Głupia technika a raczej jej niedoskonałość wymusiła na mnie teraz opisanie wczorajszej wycieczki. Zamierzałam zrobić to wieczorem (może?), ale zepsuła mi się maszynka, na której podgrzewam parafinę, „złota rączka” akurat wybył z domu, więc siadłam i piszę:
Otóż niedzielnym zwyczajem udaliśmy się na wyprawę, tym razem bliską ze zmiennym celem. Skład osobowy rozszerzyliśmy o Marzenę i pojechaliśmy do Altopascio. Wiele razy miejscowość kusiła swoją wieżą widoczną z autostrady, należało więc w końcu sprawdzić, co tam towarzyszy tej budowli.
20 minut autostradą i znaleźliśmy się w mało turystycznym paese. Obecnie Altopascio słynie z przynależności do Związku Miast Chleba – ma swoje charakterystyczne (oczywiście niesolone) wypieki i swoje święto (Festa Della Pane). Mnie jednak bardziej pociąga fakt, że w dawnych wiekach Altopascio leżało na trasie pielgrzymkowej wiodącej z Santiago de Compostela przez Rzym aż po Jerozolimę. Już w 950 roku powstał tu zakon Rycerzy Św. Jakuba (zatwierdzony przez papieża dopiero w XIII wieku), którzy zaczęli od reguły augustiańskiej i byli nazywani szpitalnikami. Ciekawe, że w języku włoskim dotąd widać lingwistyczne powiązanie między gościną a hospitalizacją, Rycerze Tau (bo tak inaczej ich nazywano od litery greckiej na habicie) otaczali opieką pielgrzymów. Ślady budynków z tamtych czasów są widoczne do dziś.
Zawsze fascynuje mnie w Italii fakt nabudowania normalnych pomieszczeń mieszkalnych na starych zamkach (jak np. w Vicolo del Gargano), czy amfiteatrach rzymskich (jak w Lukce, czy Rzymie). I w Altopascio można wypatrzeć takie cymesy.
A już zupełnie wyobraźnia zaczyna szaleć na widok rzeźby widocznej przez jedno z okien. Czyżby jakaś pracownia?
Poruszają mnie też takie detale jak ceglane wykończenia łuków, jak kamienie podtrzymujące belkowanie sufitu, ledwie zipiąca kolumna przepasana metalowymi obręczami,ach!
Albo czyż ta absyda tak biednie dopchnięta nowszymi budynkami nie woła o trochę więcej powietrza? O jakieś światło, bo niewielkie ilości wpadają do zakrystii, do której zajrzeliśmy przez otwarte okno?
Była siesta, więc niemal wszystko pozamykane, ale senną atmosferę nieznośnie zakłócały maluśkie motorki.
Uciekliśmy więc z Altopascio do… pobliskiej Lukki (wszak to ten sam powiat). To się nazywa uciec z deszczu pod rynnę, takich tłumów to ja się tam o tej porze roku nie spodziewałam. Fakt, słońce dawno już nie rozpieszczało swoimi promieniami, więc nie dziwota. Ale to co zobaczyliśmy to horror! Tłumy, tłumy!
I w dodatku okrutnie głośne, już nie wiem co lepsze, czy motorki w Altopascio czy ten gwar? Najpierw zajrzałam do ciągle tylko oglądanego z zewnątrz kościoła SanMichele.
Potem usiedliśmy przy pucharkach lodowych a ja naiwna wyciągnęłam ołówek i zaczęłam szkicować. Niedługo to trwało, gdy zerwał się wiatr, słońce zniknęło a my zaczęliśmy się trząść jak osiki. Salwowaliśmy się herbatą z cytryną i spacerem. Pomógł, zwłaszcza, że w końcu mogłam podreptać po bulwarach usypanych w murach starego miasta. No to są planty!
Nie obeszliśmy całej Lukki murami, zeszliśmy na wysokości katedry i weszliśmy w rejwach wielkiego mercato – rynku antykwarycznego. Tym razem skończyło się na oglądactwie, Zajrzeliśmy jeszcze na Piazza del Amifiteatro, by go pokazać Marzenie i w drobnym kapuśniaczku wróciliśmy do auta.
więcej zdjęć, jak zwykle, na picasie (szukajcie w "Lucca i okolice")
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz