środa, 14 września 2011

POCZTÓWKI Z WAKACJI - Mała Bolonia

Trochę pomilczałam. Nadarzyła się okazja na wakacje w Toskanii. Serio, serio. Wróciłam, a jakże wypoczęta i wielce zadowolona. Zanim napiszę kilka pocztówek z samych wakacji, teraz zapraszam do swoistego w nie wprowadzenia. Z przyczyn obiektywnych wyjazd wypadł 3 września, zamiast 1, zgodnie z planami. Krzysztof miał już załatwione zastępstwa, więc skrzętnie wykorzystaliśmy tę sytuację na realizację wykupionego w Groupon obiadu w osterii położonej nieopodal Pontassieve. Skoro już mieliśmy się znaleźć po wschodniej stronie Florencji, to nie omieszkałam wyszukać chociaż jednego  miasteczka do zwiedzenia. Wybrałam Poppi położone już w powiecie Arezzo, w rejonie zwanym Casentino. Tym, co mnie głównie tam ciągnęło, to był zamek, a jakże!
Pojechaliśmy rankiem, jak na nas to bardzo rankiem, by już w Poppi zjeść śniadanie. Jechaliśmy przez zalesione świerkami wzgórza, gdy nagle otworzyła się przed nami rozległa dolina, a w niej niczym na wyspie wyrastało Poppi.

Szczerze zaskoczyło nas, gdy żaden znak zakazu nie zatrzymał pojazdu, tylko STOP dał czas na zastanowienie, ale i tak znaleźliśmy się na głównym placu Poppi.
Tak bezczelni już nie chcieliśmy być, by nadużywać gościnności i wyjechaliśmy bramą, nieopodal której znaleźliśmy parkingowe miejsce.
Zanim jednak usiedliśmy w barze, zaserwowaliśmy sobie kilka słodkości, takich jak mały dziedziniec Klasztoru Santissima Annunziata.
Na łopatki rozłożył mnie fiacik obserwujący krajobraz. Nie dziwię się, bo przedni.
Na wewnętrzny teren klasztoru zajrzeliśmy jedynie z okien zamku, ale zdjęcie umieszczę tutaj.

Potem jeszcze kilka detali i zakamarków, których na szczęście tam niewiele, bo inaczej nici ze śniadania.
Rzadka okazja skuszenia mnie na włoską wersję tego posiłku udała się pysznie, zaserwowałam sobie cappuccino i rogalik z kremem.
Było na tyle wcześnie, że zamek jeszcze był nieczynny, zaczęliśmy więc od położonego na Piazza Amerighi zbudowanego na sześciobocznym planie XVII-wiecznego Oratorium della Madonna del Morbo.
Kościółek wybudowano jako przebłaganie chroniące ludzi przed dżumą.
Wita nas proste, acz bardzo eleganckie wejście.
Od razu po jego przekroczeniu wzrok wędruje ku głównemu ołtarzowi, gdzie w bogatej ramie umieszczono obraz ze szkoły Filippo Lippiego "Madonnę z Dzieciątkiem Jezus i Janem Chrzcicielem". Odległość od patrzącego pozwala się raczej domyślać delikatności pędzla. Niech żyją aparaty z zoomem!
Oratorium jest nieduże więc i niedużo w nim obiektów, kilka obrazów, ciekawa ostatnia wieczerza.
Niby niewiele obiektów, ale godne pozazdroszczenia, zwłaszcza organy (u nas nie ma w ogóle) a do nich wejście tylko dla orłów. Czy wyobrażacie sobie kobietę w szpilkach, która byłaby tam organistką?
Do 10.00 nadal daleko, więc szperamy dalej. Zaglądamy do kościoła Świętych Marka i Wawrzyńca. Kusi czas jego powstania - 1284 rok, ale mocne przebudowy zaczęte od XVII wieku z lekka mnie rozczarowały. 
Uśmiech czułości wywołała "Pokutująca Maria Magdalena", maleńka, zniszczona i może nie aż tak mistrzowską ręką namalowana, lecz mam słabość do tego tematu, od czasu poszukiwań ikonograficznych do analizy "Marii Magdaleny" Georgesa De La Tour z mojej pracy magisterskiej. Goła nie mogła być, jak u Tycjana.
http://www.settemuse.it/arte/foto_maria_maddalena/tiziano_000_santa_maria_maddalena_1533.jpg
Ale może Guido Reni był natchnieniem kogoś, kto namalował obrazek specjalnie przeznaczony do konfesjonału?
http://www.settemuse.it/arte/foto_maria_maddalena/guido_reni_000_maria_maddalena_penitente_1635.jpg
Trudno też nie zauważyć dwóch krzyży - jednego w prezbiterium, drugiego w bocznym ołtarzu. Zwłaszcza ten zza szyby z chęcią przeniosłabym do San Pantaleo.
Po reszcie jednak wzrok tylko się prześlizgnął, choć niewątpliwe na pochwałę zasługuje stan świątyni. Świetnie utrzymana, widać dobrą rękę gospodarza.

Czas wyjaśnić podtytuł wpisu - Mała Bolonia. Otóż ta duża słynie między innymi z kilometrami ciągnących  się wzdłuż ulic podcieni. W Poppi pobudowanym na niewielkim wzgórzu trudno o kilometry, ale nietrudno o podcienia, nawet bardziej urocze, bardziej kameralne i zaciszne od bolońskich.
Wybrałam teraz moment na ich pokazanie, bo dokładnie taka była chronologia naszego zagłębiania się w Poppi, czas na przyjrzenie się podcieniom pojawił się, gdy szliśmy na kraniec miasteczka, gdzie wybudowano klasztor San Fedele. Mimo poranka robiło się już upalnie, więc podcienia darowały nam miły chłód.
Dojście do celu trwało dłużej, niż można by się tego spodziewać, gapiłam się na okna, drzwi, więc przystawałam i przymierzałam się z obiektywem.
W końcu weszliśmy do zamykającego ulicę swym prostopadłym do niej ułożeniem, zaskakująco pięknego i w świetnej kondycji kościoła, który należał kiedyś do zabudowań klasztornych San Fedele. Zastanawia mnie fakt, że nie sfotografowałam jego widoku zewnętrznego. Czyżby aż tak mało atrakcyjny mi się wydał? Mam jedynie widok z okien wieży zamkowej (znowu).
W klasztorze nie ma już zakonników (o pomstę do nieba wołająca kasacja napoleońska), zabudowania z celami zajęło liceum, ale kościół ostał się i w pięknym stylu przywołuje dawne czasy. Wracamy aż do XII wieku, mało tu naleciałości następnych stylów, gdyż je usunięto podczas któregoś odnawiania kościoła. Atmosferę sprzyjającą kontemplacji daje półmrok tworzony przez kamienie, odkrytą więźbę dachową i umiarkowane sztuczne oświetlenie.
Wśród bardzo dobrze utrzymanych namalowanych dzieł na największą uwagę zasługuje zawieszony w prezbiterium krzyż ze szkoły Giotta. Cudowne przedstawienie z połowy XIV wieku.
W głównej nawie w ołtarzu po prawej stronie, najbliżej prezbiterium umieszczono bardzo ciekawy obraz przedstawiający Madonnę z Jezusem i dwoma świętymi. Interesujące jest w nim zobrazowanie Chrystusa jako dorosłego człowieka, lecz wielkości dziecka. Jest to wzór wzięty z Bizancjum zwany Hodegetria (wskazująca drogę). Chrystus w dorosłej postaci ma wskazywać na Jego królewską i mesjańską godność.
Z lewej strony ołtarza schodki wiodą w dół do krypty, gdzie złożono szczątki błogosławionego Torello z Poppi, XII-wiecznego eremity. Nie wiem, czy część jego ciała znajduje się w ciekawym relikwiarzu umieszczonym na wprost bocznego wejścia do świątyni, czy też całego pozostawiono w tym pięknie odosobnionym miejscu?
Zaglądamy jeszcze niepewnie do pomieszczeń zajętych przez liceum.
Widać przygotowania przed rokiem szkolnym, remont, sprzątanie itp. Z jednego pokoju wyszła jakaś pani, więc grzecznie zapytaliśmy się, czy możemy zwiedzić te miejsca. Nie było problemu! Problemem była tylko moja zgoda na to, co zobaczyłam. Na jarzeniówki pod pięknymi sufitami, na bylejakość szkolnych mebli, nieprzystającą do wnętrz, czy na okropne współczesne schody na dziedzińcu.
Jedno skrzydło stało chyba opuszczone wiele lat i tam są skoncentrowane prace. Ykhm! Jakie prace? Ślad po robotnikach jest w postaci smutnego bajzlu, ale samych ludzi nie napotkaliśmy. Widocznie nie ma pośpiechu z tą częścią poklasztornych sal.
Napisałam, że smutny ten bałagan. Z małym wyjątkiem. Ubawiło nas popiersie z reklamówką na głowie.
No dobra, nie ma co się więcej stresować taką zmianą użytkowania. Wychodzimy.
Zresztą czas już na odwiedziny w zamku. Jeszcze tylko po drodze zaglądamy do Urzędu Gminy. W przewodniku "Il Casentino" wydawnictwa Octavio wyczytałam informację o jakiejś ciekawej kaplicy w pałacu zajmowanym przez urzędników. Pierwsza pani, którą o to zapytaliśmy zasłoniła się niedługim stażem w tej pracy, odesłała nas do drugiej, która była "mocno zajęta". Odpuściliśmy więc sobie chęć sprawdzenia prawdziwości słów z książki. Powiedzcie tylko, czyż nie byłoby przyjemnie chodzić do urzędu z takimi zakątkami?
I oto Zamek rodu Guidi, którego budowę zaczęto już w XII wieku. Według Vasariego swoją rękę do jego przebudowy przyłożył Arnolfo di Cambio, twórca florenckiego Palazzo Vecchio.
Podchodzimy do niego z lewej strony, więc zostajemy przywitani przez Dantego. Pomnik postawiono na pamiątkę pobytów poety w tym miejscu. Przypuszcza się, że właśnie tutaj słynny Toskańczyk napisał XXIII pieśń Piekła. Tak zupełnie jako dygresję dodam, że właśnie dzisiaj mija 690 rocznica jego śmierci w Rawennie.
Zamek w Poppi jest niewielki, w porównaniu z innymi zamkami, jego zwarta zewnętrznie bryła otoczona jest murem z krenelażem, całą swoją atrakcję odkrywa po wejściu przez bramę, nad którą wita nas lew - niby symbol Florencji, ale ten układ bardziej przypomina mi weneckie lwy św.Marka, tylko bez skrzydeł.
Od razu zostaję porażona plątaniną schodów. Przychodzą mi na myśl grafiki z figurami niemożliwymi Eschera. Czy artysta odwiedził tę budowlę?
http://quattrovecchiinamerica.files.wordpress.com/2009/06/escher1.gif
Nieźle się musieli nabiegać mieszkańcy castello, nieprawdaż? Ciekawostką czekającą u ich szczytu jest męska kariatyda w postaci hrabiego Guidi.
Schody tak magnetyzują, że omijamy parter i od razu z nich korzystamy.
Prowadzą do reprezentacyjnych sal.
Najpierw sala obrad z piękną majoliką i jednym rajcą, który od średniowiecza nie dał rady żadnej radzie, więc go zostawiono za stołem ku przestrodze :)
W zamkowej kaplicy można zachwycić się częścią zachowanych fresków autorstwa Taddeo Gaddiego, ucznia Giotta.
Starałam się je dokładnie obejrzeć, jednak moją uwagę odciągały następne pomieszczenia widoczne przez drzwi i wewnętrzne okienko.
Wcale bym się nie pogniewała, gdybym mogła usiąść zimą przy takim kominku, zresztą widoków i tak bym nie mogła podziwiać przy zamkniętym oknie, a przez specyficzne romańskie szkła niewiele można zobaczyć.
Szukałam polskiego określenia na te okrągłe szybki połączone ołowiem - nazwa łatwa do zapamiętania, jeśli skojarzyć ją z serem - otóż to są gomółki.
Specjalnie ustawiłam Krzysztofa pod drzwiami prowadzącymi na wieżę, by pokazać, jak są maleńkie. Schodów prowadzących było za to na tyle dużo, że dwa dni po wycieczce odczuwałam zakwasy w nogach.
Na szczęście mogłam sobie pozwolić na niewielką aktywność fizyczną, ale o tym w następnych wpisach.
A my wróćmy na zamek.
Mieliśmy nadzieję zobaczyć Bibliotekę Rilliana, bo to wielka radość obejrzeć stare księgi, zanurzyć się w pieczołowitość ich wykonania. Gdy wchodziliśmy na wieżę i z niej zeszliśmy, drzwi prowadzące do królestwa książek były zamknięte. Na szczęście wróciłam jeszcze po coś, chyba by zrobić zdjęcia herbom, których wielki urodzaj na ścianach zamku. Ponoć majolikowa (ta kolorowa) jest pierwszą stemmą wykonaną w tej technice przez warsztat della Robbia
Dobrze było wrócić, bo zobaczyłam, że drzwi do przybytku słowa stały otworem.
 Otworem, ale tylko dla ludzkiego wzroku, nie dla obiektywu, stąd zdjęcia zaczerpnięte z internetu.
http://www.camperdream.it/photogallery/photo%20poppi/mywebalbum/index_2.html


Biblioteka Rilliana wzięła swoją nazwę od  hrabiego Farbrizio Rilli Orsini żyjącego w XIX wieku. Zbiór liczy 9000 drukowanych woluminów i 200 manuskryptów. Maniacko lubię wpatrywać się w pisemne ślady ludzkiego życia. Dowiadywać się, co kiedyś było dla człowieka istotne, co uważał za ważne na tyle, by to utrwalić na pergaminie, a potem na papierze.
Zeszliśmy z powrotem na dół. Zamek musiał spełniać wiele funkcji, nie mogło w nim zabraknąć zbrojowni, czy więzienia.
W tej pierwszej obecnie są tymczasowe wystawy sztuki współczesnej, za to więzienie wystawia jednego więźnia. Do celi należy przecisnąć się wąskim przejściem, by zostać wystraszonym przez siedzącą kukłę. Wystraszyłam się oczywiście ja :)
I to już koniec spotkania z zamkiem hrabiostwa Guidi. Czekał na nas obiad, okazało się średniej jakości i smaku, więc nawet nie zamierzam zapamiętać nazwy osterii, tylko układ kieliszków zapobiegający ich przewróceniu się i sturlaniu ze stołu.
Więcej już nic nie zwiedziliśmy, czas było wrócić i spakować się na wakacje :) Hurra!


12 komentarzy:

  1. W takim urzędzie to i przyjemnie by się pracowało. Gościu z reklamówką na głowie he, he ...dobre. Wakacje mam nadzieję udane. Pozdrawiam Iwona

    OdpowiedzUsuń
  2. Tak blisko byłam! Dolinę widziałam i byłam oczarowana a na miasto sił zabrakło:((((nie sądziłam że jest tak atrakcyjne! choć przewodnik ostrzegał!

    OdpowiedzUsuń
  3. Ile atrakcji w małym Poppi:-)))- klasztor, oratorium, kościół, a w nim Maria Magdalena i krzyże, spacer uliczkami z podcieniami, i wreszcie castello. Zaciekawił obraz z Madonną i dorosłym Chrystusem. Widziałam taki w niszy kościoła w Perschiera i zastanawiałam się nad taki zoobrazowaniem Chrystusa. Dziękuję za wyjaśnienia. Bożena

    OdpowiedzUsuń
  4. ojej śliczny ten zamek. Ja za niespełna 2 tygodnie będę w Toskanii i być może nawet odwiedzę ten zamek bo mnie zachęciłaś bardzo. Jeśli pamiętasz mogłabyś mi orientacyjnie napisać cenę wstępu ?

    OdpowiedzUsuń
  5. no proszę ! bardzo dziękuję, postaramy się ująć parę polecanych przez Ciebie miejsc na naszej liście zwiedzania :))

    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  6. Hehe!
    "Czy wyobrażacie sobie kobietę w szpilkach, która byłaby tam organistką?" - a ja sobie wyobraziłam nasz cały chór wchodzący na górę:-).
    Przepiękne miejsca.
    K

    OdpowiedzUsuń
  7. Jak zawsze cudownie Małgosiu!
    Cieszę się,ze jesteś:))

    Pozdrowienia:)

    OdpowiedzUsuń
  8. Malgosiu, wspanialy wpis!
    Czy nie masz nic przeciwko, ze podlinkuje go u siebie?

    Pozdrawiam serdecznie :)

    OdpowiedzUsuń
  9. Ależ oczywiście Beo, jest mi niezwykle miło, że zapytałaś :)

    OdpowiedzUsuń
  10. Serdecznie dziekuje! Mam nadzieje, ze uda mi sie jeszcze dzis skonczyc notke... (bardzo opornie mi to idzie niestety ;)).

    OdpowiedzUsuń