Nie umiem oprzeć się Waszym prośbom, więc siadłam i szukałam przepisów na włoskie faworki.
Zacznijmy od włoskich nazw, wymienię kilka, resztę znajdziecie w we włoskiej wikipedii.
chiacchiere (plotki) już znacie, tak się je określa w wielu regionach Italii, czasami są to plotki zakonnicy (di monaca)
cenci - najczęściej spotykana w Toskanii nazwa (łachmany)
mogą też być to frangette (frędzle), donzelle (dziewczyny) a nawet orecchie di Amman (uszy Ammana) z Livorno, gdzie kształt wycina się szklanką, ponoć zawdzięczają tę nazwę wpływom wspólnoty hebrajskiej.
bugie - kłamstwa, głównie w Genui, właściwie nawet w Ligurii, czy Piemoncie
frappe (pocięte szmaty), w Rzymie i Ankonie, lattughe (sałata) w Lombardii.
Wybaczcie, że nie upiekłam sama tych ciastek, ale po wczorajszej wizycie Asi postawiłam już sobie szlaban na karnawałowe słodkości.
Pozostaje nam więc analiza różnic w przepisach, a raczej składach mieszanek, bo sposób postępowania z nimi jest właściwie taki sam jak w przypadku znanych nam faworków. Umieszczę tutaj
I - Przepis z Wielkiej Księgi Prawdziwej Kuchni Toskańskiej
300 g mąki
50 g cukru
50 g masła (autor podaje, że niektórzy zamiennie stosują tu oliwę)
2 jajka
1 kieliszek vinsanto (w książce Oli pt. "Smaki Toskanii" jest podany zamiennie rum)
1 łyżeczka skórki pomarańczowej albo cytryny
szczypta soli
olej do smażenia
cukier puder
II - Przepis z Apulii:
1 kg mąki (najpierw użyć 800 g mąki, reszta do wałkowania)
5 jajek
3 łyżki oliwy
trochę (zaleca się pół szklanki) limoncello
1 torebka waniliny (tutaj jest w sprzedaży bez cukru, też w proszku), może być ekstrakt w płynie
olej z nasion do smażenia
cukier puder
III - Przepis z Trento
500 g mąki
50 g smalcu
2 łyżki oliwy
100 g cukru
5 żółtek
skórka cytryny
kieliszek grappy
200ml mleka
torebka waniliny
szczypta soli
olej do smażenia
cukier puder
IV - Przepis z Bolonii
250 g mąki
20 g cukru
2 jajka
10 g masła
2 łyżki likieru anyżowego albo rumu
olej do smażenia
cukier puder
W jednym z przepisów spotkałam propozycję pieczenia, zamiast smażenia w oleju.
Jak widać i nazwy różne, i składy lekko się różnią, a żeby było weselej to jeszcze kształtów ogrom. Te wczorajsze były ząbkowanymi prostokątami.
Wspominałam, że w Livorno wycina się szklanką okrągłe ciastka. Bywa że nacina się prostokąty nawet dwoma cięciami, albo paski wiąże się w supeł.
Może ktoś spróbuje którejś wersji?
Gdybym zrobiła te wszystkie delicje, na pewno większość z nich sama bym zjadła.
OdpowiedzUsuńTak jak Ty stawiam sobie szlaban i zadowolę się tylko tym wspaniałym opisem nazw i przeczytaniem przepisów. Może kiedyś...?
Pozdrawiam faworkowo, z pobudzonymi śliniankami:)))
No ja właśnie też już wymiękałam czytając przepisy. Nie pocieszało mnie wspomnienie z wczorajszego dnia :)
UsuńNa pewno wyśmienite!
OdpowiedzUsuńJa chętnie wypróbuję! Dziękuję Małgosiu za przepisy :). Ciekawe są te nazwy wszystkie no i kształty. Dodatki alkoholowe jak widać takze są rózne. Ja robiłam z marsalą. Chętnie skosztowałabym tych z limoncello.
OdpowiedzUsuńMałgosiu, pozwolę sobie podać przepis, z którego ja korzystałam razem z przyjaciółkami z blogów . Oto on:
*425 g mąki
*½ szklanki śmietany 18 %
*10 łyżek oliwy
*125 g drobnego cukru
*1 łyżeczka zmielonego kardamonu, lub wody z kwiatów pomarańczy, lub drobno startej skórki z pomarańczy
*7 łyżek wina marsala lub vin santo
*olej ryżowy do smażenia
*cukier puder do posypania
A moje wykonanie tutaj: http://majanaboxing.blox.pl/2012/02/Wloskie-faworki-kardamonowe.html
(mam nadzieję,ze nie pogniewasz się za ten link).
Ściskam ciepło i dziękuję za przepisy :)
Marianko, nawet gdyby mi to nie pasowało, to nie reagowałabym pogniewaniem się. Wycięłabym i tyle :) A przecież ja kiedyś tu Cię na blogu polecałam i nie zmieniłam zdania. A co do oleju do smażenia, to w większości przejrzanych przeze mnie przepisów występował arachidowy.
Usuńhihi ;))
UsuńBuźka Małgoś:* . Dziekuję, cieszę się,ze tak uważasz:).
Co do oleju to nie wiedziałam czy smażyć na zwykłym czy na tym ryżowym własnie. Zakupiłam ryżowy,okazuje się,że on nie dymi przy smażeniu. Dobrze się na nim smaży:)
Ale numer! Dopiero teraz zobaczyłam, że Cię przefasonowałam na Mariankę, ale to chyba było akurat po rozmowie z dawno niesłyszaną przyjaciółką. Przepraszam Majanko :)
UsuńLubie czytac o takich regionalnych przysmakach :) Sama faworkow czy paczkow niestety nie robie, gdyz zjadamy az 1 lub 2, wiec nie mam motywacji ;) Niestety wiec kupuje je wtedy w cukierni. Te dodatki alkoholowe tez mi sie podobaja ;)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam!
Za dużo rzeczy do ogarnięcia, dlatego czasami tylko sięgam do przepisów. Choć przyznam, że choćby z tego wpisu widać charakter mieszkańców Półwyspu. Tyle drobnych odmian, tyle nazw. A u nas w Polsce faworki albo chrusty. Chyba nie ma innej nazwy?
UsuńSą jeszcze róże karnawałowe, robione na bazie tego samego ciasta co faworki. Wycina się 3 różne kółka, nacina na brzegach, skleja białkiem. Po upieczeniu do środka odrobina konfitury (np z dzikiej róży). Wyglądają efektownie.
UsuńPozdrawiam serdecznie,
Marianna
bardzo inspirujące.. ale wybacz, ze nie spróbuję bo i ja od dwóch miesięcy mam szlaban na kalorie:))) pozdrawiam
OdpowiedzUsuńA do mojej ksiazki nie zajrzalas! Tam tez jest przepis na faworki!
OdpowiedzUsuńOlu, chyba niedokładnie przeczytałaś ten wpis.
UsuńPrzeczytalam caly, ale jakos za pierwszym razem nie zauwazylam wzmianki o mnie. Przepraszam za moj komentarz.
OdpowiedzUsuńMałgoś, robiłam te pierwsze faworki :).
OdpowiedzUsuńMam nadzieję umieścić przepis na blogu, jesli wykonam dziś zdjęcia:)
Buziaki :*
Ciekawa jestem smaku, sama w tym roku nie robię, idę na łatwiznę, czyli do baru - ale towarzystwo na ploteczki pozostaje niezmienione od zeszłego roku. Chyba zrobimy z Aśka z tego jakąś tradycję :)
Usuń