czwartek, 9 listopada 2017

LA LUCE

Wiele razy zapytana o to, co mnie specjalnie tak zachwyca w Toskanii, odpowiadam, że światło, które we włoskim języku ma rodzaj żeński. Bo to czasami nie jest światło, to świetlistość, poświata, jasność. Tak było tego dnia, gdy już nie wytrzymałam nerwowo tego, że ciągle jeszcze nie sfotografowałam porządnie mojego ukochanego wzgórza w jesiennym wystroju.
Widziałam z auta nasycone kolorami drzewa i żałowałam, że akurat nie mam czasu, że gdzieś indziej, albo, że pada i nie ma tego specjalnego światła. Aż tu pewnego dnia ...
Rano nadal lało, ale po południu zaczęło się przejaśniać. Nie było co się zastanawiać, słońce miało zachodzić, a tutaj dzieje się to szybciej, bo zanim zniknie gdzieś daleko za horyzontem, chowa się najpierw za pobliskim wzgórzem.
Krzysztof zjeżdżał akurat do drugiej parafii, więc wsiadłam do auta i poprosiłam, żeby zostawił mnie gdzieś, mniej więcej, w połowie drogi.
Wyobraźcie sobie, że na widok tego rozproszonego wilgocią światła dostałam kręćka optymistycznego. Jeśli jechał ktoś znajomy, to już wiedział, że lubię robić zdjęcia, dokumentować chwile, ale pewnie i tak wyglądało to co najmniej nietypowo. Szłam uśmiechając się do siebie samej najszerzej, jak umiem.
Tę drogę wypatrzycie na niektórych zdjęciach, chociaż nie ona była główną bohaterką, więc nie widać, jak się wije pod górę.
Całe moje zainteresowanie pochłonęła prawa strona drogi wypełniona najpierw gajami oliwnymi, potem doliną, a następnie wysokimi wzgórzami, na czele z moim ukochanym zwanym przeze mnie Wzgórzem Jane Eyre (opisanym w marcowym artykule), a po prawdzie La Reticaia (czyt. retikaja).
Zrzut ekranowy z map google twierdzi, że ten odcinek przechodzi się w 23 minuty.

Absolutna nieprawda! Nie uwzględniono wariatki z aparatem i telefonem.
Światło tak mną zawładnęło, że nie umiałam potem odrzucić wielu zdjęć, zobaczycie, że nie mogłam. Czasami lekkie przesunięcie, ciut inny kadr tworzą zupełnie nową jakość i żal było te cuda natury wyrzucić. Wyobrażam sobie, jak pięknie sfotografowałby je profesjonalny fotograf, z lepszym sprzętem. Musicie zadowolić się moim zachwytem, mam nadzieję, że i Wam się udzieli i usmiechniecie się do monitora.
Zdjęcia zaczynają się od ogrodu i kończą już w zmierzchowym widoku na dzwonnicę.
Popatrzcie, jak słońce zanikało, walczyło jeszcze o barwy na szczycie wzgórza, a potem ostatnim dotykiem pozłociło okna w domu najwyżej położonym. Potem cień i chmury ochłodziły barwy, a ja wróciłam z takim oto naręczem radości:















17 komentarzy:

  1. Byłam w Toskanii latem, było cudnie ale te jesienne, pełne mgły i melancholijnej świetlistości obrazy chwytają za serce i duszę.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, są absolutnie innego ducha, chociaż nie umiałabym orzec, że któreś są piękniejsze. Po prostu każda pora roku coś w sobie niesie :)

      Usuń
  2. Widzialam wiosną. jesienią równie pięknie tam na górze :)
    Kinga

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Chylę czoła....mistrzyni ujęć:)i jak tu się nie uśmiechać...raduję się całą sobą:)Jesienna uczta:)Dziękuję łowczyni światła Roksana:)

      Usuń
    2. A wiesz, że chciałam najpierw napisać tytuł "Łowy" ? Tak się czułam tego dnia, jak łapacz obrazów.

      Usuń
  3. Cudowne widoki ,pejzarze ,ujecia i wszystko ,niesamowity klimat.Mistrzostwo .Pozdrawiam
    irena z Poznania

    OdpowiedzUsuń
  4. Z górki 23min, a pod górkę ;) ?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To pod górkę było, mieszkam powyżej tych widoków. Z górki zjechałam autem, żeby zdązyć załapać się na światło :)

      Usuń
  5. Zazdroszczę! :-)
    I światła i ujęć. I żal we mnie tylko, bo nie wiem, czy nawet mając taką okazję, sama dałabym radę zrobić równie piękne zdjęcia [a też lubię pstrykać i mam ambicje ;-)]. Od patrzenia rzeczywiście weselej i cieplej na sercu się robi.
    Pozdrawiam serdecznie,
    Anka z Warszawy

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To właściwie były samograje, część zdjęć telefonem strzeliłam, bo lepiej sobie radzi z kontrastem. Ale , oczywiście, bardzo dziękuję za pochwały :) Chyba największą moją zasługa było pojawienie się tam w odpowiedni czasie.

      Usuń
  6. Boże, jak pięknie! Narobiłaś mi apetytu, Małgosiu, by kiedyś uciec do Toskanii na cały listopad… to miesiąc, który najgorzej znoszę. Piękne zdjęcia.
    Pozdrawiam, Aldona

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Na cały nie radziłabym, chyba że zniesiesz kulkudniowe świstanie w uszach, wycie za oknem, huk w kominach i spadające z dachu martwe, wysuszone , zapewne gdzieś juz od miesięcy spoczywające, gołębie. Jest teraz zimno, ręce grabieją, a na najwyższym końcu Tobbiany zaległ nawet na chwilę śnieg.

      Usuń
  7. Małgosiu che spettacolo!!!.Brakuje mi bardzo tej świetlistości.Dziękuję i pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń