Ucieszyłam się, że jednak już dużo wiem o Florencji, choć i tak do pięt nie dorastam Ani. Aż żal jej wiedzy, której nie da się przecież ująć w trzygodzinne ramy, a tyle zazwyczaj poświęcają objazdówki na zacną stolicę Toskanii. Chociażby z tego powodu jest to bardzo trudna praca, bo co wybrać, co zrobić, by zostawić ludziom poczucie takiego niedosytu, by zechcieli wrócić? Na dużo, dużo dłużej.
Od piątku jeszcze bardziej podziwiam przewodników mówiących do grupy nieznanych sobie osób, o niewiadomym poziomie wiedzy, mówiących tak, że utrzymują ich zainteresowanie przez trzy godziny non stop. Ostatni raz w roli takiego turysty byłam w siódmej klasie szkoły podstawowej na wycieczce w Krakowie. Tamtą panią przewodnik zapamiętałam wielce pozytywnie, wiem że i Anna Młotkowska też tak zapada wycieczkowiczom w serca. Moje ostatnie doświadczenie tylko potwierdziło słyszane wcześniej o niej opinie.
Nie spodziewajcie się jednak opisu tych trzech godzin. Może czasami coś z nich przemknie w przyszłych florenckich notkach, ale tym razem chcę opowiedzieć o tym, co jeszcze zobaczyłam tego dnia, czego nie zobaczy żadna wycieczka przemykająca przez miasto, nie wejdzie w otwarte drzwi.
Z Anią umówione byłyśmy na pół godziny przed spotkaniem z grupą. Ja jednak pomyślałam, żeby jeszcze wcześniej dotrzeć do Florencji i pójść zobaczyć dokładniej jedną z sal Uffizi. Nic z tego! Szłam sobie do muzeum zupełnie nie wprost i zobaczyłam otwarty kościół, który jakoś dziwnym zbiegiem okoliczności był zamknięty, gdy kiedykolwiek wcześniej chciałam do niego zajrzeć. Ale... i o nim teraz nie napiszę. To obszerny materiał, który chcę wydzielić z piątkowej wyprawy.
Coś jednak napiszę.
Zwiedzanie z wycieczką zakończyło się o 15.00. Miałam jeszcze czas na dalszy spacer po wiosennie słonecznej Florencji.
Po pożegnaniu z Anią znalazłam się na moście alle Grazie, zwanym w XIII wieku Rubaconte od nazwiska podesty florenckiego, który zadecydował o jego budowie.
Sądząc po dacie powstania i tym, że Most Rubaconte przetrwał wielką powódź w 1333 roku, a Ponte Vecchio uległ wtedy zniszczeniu, można stwierdzić, że jeszcze podczas II wojny światowej, to właśnie Rubaconte był realnie najstarszym mostem Florencji. Też miał "architektoniczne narośle", ale nie był aż tak efektowny, jak jego najbliższy sąsiad. Znalazłam wyjaśnienie, że w mostowych budyneczkach żyły jakieś mniszki chcące odciąć się od tętniącego życiem miasta. Dlatego, by nie oddalać się zbytnio od swoich pustelniczych cel, w pobliżu wybudowano im małą kaplicę. Pustelniczki cieszyły się bardzo dużym poważaniem, swoją postawą przyciągały następne młode adeptki takiego życia, chcące poniekąd zamurować się na moście. No i stało się. Zabrakło pylonów, na których budowano domki. Mniszki przeniosły się na Via Ghibellina, i po dziś mówi się o nich "alle Murate". Obecny most nie jest tym średniowiecznym, gdyż wojenne zniszczenia ominęły jedynie Ponte Vecchio, na który właśnie się zapatrzyłam.
Współczesna wersja mostu ma mniej przęseł, ale zobaczcie, co zniszczyli hitlerowcy:
http://images.zeno.org/Fotografien/I/big/PHO01911.jpg |
Znajduje się w nim fresk przeniesiony z malutkiej kaplicy stojącej kiedyś u wylotu mostu. Prosta Madonna, tak jak chyba prosty był lud, który ją najpierw adorował. Szybko jednak stała się obiektem kultu i wyższych sfer. Pod swoją pieczę przyjęła ją rodzina Alberti. Nazwisko znane chyba wszystkim, którzy widzieli fasadę Kościoła Santa Maria Novella.
Do tej rodziny należał nieco dalej położony bardzo ciekawy budynek. Stoi na jednym z krańców Borgo Santa Croce i ma malusią loggię, obecnie używaną przez funkcjonującą tam restaurację.
Dużo wskazuje na to, że obecny budynek był wieżą zamku Albertich stojącego kiedyś w tym miejscu i zburzonego przez gibelinów.
https://curiositasufirenze.files.wordpress.com |
I co? Idziemy dalej? Słońce przyjemnie grzeje.
I znowu otwarte drzwi.
Tym razem do kościoła San Remigio położonego mniej więcej w połowie dystansu między Piazza Signoria a Santa Croce.
Zatkało mnie. Jakoś nigdy wcześniej jeszcze tu nie trafiłam, piękne i ciche miejsce.
Kościół jest pod wezwaniem biskupa z Reims, który żył w V wieku i pomagał pielgrzymom udającym się do Rzymu. Prosty budynek z zewnątrz pokryty tylko pietra forte (mocnym, silnym kamieniem), z którego zbudowano także Palazzo Vecchio, utrudnia domyślenie się, że mamy do czynienia z gotykiem, pewność przychodzi we wnętrzu. Granicę pomiędzy szarymi ścianami a ciepłym sufitem podkreślają biało-zielone pasmowania. To niewiarygodne, jaki spokój panował w tej świątyni.
Tylko kilka kroków dalej weszłam w ludzki strumień.
Szłam, szłam i zobaczyłam następne otwarte drzwi. Już od dawna przymierzałam się do zobaczenia tego miejsca, ale wyczytałam, że dostępne jest jedynie w poniedziałki po południu.
Badia fiorentina to z popołudniowej części spaceru największe moje zaskoczenie, i chyba rozczarowanie. I nie chodzi o to, że świątynia brzydka, bo nie, i że niedostępny był krużganek pomarańczy (ponoć nazwa pochodzi od cytrusów, których właśnie tam próbowano wprowadzić do Toskanii).
http://upload.wikimedia.org/wikipedia/commons/a/a5/Badia_Fiorentina%2C_chiostro_degli_aranci_4.JPG |
Miałam gdzieś wpisaną w pamięć informację o tym, jaka to stara i nobliwa jest Badia, przekonywała mnie zresztą o tym wspaniała wieża z daleka przypominająca, że jeszcze nie byłam wewnątrz.
Najpierw zadziwiły mnie drzwi od strony Bargello, wcale nie prowadzą prosto do środka. Zupełnie zapomniałam zrobić zdjęcie, więc posłużę się tymczasowo wikipedią:
http://upload.wikimedia.org/wikipedia/commons/7/7d/Badia_fiorentina%2C_vecchia_abside.JPG |
Następnym zaskoczeniem jest krzyż grecki, na którego planie wybudowano kościół. Tak myślałam, że wybudowano, ale okazało się, że wcale tak nie było. Świątynia, tak jak zazwyczaj, w X wieku miała rzut krzyża łacińskiego, ale potem Arnolfio di Cambio obrócił orientację do ogólnie przyjętej, czyli ołtarz na wschodzie, a pewien architekt po nim uciął nadmiernie w ten sposób wydłużony transept. I tak oto mamy krzyż grecki. Nieprzyzwyczajona jestem. Trafiłam na próbę chóru, nawet ją nagrałam, ale aparat się zbuntował i rejestruje bez dźwięku. Buuuu!
Nie chciałam im przeszkadzać, więc tak szybciutko rozejrzałam się wokół. Na chwilę spojrzałam na ogół, na na obraz Filippino Lippiego "Objawienie Matki Bożej św. Bernardowi", na nastawę ołtarzową Mino z Fiesole.
Posłuchałam śpiewu i po cichutku pomyślałam, że jeszcze tu wrócę.
Wydawać by się mogło, że wystarczy już tych otwartych drzwi, a jednak... Mały kościół Św. Małgorzaty, nieopodal domu Dantego przywołał mnie dźwiękami organów. Oczywiście musicie uwierzyć na słowo, nagrałam, ale dźwięk został w głowie. Jeśli kiedykolwiek będziecie tamtędy przechodzić zajrzyjcie do środka, instrument ma piękne brzmienie.
Następnych świątyń już nie było. I tak wrażeń mnóstwo, a przecież jednej nie opisałam. Może ktoś zgadnie, jakiej?
Pierwszej osobie, która odgadnie, jaki kościół zachwycił mnie piątkowym przedpołudniem, wysyłam liście laurowe z życzeniami wielkanocnymi :)
A wszystkim już teraz ofiaruję trochę florenckiej wiosny:
Pokaż Florencja 16 marca 2012 na większej mapie
Nie mam pojęcia, ale może Kościół Św. Ambrożego?
OdpowiedzUsuńPiękne te wycieczki po Florencji.
Pozdrawiam serdecznie:)
Za kazdym razem, gdy czytam Twoje opisy Florencji, to obiecuję sobie wreszcie napisc o slubie i weselu, na ktorym bylam w 2010r. we Florencji i w pewnym castello di Mugnana, jesli dobrze przypominam sobie z pamieci tę nazwę. Towarzystwo było takie przednie i ta Florencja w tle.
OdpowiedzUsuńJa nie wiem, jak pani wspomniana przewodnik moze byc jeszcze lepsza od Ciebie?
Pozdrowienia dla przewodniczki Ani-miło ją wspominam! No i muszę to napisać-kocham zieloną torebkę i szal z wiosennej wystawy.Też chcę takie cuda!!!Tak przyjemnie od czasu do czasu(di tanto in tanto) być próżną. W końcu wiosna już wibruje w powietrzu.
OdpowiedzUsuńAch, jak miło powędrować za Tobą po tych zakątkach. Już nie mogę doczekać się chwili, kiedy znowu będę pod cudownym włoskim niebem,
OdpowiedzUsuńserdeczności z wspomnianego w poście Krakowa :)
Kościoła nawet nie próbuję zgadywać, ale co do przewodników, to często chodzące skarbnice wiedzy z dużą dozą poczucia humoru i zasobu anegdot :). Jak moi rodzice wrócili z Toskanii, opowiadali, że po drodze przewodniczka czytała im zapiski z Toskanii, czyżby Twoje :)?
OdpowiedzUsuńZdjęcie mostu - niezwykłe!
OdpowiedzUsuńKinga
Skorzystalem kiedys z Pani porady co do przewodnictwa Pani Ani i szczerze wszystkim polecam.
OdpowiedzUsuńJak wspaniale, że tam jesteś, bo ciągle można "być" we Florencji :)
OdpowiedzUsuńMnie urzekł ten budynek należący do rodziny Albertich. I ta jego przeszłość "zamkowa". Bajkowe i fascynujące!
OdpowiedzUsuńMarta z Lublina
dziękuję Ci za te wycieczkę. Będę częściej zaglądać! Zobaczyć Toskanię, to moje niespełnione jeszcze marzenie. Ale zobaczyć nie z biegajacą wycieczką, nie w pośpiechu. Cenię sobie poszukiwanie wyjątkowych miejsc, ich klimatu, detali architektonicznych.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
Ewa