Zawieszone w jednej sali trzy dzieła pojawiły się na już zamkniętej wystawie "Cinquecento" w Palazzo Strozzi.
Wywarły na mnie niezwykłe wrażenie, może właśnie przez zestawienie, że tak koło siebie?
To trochę, jak kiedyś doskonałe okazanie trzech słynnych florenckich krucyfiksów (patrz "Wyjątkowy tryptyk").
Tym razem nie opowiem o każdym obrazie. Jeden, zresztą, już miał tu swoje miejsce, w artykule "Z podziwem całej Florencji".
Nie opowiem też o tym trzecim, z prawej strony zdjęcia.
Wspomnę jedynie, że jest to obraz Bronzino zatytułowany "Złożenie Chrystusa [do grobu]". Nie mam pojęcia, dlaczego nie nazywa się tego przedstawienia "Pietą", albo "Opłakiwaniem", ale pewnie naukowcy wiedzą swoje. Nad moimi relacjami z Bronzino ciągle pracuję, jeszcze nie czas na niego.
Zapraszam Was do kontemplacji dojmującego "Zdjęcia z krzyża" Rosso Fiorentino.
Gdy stanęłam przed obrazem, długo nie mogłam się uspokoić, nie mogłam też uspokoić wzroku ni uporządkować myśli.
Zachłannie wpatrywałam się w szczegóły, starałam się zapamiętać, każdą szaloną plamę.
Dzisiaj już opanowana mogę pisać o wcale spokojnym obrazie.
Rosso Fiorentino (dosłownie: Florencki Rudzielec) trudniejszy do zapamiętania pod prawdziwym Giovan Battista di Jacopo Gasparre żył tylko 45 lat, zakończywszy żywot samobójstwem. Nie mógł znieść oskarżenia go o to, że ukradł pieniądze swojemu przyjacielowi, take malarzowi. To trochę mówi o jego charakterze. Był to, ponoć, piękny i elegancki mężczyzna, oryginalny nonkorfomista. Uczeń Andrea del Sarto, z trudem daje umieścić się w manieryzmie. Wystaje z niego niezwykłą plamą i barwami. Gdy myślę Rosso Fiorentino, zawsze widzę oczy jego postaci skrywane przez przedziwny cień, niczym rozmazany makijaż.
Zapewne najbardziej znanym jego obrazem jest niewielki "Muzykujący Anioł"
http://chroniquesdemomentspartages.blogspot.it |
Powstało w 1521 roku, zostało namalowane farbami olejnymi na desce. Jest to obraz powstały na zamówienie pewnego pobożnego Towarzystwa od Krzyża. Do czasów Rosso nie było to częste przedstawienie, by pokazać dokładnie moment odłączenia martwego ciała.
Ewangelista Mateusz pisze, że: Pod wieczór przyszedł zamożny człowiek z Arymatei, imieniem Józef, który też był uczniem Jezusa. On udał się do Piłata i poprosił o ciało Jezusa.
Ten wieczór wyraźnie zapada w tle obrazu, jeszcze reszki światła tlą się na horyzoncie, nad niewielkimi wzgórzami. Gdybym nie zaczęła od tego, co za sceną, zapomniałabym pewnie, by tam potem spojrzeć.
Wszystko dzieje się na pierwszym planie podzielonym na dwie wyraźne części: dolną i górną.
Pierwsza wpisuje się w wiele znanych nam scen dziejących się pod krzyżem. Omdlewającą Madonnę podtrzymują towarzyszące Maryi dwie matki apostołów. Hmm, dość młode.
Jeszcze ciekawsze jest ułożenie Marii Magdaleny, nie obejmuje w rozpaczy drzewa krzyża, nie unosi z krzykiem rąk ku niebu, jak to bywa w wielu obrazach.
Masaccio https://ilsassonellostagno.files.wordpress.com/2015/09/crucifix_masaccio.jpg |
Signorelli - Wikipedia |
Ma intensywnie czerwoną suknię, namalowaną zgeometryzowanymi fałdami, z mocno wyciętym dekoltem na plecach, spod którego widać złotą tkaninę zakończoną białą falbaną.
Do tego misternie upięte włosy i od razu dostajemy sygnał o jej poprzednim życiu.
W dolnej grupie są jeszcze dwie postaci: pomocnik podtrzymujący jedną z drabin oraz św. Jan Ewangelista pogrążony w rozpaczy, rudymi włosami ewidentnie nawiązujący do autora obrazu.
Młody chłopiec za nim, jako jedyny nie angażuje się w akcję, ani emocjami, ani aktywnością. Widać, że podtrzymywanie drabiny nie zmusza go do zbytniego wysiłku, może więc z ciekawością przyglądać się grupie rozpaczających kobiet.
Teraz spójrzmy wyżej.
Od razu poraża nas zieleń martwego ciała Chrystusa.
Gdy się przyjrzymy baczniej to i twarz Madonny jest bliska tej barwy, nawet jej suknia jest pewnym odnośnikiem do ciała Syna. Spotkałam się z intertpretacją, że na twarzy Jezusa został odmalowany uśmiech, poniekąd komentarz do zdejmujących nieudolnie Go z krzyża. Wydaje mi się to mocno naciągane. Chrystus wszak zawołał donośnym głosem i wyzionął ducha. Usta mogły więc pozostać otwarte, z widocznymi zębami dającymi wrażenie uśmiechu.
Skąd w ogóle pomysł, że twarz Zmarłego coś komentuje?
Dochodzimy do najbardziej ekspresyjnej części obrazu.
Chyba nie jestem w stanie wyobrazić sobie emocji, jakie musiały towarzyszyć wyciąganiu gwoździ z ciała Chrystusa. Przecież ani Nikodem ani Józef z Arymatei nie byli w tym "wyspecjalizowani", a w dodatku robili to z wielkiego szacunku. Nie zarządzili dobrze procesem, coś poszło nie tak, ciało zdaje się im wymykać.
Nie! Tylko nie to! Nie może upaść!
Pomocnicy na drabinach wkładają wiele siły, by ustrzec zwłoki Zbawiciela przed osunięciem na ziemię. Ten po lewej stronie patrzy, gdzie by się przytrzymać lewą ręką, podczas gdy prawa pewnie chwyciła ciało pod kolanami.
Ten po prawej stronie całym ciałem napiera, by nie stracić kontroli.
Nikodem krzyczy, ale i pomaga, chwytając za czubek drabiny.
Józef podpowiada, jak wyjść z trudnej sytuacji.
Dynamikę sceny podkreślają rozwiane tkaniny o intensywnych barwach.
Światło wydobywa głębokie drapowania materii, rzeźbi mięśnie napięte wysiłkiem.
I znowu wzrok kieruje się na Chrystusowe ciało.
Tym razem musicie poradzić sobie sami, przez trzy dni nie może Wam pomóc.
Przypomniam sobie jeden z esejów Rusinka, gdy zadziwia się nad językowym zjawiskiem, że zieleń jest symbolem świeżości (chociażby w powiedzeniu "zielone płuca"). Tutaj jest przerażająco martwa, ale ... Wszak zieleń to też kolor nadziei, więc tego się trzymajmy.
Dziekuje za kolejna porcje wrazen.
OdpowiedzUsuńSpokojnego Wielkiego Tygodnia i Wesolego Alleluja
A
Dziękuję i cieszę się, że są wrażeniami nie tylko dla mnie :) Alleluja!
UsuńMałgosiu, opis jak zwykle u Ciebie piękny i przejmujący. Dziękuję.
OdpowiedzUsuńA Tobie i Twoim najbliższym - w tym Księdzu Krzysztofowi - radosnych, pełnych zielonej nadziei Świąt Zmartwychwstania Pańskiego życzą Ewa i Adam z Legnicy.
Ewuś, dziękuję. Nastawiłam swoją cierpliwość na próbę, by czekać z opisem i trafić dokładnie w Wielki Tydzień, ale dzięki temu treść jest na pewno wzmocniona. Alleluja!
UsuńWspaniale to opisałaś. Połowy rzeczy bym nie zauważyła, gdyby nie ten post. Czy obraz pośrodku tryptyku jest z kaplicy Capponich?
OdpowiedzUsuńPozdrawiam, Aldona
Jest mi niezmiernie miło, sama ciągle uczę się patrzenia, więc mam zawsze taką nadzieję, że i innym pomogę :) Tak, ten obraz jest kaplicy Capponich, tej kościelnej, opisałam już kiedyś, do czego link podałam w tym artykule :)
UsuńAch słusznie! Nawet go sobie kiedyś ściągnęłam i zapisałam od ciebie...
UsuńA.
Jak "zwykle" cudowne mlarstwo wloskiego renesansu,i jak tu nie jeździć do Włoch,chociaż żeby zobaczyć sztukę Bronzina.pozdrawiam Marek K.
OdpowiedzUsuńTo nie renesans, ani Rosso Fiorentino, ani Bronzino - to już manieryzm, do którego długo się przekonywałam.
UsuńOczywiście, że tak... lecz "granica między obrazem manierystycznym a renesansowym jest umowna"... to sprawa dyskusyjna... lecz ostatecznie liczy się sztuka, piękna sztuka,a prezentowane powyżej obrazy taką niewątpliwie sztuką są. Pozdrawiam Marek K.
OdpowiedzUsuń