Słodkie nicnierobienie. A właściwie to jakieś namiastki robienia były. Najpierw poleciałam do pracowni i poprawiłam niebieską świecę, bo mi przypominała granat zaczepny.
Po obiedzie hamakowaliśmy, przy czym Krzysiu wyglądał wręcz abstrakcyjnie w stroju galowym, z pysznym limoncello w ręce i na hamaku.
Po sesji zdjęciowej poszedł jednak się przebrać i wraz z Bojanglesem ucięli sobie drzemkę. Ja tymczasem na drugim hamaku bujałam się w przestworzach bliżej Ziemi Świętej, a Druso myszkował po ogrodzie, czasami zaległszy w cieniu, bo jego czarna sierść nieźle się nagrzewała od przemiłego słońca.
Po sjeście pojechaliśmy do parafii Tomka na polską Mszę i potem krótkie spotkanie. Przybyły same Polski, w większości pracujące jako opiekunki starszych ludzi.
Było jeszcze na tyle ciepło, że po powrocie ucieszyliśmy psy spacerem. Znowu spotkaliśmy stwora pływającego, tak jak tamtego w rzece Arno we Florencji. W końcu mieliśmy okazję spokojnie przyjrzeć się stworowi i wyszło na to, że to nutria a nie szczur. Ona zresztą też nam spokojnie się przyglądała, ciekawe na co jej wyszło?
Hej ciociu jak tam zdrowko? Piekne robisz swieczki ;] ale Ci zazdroszcze! Tam jest tak slicznie!!
OdpowiedzUsuń