Nie odeszłam więc od formuły włóczenia się i niemal wszystko, co zobaczyłam, nie widniało na pozostawionych w domu karteczkach.
Zapraszam więc w ślady mojej sobotniej wędrówki (sprzed tygodnia), czysta improwizacja.
Najpierw szłam do Klasztoru Świętej Apollonii.
Minęłam po drodze mały (niestety zamknięty) Kościół Świętego Jakuba.
Ta mała struktura pamięta swoich najsłynniejszych użytkowników Templariuszy, którzy przy tym budynku sprawowali opiekę nad pielgrzymami. Po niesławą otoczonym rozwiązaniu zakonu kompleks przeszedł w ręce Kawalerów Maltańskich. Potem przyszła tragiczna kasacja napoleońska, posiadłość miała we władaniu jakaś rodzina, ale nie dbała o nią i wszystko popadało w ruinę. Obecnie zajmuje ją siedziba Włoskiego Instytutu Międzynarodowego Lorenzo Medici. Właściwie to powinnam się cieszyć, że kościół był zamknięty, bo widok umieszczonej w nim sali konferencyjnej jest niemiły memu sercu.
http://upload.wikimedia.org/wikipedia/commons/7/7d/San_Jacopo_in_Campo_Corbolini%2C_interno_01.JPG |
Przechodziłam koło Mercato Centrale, ale z tyłu, więc trafiłam na dom narodzin Benvenuto Celliniego.
Dzięki brakom zapisków przeszłam całą ulicę San Gallo, która w starożytności stanowiła przedłużenie rzymskiego cardo.
Na jej końcu zadzwoniłam do Krzysztofa, by podał mi numer budynku, do którego się wybierałam. Jednak gdyby nie to, nie zobaczyłabym bramy wieńczącej wylot ulicy.
Obecnie wyrwana z kontekstu murów konkuruje z XVIII wiecznym Łukiem Triumfalnym. Są na niej dwie tablice, jedna upamiętniająca budowę w 1285 roku, druga wizytę króla Danii z 1708 roku.
Z tym drugim wydarzeniem wiąże się ciekawa historia. Otóż król Danii Fryderyk, jeszcze przed objęciem królestwa odwiedził Lukkę i tam poznał nobliwą dziewczynę. Ona straciła dla niego głowę i zerwała zaręczyny z innym mężczyzną. Oczywiście Fryderyk wyjechał i stało się jasne, że jej nie poślubi, na co miała nadzieję. On też był w niej zakochany, ale małżeństwo nie wchodziło w grę. Otrzymała od niego jedynie portret w ramie wysadzanej brylantami. Na nic jej te kamienie się zdały. Wstąpiła do klasztoru we Florencji. Zdarzyło się, że Fryderyk, już król Danii, przybył właśnie do tego miasta i zażyczył sobie spotkania z ukochaną. Problem tylko w tym, że ta była mniszką klauzurową. Arcybiskup wraz z przeoryszą postanowili zezwolić na spotkanie, by nie urazić szacownego gościa. Kronikarze twierdzą, że krótkie spotkanie wypełniła rozmowę, podczas której mniszka miała za zadanie nawrócić króla na katolicyzm. Były też pogłoski, że Fryderyk zakończył spotkanie ze łzami w oczach. A na kilka dni przed ruszeniem ku Livorno podarował klasztorowi sporą sumę pieniędzy.
Ulica, która odtwarza kierunek starożytnego traktu sama w sobie też ma wiele ciekawych obiektów. Jedne małe, trudne do wypatrzenia, inne olbrzymie, szacowne.
Zrobiłam zdjęcie małemu emblematowi, mocno nadżartemu.
Wyjaśnienie dla bardzo podobnego znaku mówi, że w ten sposób zakony zakreślały swoje posiadłości. Koło żadnej loggi nie przejdę spokojnie, więc i ta Loggia dei Tessitori kazała mi się zatrzymać z aparatem. To dzieło nieznanego architekta pochodzi z XVI wieku. Wchodzi się przez nią do urzędów regionu.
Dalsza część spaceru była bardziej chaotyczna, nie porządkowała go żadna ulica.
Najpierw swoiste curiosum:
A może to wielka oryginalność pływać gondolą po Arno i robić sobie zdjęcia na tle Ponte Vecchio?
Kilka nowych, znaczy się starych, otworów do sprzedaży własnego wina:
A teraz pytanie: Ile osób potrzeba, by zawiesić baner na Palazzo Vecchio? I jak to zrobić, by nie utrącić głowy Dawidowi?
No i obiecany we wpisie o Świętej Trójcy kościół San Pancrazio, a właściwie to, co z niego zostało zewnętrznie, bo w środku jest muzeum. Jakoś mnie nie ciągnęło. Ale akurat zbiegiem okoliczności znalazłam się tam, skąd zabrano fresk.
Migawek nigdy mi dosyć. Mam wrażenie, że takie kolaże mogę tworzyć w nieskończoność. Puzzli nigdy nie zabraknie.
A że pogoda była cudowna tamtej soboty, to w końcu ruszyłam ze szkicownikiem.
Usiadłam nieopodal Bargello.
Najpierw zaczepił mnie jakiś pan z ipadem. Spytał, czy mówię po angielsku, a gdy uzyskał pozytywną odpowiedź, chciał się dowiedzieć, jaki kościół mamy przed sobą. Teraz już wiem, że chodziło mu o San Firenze, o którym nie miałam bladego pojęcia. Zwróciłam mu więc uwagę, że z tego miejsca, gdzie byliśmy widać jeszcze Badia Fiorentina, dużo starszą od barokowego kompleksu (obecnie sądowego) oraz Palazzo Bargello. Polecanym przeze mnie obiektom zrobił ipadem kilka zdjęć i już miał się zwijać, gdy jako niepoprawna gaduła opowiedziałam mu, że w Bargello było kiedyś więzienie, a dzwon na wieży komunikował o wykonywanych na wewnętrznym dziedzińcu wyrokach śmierci. Wtedy to dopiero natrzaskał fotek. Oczywiście nie ruszając się z miejsca. Ciekawe, czy po powrocie do domu będzie wiedział, co ma na zdjęciach?. Może odkopywanie pamięci ułatwi mu moja fotka, którą sobie też na pamiątkę pstryknął bez pytania.
Niemal od początku szkicowania kręciła się przy mnie jedna dziewczynka. Przebiegała, zaglądała i ruszała dalej. W końcu się zatrzymała na dłużej. Początki rysowania nie są atrakcyjne, ale akurat miałam w szkicowniku skończone trzy rysunki studyjne, więc jej pokazałam. Obejrzała z wielkim zainteresowaniem. Powiedziała mi, że też lubi rysować, ale chce zostać weterynarzem. Poradziłam jej, by w takim razie rysowała zwierzęta.
W pobliżu żadnych takich nie było, zaproponowałam jednak by siadła koło mnie i porysowała. Pobiegła zapytać mamę, wróciła, no i zaczęła rysować. Żeby biedni rodzice wiedzieli, co ich dziecię mówi obcym osobom. Zatrzymam większość dla siebie, Wam zaprezentuję jedynie Marię Eduardę, siedmioletnią Brazylijkę urodzoną we Włoszech, która bez żadnych wskazówek z mojej strony pięknie zakomponowała swój szkic a już zupełnie niezwykłe dla dziecka w tym wieku są ptaki. Żadnych latających "mc donaldów", to fruwające stwory z brzuszkami i łebkami.
Maria Eduarda skończyła rysować, ale jeszcze do mnie wracała. Raz przyprowadziła tatę, raz przyprowadziła mamę - każde z osobna. Podziękowali za uwagę poświęconą ich córce. Ależ cała przyjemność po mojej stronie!
Chmury zasłoniły słońce, więc już nie cyzelowałam rysunku. Zostawiłam go w takim stanie:
Doczłapałam się do dworca. Miałam czas do pociągu, więc zaszłam do taniej księgarni. Oprócz cen jej wielkim atutem są książki wydobywane z dawnych czasów. W ten sposób natrafiłam na cztery ciekawe pozycje po 5 € - dwie o zamkach z powiatów Siena i Arezzo, jedna o dawnych budynkach władzy i jedna prezentująca obecną Florencję w lustrze starych ilustracji. Cena zwala z nóg, bo to solidne tomy, knyf tkwi w dacie wydania.
Są sprzed 20 lat. Traktują o zabytkach, więc te raczej tylko się postarzały od tego czasu, no chyba że ktoś coś odrestaurował :) Świetny i bardzo ciężki zakup. Z ledwością dotarłam na peron.
I o sobocie sprzed tygodnia już zamilknę,
Strach się bać, bo jutro już niedziela, a ja mam jeszcze poprzednią do opisania. Niestety, coś się nie wyrabiam.
Pokaż Florencka improwizacja na większej mapie
Wspaniale sa takie improwizacje! Szczegolnie w Twoim wykonaniu Malgosiu :)
OdpowiedzUsuńCzy sala konferencyjna we wspomnianym przez Ciebie kosciele jest tam na stale? Czy tylko 'czasaowo'? Co za pomysl... :(
Stwierdzam tez (nie po raz pierwszy rzecz jasna), ze masz niesamowite oko do szczegolow!
Turysta z ipadem, to tez bardzo ciekawy okaz do studium, choc innego rodzaju studium ;)
Pozdrawiam!
I milej niedzieli zycze (budzac sie dzis rano mialam wielka nadzieje, ze jest sobota, niestety nie... :/ ).
Witaj kochana :) Sala konferencyjna niestety jest stałym "wystrojem", coś w większej skali pokazywałam też w cz.1. To dość częste przypadki w zedoknsekrowanych świątyniach :(
UsuńNo i zapomniałam podziękować za życzenia miłej niedzieli, zdążyłam je odczytać przed wyjazdem, z którego część sprawozdania już wisi, więc możesz się przekonać, że życzenia się spełniły. I Tobie odwzajemniam życzenia dobrego czasu, na pewno cuda wianki ugotujesz na święta :)
Usuń'czasowo' ;)
OdpowiedzUsuńJa mogłabym Twoje florenckie migawki oglądac dzień i noc.Uwielbiam je!:)
OdpowiedzUsuńCiepłej niedzieli zyczę:)
Była ciepła i iście wiosnenna :) Wiem, że u Was raczej śnieżna, współczuję.
UsuńJak zwykle przy takich wpisach towarzyszy mi myśl o tym, że do Florencji zawsze warto wrócić.
OdpowiedzUsuńKinga
Kinguś, ta myśl chodzi za mną non stop :)
UsuńWystarczy wyjść z domu, a tyle się dzieje. Piękny dzień pełen wrażeń, zapisany, i piórem, i ołówkiem, i aparatem:)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam w jeszcze niedzielny wieczór:)
Masz rację, to była wspaniała sobota, a działo się jeszcze więcej, ale wtedy taki wpis musiałabym pisać przez wiele dni, a kiedy "pisać" resztę życia?
UsuńWiem coś na ten temat:)))
UsuńAle jak takich przeżyć nie spisać?