niedziela, 2 marca 2008

~ WIOŚNIANIE W TREPPIO I OKOLICACH


Śliczny dzień to i śliczne miejsca trzeba zobaczyć. Szczerze jednak się przyznam, że głównym motywem była potrzeba spowiedzi. Wiadomo jednak, że taka wyprawa do Ryszarda to nie tylko strawa dla duszy ale i dla ducha, a ja przyłożyłam się skromnie strawą dla ciała. Upiekłam sernik z .. ricotty. Ależ jestem dumna i zadowolona, że nie muszę ściągać twarogu z Polski. W znalezionym przepisie na biało-czarny sernik zastosowałam w powodzeniem włoski nabiał. Strawy dla duszy nie będę opisywać, ale za to tę dla ducha jak najbardziej.


Po deserowym posiłku - na dworze! - wyruszyliśmy do Fossato. Niewielkiej osady, zapełniającej się głównie latem a obecnie zaludnionej przez około 40 mieszkańców. Paese położone na grzbiecie góry o wys. 707 m n.p.m. zadziwia wytrwałością dawnych ludzi w opanowaniu najtrudniejszych do zamieszkania miejsc.




Wynikiem ich działalności, zawieszone nad przełęczą, wzruszają domki z niewielkimi skrawkami ziemi, kończącymi się niemal przepaścią, wśród wąskich uliczek.



Wszystkie uliczki i domy oznaczono ładnymi, ręcznie ozdobionymi tabliczkami, na których pojawia się kogut symbolizujący gminę Cantagallo (dosł. śpiewaj kogucie).



Pewnie ze względu na nieobecność większości właścicieli domostw w malutkich kapliczkach królują sztuczne kwiaty. A szkoda, bo okolica już obfituje w krokusy, dzikie pierwiosnki czy ciemierniki.


Z Fossato strasznie krętą trasą pojechaliśmy do pobliskiego rezerwatu przyrody Acquerino. Spotkaliśmy w nim nieniepokojone przez myśliwych jelenie i daniele.



Wjechaliśmy w jakieś niesamowite chmury, które opadły nam na głowy przypominając mi znowu Caspara Friedricha.
Z ledwością odważyłam się podejść do barierki, ale widoki wynagrodziły mi mój wysiłek związany z lękiem wysokości. Jak by nie było znajdowaliśmy się na wysokości 1000 m n.p.m. a samo spogladanie w dół budziło grozę, podkreśloną niezwykłym światłem.

Brak komentarzy: