Długo się nie zastanawiałam, zresztą nie mogłam, bo termin naglił (na ogłoszenie trafiłam na tydzień przed ustalonym terminem zgłoszeń). Pomyślałam, że to będzie zarówno dobra okazja do poznania tutejszego środowiska artystycznego, zobaczenia, co robią inni; jak i jakiś krok z moim pojawieniem się w środowisku. Zachętą było też miejsce. Może ktoś pamięta, gdy je opisałam w artykule "Rozważania na szóstej mili" ? W tym samym wpisie troszkę przypuściłam do myśli pomysł, że może kiedyś i ja wystawię się w tym miejscu. Nie pomyślałam, że po dwóch latach zamieszkam milę dalej.
Nie pomyślałam też, że z organizacją to tutaj różnie bywa, a tym bardziej, że różnie bywa z artystami.
Organizacja zaskoczyła mnie totalnie. Odezwały się stare nawyki z Ośrodka Kultury w Czerwonaku, w którym pracowałam. Tutaj choćby cień tego się nie pojawił, jak myśmy organizowali wystawy.
Powiem tylko dwa przykłady: 24 lutego mijał termin zgłoszeń. Zawiozłam papiery nawet dwa dni wcześniej, dowiedziałam się, że wystawa prawdopodobnie odbędzie się w czerwcu, a 2 marca dostałam maila, że 10 marca będzie inauguracja wystawy! Plakat informujący o imprezie pojawił się na dzień przed wernisażem. Przeczuwając już, że to nie będzie tak, jak sobie wyobrażałam, szybko skleciłam własny plakat.
Dzięki kameralnej liczbie odbiorców nie miałam problemów z opisaniem swoich prac po włosku. Zresztą wystarczyło zacząć od tego, że się jest obcokrajowcem i się słabo mówi w tubylczym języku, wszyscy potem byli i tak zachwyceni i z uwagą słuchali, co mam do powiedzenia.
Na początku miałam pomysł, by wystawić pięć obrazów z serii "Na skraju wakacji" . Krzysztof podpowiedział mi, żebym raczej pokazała bardziej reprezentacyjną piątkę (tyle tylko można było wystawić).
Tak to na ścianach zawisły znane już tutaj obrazy (między innymi interpretacja kaligraficzna poezji Moniki Zawadzkiej, we włoskiej wersji) oraz jeden z nowej serii, nigdzie jeszcze niepublikowanej. Jeszcze nie pokazuję projektu, bo ciągle rośnie.
Panowie, którzy wystawiali się razem ze mną skomplementowali moje prace, a jeden z nich zapytał, czy studiowałam na akademii, usłyszawszy odpowiedź, rozbrajająco powiedział, że to widać.
Sam jest amatorem gustującym w abstrakcyjnych zabawach strukturami.
Drugi pan zaprezentował fotografie, z których jedna, zrobiona na pustyni w Namibii wydawała się obrazem. Ogólnie świetne kadry, oddające nastrój miejsc zobaczonych podczas podróży po całym świecie.
Pierwsze koty za płoty, kilka nowych osób poznałam, dałam się poznać odpowiedzialnym za wystawy w gminie, czas pokaże, co z tego wyniknie.
Ja jeszcze na chwilę wrócę do samego miejsca, bo gdy byłam w nim pierwszy raz, było już ciemno. Ciekawostką może być fakt, że czworo z moich znajomych, mieszkańców Tobbiany, pierwszy raz było w Villi Smilea.Dwoje wyraziło chęć dogłębnego jej zwiedzenia, co i też jest w moich zamiarach. Dzisiaj kilka zdjęć zrobionych podczas rzadkich jeszcze słonecznych chwil, a także nocnych, bo nie mogłam się opanować, tak lubię to miejsce.
Wystawa czynna jest do 8 kwietnia. Można ją zwiedzać w soboty i niedziele oraz dni świąteczne w godzinach 16:00-19:00. Jest to też okazja, by zobaczyć chociaż fragment Villi Smilea.
Wielkie gratulacje! Bardzo sie ciesze, ze wreszcie praktycznie znalazlas sie w tamtym srodowisku artystycznym i tam Cie tez docenili! Fantastycznie!😊
OdpowiedzUsuńBardzo dziękuję, tylko komu?
UsuńMnie :)
UsuńKinga :)
A toś się przyczaiła :)
UsuńSerdeczne gratulacje!
OdpowiedzUsuńBardzo mi sie podoba Twoj autoportret.
Pozdrawiam wiosennie
A
Cieszę się, zawsze to pewność, gdy się namaluje autoportret, że nikt inny nie będzie na mnie zły, jeśli coś pójdzie nie tak :) Dlatego malowanie go dodało mi odwagi na całą serię.
Usuńoooooooooo jaka fajna sprawa ! gratuluję ! ale rewelacyjnie tak się pokazać z miejscowymi artystami :) szkoda, że ta organizacja tak typowo na styl włoski ale z drugiej strony lepiej mniejsze grono niż za duże. Jakby artyści dopisali to ludzie mogliby się znudzić.
OdpowiedzUsuńW zasadzie trochę mnie zaskakuje, że na takich wernisażach nie bywa zbyt wielu ludzi. Ja z racji, że mąż fotograf bywam z nim średnio raz w miesiącu na jakimś fotograficznym wernisażu lub wystawie i właśnie zauważyłam, że niezależnie czy ogłasza się to wcześnie czy późno zimą to praktycznie jest żenująca frekwencja a latem lepiej ale to też zależy. Ostatnio byliśmy w te wielkie polskie mrozy u fotografa modowego który miał fajną wystawę pokazującą jego prace z modelką i modą które poszły do jakiegoś hiszpańskiego magazynu. Generalnie odliczając współpracowników przy tej sesji i rodzinę fotografa oraz pracowników galerii gdzie się wystawiał to praktycznie byliśmy tylko my z mężem. Nie było nawet 15 osób. Szkoda :(
A dziękuję bardzo. No, własnie też mi szkoda, że środowisko, a i chyba organizacja nie dopisali. Ja właśnie miałam nadzieję, że nie tylko poznam nowych, ale i że sama zginę w tłumie. No cóż...
UsuńWspaniała sprawa. Gratuluję!.Zawsze było cichym moim marzeniem żeby pokazać szerszej publiczności moją twórczość. To zawsze buduje . Nie pokazałam . Może nie mam takiego przebicia. Obrazy maluje i wieszam w domu a że i ścian nie przybywa więc coraz mniej myślę o tworzeniu :-(.Tym bardziej gratuluję ze Ty się odważyłaś. Pozdrawiam :-).
OdpowiedzUsuńDziękuję, jakoś się przemogłam :)
Usuń