wtorek, 7 listopada 2017

JESIENNE ROMANIZMY

W ostatnim artykule wspomniałam, że, przy okazji wizyty na biskupim grobie, uszczknęliśmy sobie też małą wycieczkę. Zaproponowałam naszemu trzyosobowemu składowi tropienie romanizmu. A to ci nowość!
Ale co ja zrobię, że się urodziłam o kilkaset lat za późno?
Dobrze, że co nieco uchowało się i do naszych czasów.
Zacznę jednak od czegoś nowszego.
By dotrzeć do Santa Maria a Colle, trzeba przekroczyć trzecią, co do wielkości, rzekę Toskanii - Serchio. Wiem, rzeźby na mostach to nic zaskakującego, ale w tym miejscu, wciśnięty w barierkę św. Piotr kazał wysiąść mi z auta i gnać na środek mostu noszącego imię swojego patrona.


   
 Nie mogłabym stać tak nieruchomo na moście, bo z obydwóch stron rozciągają się spokojne wodą widoki.

   

 Wody trochę mało, ciągle jeszcze było za mało opadów, by napełnić koryto.



 

 Tego dnia zobaczyliśmy cztery kościoły, w tym tylko dwa czynne.
Pierwszy nie był romański, ale miał w sobie urok dobrze zadbanego wiejskiego kościoła, po którym możecie się rozejrzeć przy pomocy zdjęcia sferycznego.



Wycieczka wiodła przez tereny na południe od Lukki. Czasami mieliśmy wrażenie, że to okolice Florencji, przypominały je wąwozy z murów, które bronią posiadłości przed wścibskim wzrokiem ciekawskich.



 Pierwsza piękność romańska też broniła swojego wnętrza przed nami.


 Chyba jest już długo nieczynna.
Kościół św. Andrzeja w Gattaioli powstał w VIII wieku, by w XII zostać wchłoniętym przez nowszą strukturę. Krótki opis na tablicy przy kościele mówi o przeróbkach wewnątrz, ale nie było nam dane tego zobaczyć. Sądząc po ogólnym stanie, może to być niemożliwe, by zobaczyć, co kryje środek świątyni. Szkoda, bo okolica zachwycająca, spokojna, prawie wymarła (nomen omen, w pobliżu był cmentarz), tylko pies zza pobliskiej bramy udowadniał, że istnieje tu jakieś życie.


Skoro nie zabawiliśmy tu długo, zaproponowałam dwa kościoły romańskie w pobliskiej Santa Maria del Giudice.
Pierwszy kościółek wygladał smakowicie zza dachów, z bliska też wyglądał pięknie, lecz był jeszcze bardziej opuszczony od tego z Gattaioli.
 

 Czy może być coś mniej lub bardziej opuszczonego? To już nie była luźno zabudowana okolica, a jednak, mimo domów w pobliżu, nie spotkaliśmy nikogo, kto by nam wyjaśnił losy budowli.
Trochę opadły mi skrzydełka, ale "może jeszcze wskoczymy na drugą stronę drogi?".
Joanna miała jeszcze trochę czasu do powrotu córek ze szkoły, co było punktem wyznaczającym termin naszego powrotu, więc zgodnie podjechaliśmy do Kościoła Santa Maria Assunta.
Prawie byłam pewna, że zastaniemy go otwartym, bo jest kościołem parafialnym. Chyba trochę się rozkojarzyłam faktem, że w końcu jakieś drzwi są otwarte, więc zapomniałam zrobić ogólne zdjęcie fasady, mam jedynie detal portalu.

   

 Szkoda, bo ma charakterystyczne dla tego rejonu ślepe arkady.
Muszę wspomóc się zdjęciem z wikipedii:



Dobrze chociaż, że mogę Wam pokazać przedziwny tył kościoła, wariacko obudowaną romańską absydę, z której niespodziewanie wyrasta dzwonnica.

   

 Nie wysilono się i nie wykorzystano półokrągłej podstawy, nabudowując ośmiokątną wieżę. Tylko gdzie wtedy sensownie umieścić zegar?
Środek obejrzałam bardziej uważnie, przyjrzałam się proporcjom bryły, kapitelom o ptasich kształtach, małym okienkom wpuszczającym kolorowe plamy światła, murowanym konfesjonałom. W ołtarzu bocznym ucieszył mnie obraz nawziązujący do Volto Santo z Lukki, tak charakterystyczny dla regionu - Chrystus na krzyżu jako Arcykapłan.  Trudny do sfotografowania, więc wybaczcie jakość zdjęć.




 

 W świątyni panowało coś swojskiego. Widać, że kościół jest używany, ma w sobie ciepło dodatków, światło prawdziwych (nie elektrycznych) świec, kwiaty, plątaninę kutych żyrandol.




Zdjęcie sferyczne kościoła:


Nam światła dostarczał tylko jeden, którego włączenie dwie bojaźliwe kobiety zleciły księdzu. Wyobraźcie sobie nieopisany maluśki włącznik, położony dość wysoko, przy samym wejściu. Nacisnąć, nie nacisnąć? A może to dzwonek wzywający proboszcza? W Tobbianie, niepodal figury Madonny mamy taki włącznik, którym ludzie dzwonili z wnętrza kościoła, gdy chcieli się wyspowiadać.
Ten w Santa Maria del Giudice był włącznikiem światła :) Uff! Romanizmy już wytłumaczyłam, a że jesienne, to na wielu zdjęciach widać :) Na zakończenie więc tylko niebywałe drzewa, które płonęły żółcią na wierzchołkach.





3 komentarze:

  1. Liście akantu jak dzioby papug… ciekawe :)
    Pozdrawiam, Aldona

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, liście uproszczone do jednego zawijasa, też mi się bardzo "uptasiły".

      Usuń
  2. Piękna wycieczka

    OdpowiedzUsuń