piątek, 29 lipca 2016

NIESPODZIEWANE NOWOŚCI

Nie mam w sobie potrzeby ciągłego gonienia za nowym. Lubię wracać do miejsc, obrazów, krajobrazów. Delektować się odrobiną. Ale na to mogę sobie pozwolić, gdy ruszam na wyprawy sama, albo z Krzysztofem. Jadąc z gośćmi, chcę uwzględnić, że są gdzieś pierwszy raz. To bywa bardzo trudne, bo z kolei, ile razy ja mogę być gdzieś pierwszy raz?
Podczas kulinarnego tygodnia ważniejsi byli, oczywiście, goście, woziliśmy ich w takie miejsca, które mogły zachwycić, zainteresować, bez względu na stopień zainteresowania sztuką.
A jednak. Były takie okazje, gdy i ja spotykałam coś nowego.

I nie będzie to nietoperz na Diabelskim Moście, lecz miasteczko, które ciągle przejeżdżałam, bo ... trzeba w góry, bo tylko Diabelski Most i na nic więcej już czasu nie było.
Zaciągnęłam ekipę na krótki spacer po Borgo a Mozzano.
Gdybym miała w kilku słowach je opisać, to senność, bogato rzeźbione drzwi, zegar, który z ledwością zmieścił się na dzwonnicy.



Przyznam, że na początku byłam lekko rozczarowana kościołami, bo z daleka wydawały się być romańskimi, przynajmniej ich dzwonnice. Wieki zrobiły swoje, trudno już doszukać się mojej ulubionej epoki. Naleciałości zniosłam dzielnie, bo świątynie były dość zadbane, miały wiele ciekawych elementów wystroju, jak chociażby olbrzymie sztandary, piękne rzeźby, czy owijane tkaniną  kolumny i wykładane nią ściany.


Nie dało się nie zauważyć spektakularnej formy ołtarza, której dotąd nigdzie nie spotkałam. Tu aż się prosiło o tytuł piosenki "Schody do nieba", choć treściowo to może niekoniecznie.

W takim małym miasteczku zaskoczyło mnie odkrycie majolik z warsztatu della Robbia. Barwnego "Zwiastowania" i bielusieńkiej Marii Magdaleny, zapewne inspirowanej tą drewnianą, Donatella.

Dla równowagi, w ołtarzu bocznym obraz z nochalem (bardziej go zapamiętałam, niż to, że całość poświęcona jest Matce Bożej Różańcowej).

Tego samego dnia poznałam jeszcze jedną nowość, nie nowość. Prowadziłam gości do wieży Guinigi w Lukce, ale po drodze zatrzymaliśmy się przy Torre dell'Orologio. Pracujący tam strażnik i bileter namówił nas na wdrapanie się na tę smuklejszą i wyższą wieżę.

Nie ma na niej dębów karłowych, ale za to bardziej centralne położenie pozwala zajrzeć niemal w każdy zakamarek starej Lukki.

W jeden zakamarek dało się zajrzeć tylko z ziemi. Szliśmy koło kościoła San Frediano, w kierunku murów i odkryliśmy wielkie puste krużganki. Gdzieś ktoś ćwiczył na fortepianie. Z innych pomieszczeń dolatywały dźwięki koncertu. Okazało się, że te wielkie przestrzenie poklasztorne są siedzibą Collegio Reale (Królewskiego Kolegium), placówki co najmniej kulturalnej :) W programie na ich stronie widać wiele imprez muzycznych, plastycznych, itp.

W następnym dniu wszystko było już znane, choć ... Czekając na gości wypatrzyłam, że można zwiedzać nie tylko grotę z kopalnią marmuru. Jest też oferta innej firmy proponująca wjazd jeepem na otwarte przestrzenie, dużo wyżej położone. Nie skorzystałam wtedy, bo nie było już czasu, lecz zrobiłam plany na przyszłość. Wybiła mi je z głowy Kinga, która wybrała kiedyś tę formę zwiedzania marmurowych wyrobisk i powiedziała, że z moim lękiem, to mam sobie tę wycieczkę wybić z głowy.
Pozostaje mi jedna maluśka nowinka - maszyny do rzeźbienia! Jejka, gdzie etos rzeźbiarza? Gdzie mięśnie obolałe od uderzeń młotem w dłuto? Gdzie pył w oczach i raniące odpryski?
Michał Anioł w grobie się przewraca.

Niedziela zapowiadała się na dreptanie utartymi szlakami, ale Festiwal Teatrów w Certaldo zabronił nam wstępu do centro storico. Malutka kolejka (funicolare), którą można wjeżdżać do Certaldo Alto podsunęła mi inny pomysł. Jeszcze nigdy nie wjeżdżałam funicolare łączącą Montecatini Terme z Montecatini Alto. No, to jedziemy!

Kilometrowy odcinek pokonuje się w około 6 minut, po drodze mijając zjeżdżający z góry wagonik.
Zawsze to coś nowego!

Ostatni dzień pobytu naszych gości też przyniósł nowinki.
Najpierw rozgrzane słońcem Seggiano.
Schowanych w cieniu staruszków, witających się z nowo przybyłymi koleżankami.


Niewielki kościół z brzydkim, przez co dziwnie pięknym i przejmującym,  Chrystusem.



Zamknięte oratorium z freskami, które wiem, że powinnam zobaczyć.

A dookoła zieleń.

W wielkim kontraście do tego, co jeszcze tego samego dnia zobaczyliśmy.
Czy zielono, czy płowo. Samograje. Przepadam!

Cały pobyt zakończyliśmy w Pienzy zalanej najlepszym światłem zachodzącego słońca, spokojnej.
Większość turystów już wyjechała, część zajęła z góry upatrzone stolikowe pozycje. Tylko my, ciągle syci po obiedzie u Roberto, nie mieliśmy ochoty na nic do jedzenia.

Odkryliśmy makietę z placem w Pienzy, prezentującą (po wrzuceniu do automatu 50 centów), na czym polega meridiana katedry.

W dzień przesilenia cień szczytu fasady nachodzi na koło ze środka placu. To samo koło we wrześniu służy za cel toczonych po bruku serowych gomółek. Gdy nasi goście żegnali Toskanię, było puste, aż się prosiło o jakąś zabawę.
Już mieliśmy wracać, gdy po drodze zajrzeliśmy do krużganków przy kościele San Francesco.

Już nie są kościelne. Należą do Relais Il Chiostro, ale wolno na nie wejść, czego nigdy sobie nie odmawiam. Krzysztof wypatrzył, że z krużganków da się wejść do niewielkiego ogrodu, z którego rozciągają się bajkowe widoki. W ogrodzie stało wiele zajętych stolików, ale okazało się, że można usiąść przy tych nienakrytych, zamówić jedynie aperola i patrzeć, co słońce wyczynia z wypłowiałymi po żniwach wzgórzami.

Idealna chwila na zakończenie wakacji naszych gości.

16 komentarzy:

  1. Piękne zakątki . Chciałoby się tam być. Żałuję tylko ,że robisz kolaże bo stanowczo mało widzę na tych miniaturkach. Mam tylko nadzieję ,że kiedyś w naturze mi się uda to wszystko zobaczyć.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Maszko, one są duże. Jeśli klikniesz na zdjęcie, otwiera się jedynie dany kolaż, a po kliknięciu jeszcze raz, powiększa się do rozmiarów, w których widać dużo więcej szczegółów. Już zapewne to pisałam, że kolaże są po to, by nie wydłużać artykułów. Mam problem z wyborem zdjęć, więc wrzucałabym bez opamiętania, a kolaże trochę mnie dyscyplinują i pozwalają przemycić i tak więcej fotek.

      Usuń
    2. Tak sobie pomyślałam, że może tę informację umieszczę na stałe, bo nie każdy będzie o tym wiedział.

      Usuń
  2. Miejsca piękne! I nawet jeśli znane to przecieź za kaźdym razem inne, zależnie od pogody ale chyba teź od naszego nastroju. Lubię takie powroty i odkrycia.Ibardzo podoba mi się takie zakończenie...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Właściwie to był motyw przewodni, nie tylko zakończenie, hi hi hi. Myślę, że moi goście bardzo zapamiętali ten pyszny, pomarańczowy trunek :)

      Usuń
  3. Jak pięknie opowiadasz! Wciągnęłam się w historię, a dzięki zdjęciom przeniosłam w przestrzeni. Dziękuję Ci za narrację, za te wszystkie uwagi, dostrzeganie detali i pokazywanie ich nam - uwielbiam takie "perełki". Nochal, "brzydki" Jezus, światło na wzgórzach... I te piękne słowa o widzeniu, doświadczaniu nowego... <3 Dziękuję!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A ja dziękuję za takie uważne czytanie, za zrozumienie, za słowa, które pokazują że dobrze pisać też dla ludzi, nie tylko dla siebie :)

      Usuń
  4. Pani Małgosiu dziękuję za pomysł na aperol z widokami w Pienzy, taki drobiazg, ale za chwilę tam będę i miło będzie na chwilę przysiąść i popatrzeć bez tłumu wokół.
    A przy okazji pytanie, jeśli można - czy jechała Pani kiedyś do Pienzy autobusem np ze Sieny czy Florencji? Czy w ogóle autobusy jeżdżą do takich maleńkich miasteczek?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Polecam! Proszę się nie zrazić ludźmi jedzącymi kolację przy stolikach. Pytaliśmy kelnera, czy musimy jeść kolację, powiedzieliśmy, że chcemy tylko się napić. Powiedział, żebyśmy usiedli przy stolikach z boku, ale miały też widok na wzgórza. Co do komunikacji, to jestem jedynie użytkownikiem kolei, z autobusów korzystałam bardzo rzadko. Kiedyś na moim forum ktoś opisał podróżowanie bez auta. Widzę dwa wątki o podróżowaniu bez auta: http://forum.toskania.matyjaszczyk.com/viewforum.php?f=9

      Usuń
    2. Tam ktoś opisywał stronę, na której można opracować jazdę autobusami. Teraz to trochę inaczej działa, więc lepiej wejść na http://www.tiemmespa.it/index.php/Viaggia-con-noi/Calcola-percorso

      Usuń
  5. Bardzo dziękuję, zaraz tam zajrzę. niestety pociągi nie wszędzie docierają, kiedyś ufnie wsiadłam do pociągu do Montepulciano i zakończyło się zwiedzeniem stacji kolejowej, przez półtorej godziny nic stamtąd nie jechało na stare miasto, a to chyba kilkanaście km. Pozdrowienia
    MS

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak podejrzewam, że łatwo z pociągami nie jest, bo sieć słabo pokrywa Toskanię. Z kolei nie ma tak czytelnych stron do wyszukiwania połączeń autobusowych, jak kolejowych. Znam parę osób, które jednak podróżowały komunikacją publiczną, i to bez znajomości włoskiego :) Życzę udanego pobytu!

      Usuń
  6. O, jaka podróż po w większości znanych i mnie miejscach. Carrara (carramba!), Montecatini Alto, Garfagnana, Certaldo, Lukka, Pienza z tym miejscem przy San Francesco, które zawsze mnie zachwyca.
    Już niedługo.... :))))))))))))))))))
    PS. Znam z opowieści znajomej miłosniczki Włoch parę, która zwiedziła sporą część Włoch (także Sycylię od krańca do krańca) bez samochodu. Wymaga to zapewne trochę hartu ducha i wcześniejszego przygotowania, ale da się. Że nie wspomnę o córce tej znajomej, która w poszukiwaniu materiałów do pracy licencjackiej o tamtejszych muralach, całą Sardynię objechała na rowerze :).
    Kinga

    OdpowiedzUsuń
  7. Znajomość z aperolem zawdzięczam Joannie. Zabrakło czasu, by zjeść obiad, na który nas zapraszała - postawiła nam więc po aperolu, a po drodze w alimentari zrobiono nam szybkie panini... I jeszcze błyskawicznie pokazała kilka ciekawych miejsc i opowiedziała o nich! Co za dziewczyna. I teraz zawsze już Aperol równa się Joanna plus Pistoia...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jejka, już nie pamiętam skąd znam aperol. Powinnam był to sobie zapisać. Sama z chęcią pozwiedzałabym z Joanną :)

      Usuń