staliśmy w kolejce po bilety i dzięki temu zorientowałam się, że plan antycznych Pompejów odbiera się w innym okienku. W trakcie oczekiwania wypatrzyłam jeszcze mapę z zaznaczonymi miejscami wystawienia rzeźb Mitoraja. Ze zdziwieniem zobaczyłam, że wręczany plan nie ma tych miejsc zaznaczonych. Nie odpuściłam, wróciłam jeszcze raz do okienka, gdzie wcześniej już dostałam plan i zapytałam, czy mają coś o wystawie i dostałam drugi plan z dokładnie zaznaczonym położeniem rzeźb.
Przygód z planem nie koniec.
Należało go traktować jako plan stanu idealnego, nie uwzględniający wielu prac wykonywanych na terenie wykopalisk, zagrodzonych uliczek, nieczynnej restauracji, itp. Może bym tak tego nie odczuła, ale miałam jakiś problem ze stopą, więc kluczenie, wracanie, nadkładanie drogi plus dzikie tłumy zniechęciły mnie do idei całodniowego przebywania na terenie Pompejów.
Chyba się robię zbyt marudna?
Ale, skoro już pomarudziłam, spokojnie mogę wyrazić teraz zadowolenie z tego, co zobaczyłam, oprócz rzeźb Mitoraja.
Przede wszystkim zobaczyłam nowe obiekty, których nie widziałam za pierwszym razem
(co zobaczyłam wtedy, opisałam w tym artykule).
Zaskoczyły mnie niezwykłe termy. Ich organizacja, zdobienia. Zamykałam oczy i słyszałam plusk wody i rozmowy korzystających z tych miejsc.
Nieustannie fascynuje mnie ślad, swoista pamięć o ludziach zapisana w uszkodzonych ścianach. Do tego dołączyła nowa fascynacja (czteroletnia) literami. Teraz widzę kute napisy w kamieniu i wiem, że to kapitała monumentalna, a resztki namalowanych napisów to rustyka.
Jeśli poruszają mnie mury - świadkowie czyjegoś życia, to ileż bardziej wymowne muszą być pozostawione w podziękowaniu pamiątki? Poczynając od mniej lub bardziej drogocennych przedmiotów, a skończywszy na wspaniałych dziełach sztuki.
Moje serce najbardziej tkliwie reaguje na widok obrazków wotywnych. Niektóre namalowano bardzo wprawną ręką, inne zdają się być tworem dziecka. Wszystkie, bez wyjątku są podziękowaniem Matce Bożej Różańcowej Pompejańskiej za wybawienie z opresji.
Tu już nie musimy domyślać się historii, zostają nam bardzo dosłownie i wzruszająco opowiedziane. A działy się nie tylko w pobliżu, zwróćcie uwagę na wypadki, czy strzelaninę w USA.
Równie duże zainteresowanie wzbudził we mnie widok konserwatorów. Podziwiałam ich cierpliwe zmywanie wiekowych brudów, pieczołowite uzupełnienia w oparciu o znaleziony na terenie wykopalisk materiał.
Nie zawsze tak podchodzono do Pompejów.
Pierwsze odkrywki archeologiczne miały na celu wyrwanie co bardziej smakowitych kąsków, oprawienie ich i zawieszenie na ścianach pałacowych władców XVIII wiecznego świata.
Ślad tej grabieżczej praktyki zachował się w ścianach muzealnych. Wiedziałam, że wiele wspaniałych fresków zabrano z Pompejów do Muzeum Archeologicznego w Neapolu, dlatego uznałam, że wizyta w nim musi być punktem obowiązkowym, jeśli chce się mieć pełniejszy obraz życia starożytnych Pompejan.
I znowu zacznę od odrobiny goryczy, by nie zostawiać tego smaku na koniec. Muzeum jest olbrzymim budynkiem, w którym, niestety, urządzono też wystawę tymczasową rzeźb.
Powiem tak: ja wiem, że w Kościele Katolickim wiele rzeczy nie działa, bywa, że po ludzku instytucja mocno kuśtyka, ale idąc oglądać starożytności nie mam ochoty na stawanie wobec takich uogólnień, jak makieta Bazyliki św. Piotra i kolumnady Berniniego zbudowana z samych jokerów. Nie chce mi się nawet z tym polemizować, a ktoś mnie zmusza, bym zadrżała na widok Batmana w klasycznych, znanych ze sztuki, postawach Chrystusa (oranta, czy okazującego rany). Tego było więcej w podobnym kluczu do odczytania.
Poczułam się niegościnnie i niekulturalnie potraktowana.
Szkoda wielka, bo muzeum samo w sobie wspaniałe! Tak, jak trudno było mi potem oglądać jego skarby, tak teraz trudno mi zacząć pisać o stałej ekspozycji, ale ... głowa do góry, palce na klawiaturę!
Rzeźby i drobne obiekty obejrzałam pobieżnie. Może kiedyś, może innym razem?
A przecież i sam budynek jest niezwykły. Ma dwa ogrody inspirowane pompejańskimi.
Zasłonięta częściowo ekspozycją meridiana zaintrygowała mnie tym, jak malusi otwór w ścianie precyzyjnie wyznacza czas, pokazując go na skośnej osi biegnącej przez olbrzymią salę. Nie miałam pojęcia, że promienie słońca przemieszczają się z taką prędkością, że widać to niemal gołym okiem.
Wszystko to jednak "po drodze", w niecierpliwym oczekiwaniu na realizację zamierzeń. Nastawiłam się głównie na malarstwo pompejańskie, które mnie zachwyca od wielu lat. Poziom warsztatu starożytnych artystów zdumiewa. Co za sprawność pędzla!
Mówi się o czterech okresach (niektórzy nazywają je stylami) w malarstwie starożytnych Pompejów. Nie interesuje mnie ten podział, po prostu chłonę kompozycje, ciekawe postaci, wspaniałe portrety, delikatne martwe natury. Jest coś tak frapującego we freskach sprzed wieków, że chciałabym tu i teraz od razu chwycić za pędzel i samej kontynuować ubarwianie świata.
Wow! Super post, piękne zdjęcia :) Byłam mega zachwycona moją wizytą w Pompejach ale widzę, że wiele szczegółów mnie ominęło, nie widziałam tych wszystkich ciekawych rzeźb, które zamieszczasz. Neapol uwielbiam i właśnie zainspirowałaś mnie do odwiedzenia muzeum. Czy to tam znajdują się te freski?
OdpowiedzUsuńTu i tak pokazałam niewielki wycinek. Nawet to, co opisałam kilka lat temu, to też jeszcze ciagle fragment Pompejów. Pomyśleć, że części w ogóle nie odkopano! Muzeum polecam, świetne. Jest tam jeszcze jakiś dział egipski, ale, nawet gdyby był otwarty, to i tak bym nie zajrzała, bo miałam wyraźny cel - malarstwo pompejańskie.
UsuńWłaśnie od pół godziny oglądam na Viasat history program poświęcony Pompejom!
OdpowiedzUsuńBardzo lubię programy, które pokazują wizualizacje. W samych Pompejach jest budynek z pamiątkami, ale i salami multimedialnymi. Filmy tam wyświetlane pokazują rozmach budowy miasta a potem też, jak wyglądała sama katastrofa. Porażające!
UsuńTak, takie wizualizacje pomagają naszej wyobraźni. Dwa lata temu byliśmy wracając z Zakopanego w Wieliczce. (Zawsze wakacje planujemy tak, aby jak najwięcej zobaczyć, co jest z korzyścią dla dziecka i ucztą historyczną.) Nasze dziecko było tam po raz pierwszy. Miał wtedy 9 lat. My byliśmy po raz kolejny, ale pierwszy po dofinansowaniu i dopracowaniu. Jest jedna taka wielka sala. W jednym z korytarzy kopalni. Głęboko pod ziemią. Wchodzi się, jasne ściany, zimno. Zimne posadzki. Ściany nierówne. Nagle gaśnie słabe światło. Zapada ciemność. Widać w rogu ściany pomarańczowy płomyk i słychać wybuch. W dodatku odczuwa się drgania. To pokaz wybuchu metanu. Wiedzieliśmy, ze sprawa kontrolowana. Piotruś od tego momentu wchłania wszystko, co multimedialne.
OdpowiedzUsuńHmm, gdzieś mi wcięło moją odpowiedź, że trzeba by Pompejom zasugerować instalację symulatora :)
Usuń