czwartek, 1 marca 2018

POLSKA DUSZA

A było to tak.
Dzień wcześniej lałam gorącą wodę do poidełka, by ptaki choć przez chwilę miały wodę.  

Skorzystały!
Chwilę potem podsłuchałam rozmowę:

- Hej! Ponoć ma spaść śnieg?
- Niemożliwe!
- Tak, tak, dzieciom w domach kazali zostać.
- Nie bój się, razem jakoś damy radę.



No i zapowiedzi stały się prawdą.


A we mnie zagrała polska dusza.
Już w niedzielę, podczas próby generalnej, gdy po Mszy nieźle sypało, zachwyciłam się śniegiem. Tobbiańczycy dziwnie mi się przyglądali. Na moje "bello" odpowiadali "bello?", patrząc na mnie z uwagą.
Śnieg wtedy szybko stopniał.
Przyszły mrozy i wiatry okrutne, które podwajają odczuwalność temperatury, oczywiście, w dół.

Pierwszy dzień marca opatuliła biała cisza.



Nie mogłam wytrzymać, taki widok to rzadkość, więc wybiegłam z aparatem na ulicę. Doszłam nawet do punktu, z którego dobrze fotografuje się moje ulubione wzgórze Reticaia.



Szłam, tuptałam, śnieg ciął mi po gałkach ocznych, a z wolna, z bardzo wolna mijające mnie samochody ujawniały zdziwione miny kierowców.
Wiedziałam, że niebawem będzie wracał z Fognano Krzysztof, więc umówiłam się z nim, że mnie po drodze zabierze. No i zaczęła się zabawa, bo gdy jechał to ok, ale po zatrzymaniu się na zakręcie pod górę, samochód odmówił współpracy, postanowił zatańczyć na drodze. Na szczęście, udało się bestię opanować, trzeba było zjechać dużo niżej, załapać przyczepność i pokonywać trasę w górę z nadzieją, że zza zakrętu nie pojawi się żaden inny dzielny kierowca. Widziałam potem, że nie tylko my zatańczyliśmy na drodze.


Powiem Wam tak: zawsze się podśmiechiwałam z tutejszych katastrof żywiołowych w postaci opadów śniegu, ale teraz już rozumiem.
Nikt przecież nie kupuje zimowych opon, jeśli większość zim przebiega zupełnie na plusie.
Zakładanie łańcuchów na opony to mordęga.
Butów też przecież nikt na śnieżne zaspy nie kupuje.
Nawet jeśli są nieprzemakalne, to jeszcze powinny być antypoślizgowe.
Moje nogi od razu przypomniały sobie, jak iść po śniegu, a i tak może z 200 metrowe zejście asfaltową drogą zajęło mi kilkanaście minut. Śnieżny pług przejechał dużo później, nie zdziałał za wiele, bo wiatr nawiewał nowe opady.
Tak więc pokornie odszczekuję złośliwe uśmieszki. Tubylcy mają absolutne prawo nie umieć zachowywać się jak polskie śnieżne dusze :)
Tylko jeden zdawał się w ogóle nie zauważać bieli.





Dopiero, gdy go obsypałam śniegiem, otrzepał się z niesmakiem.


3 komentarze:

  1. jakie piękne te ptaszki i z takiego bliska wow !

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie ma to jak dobry zoom :) One były kilkanaście metrów ode mnie :)

      Usuń
    2. Zoom to jednak jest dobra sprawa :) ile rzeczy można nim "odkryć" :)

      Usuń