sobota, 14 kwietnia 2012

A PO ŚWIĘTACH ...

Wypoczynek.
Często na święta życzymy sobie wzajemnie spokoju i wypoczynku, ale wszyscy "organizujący" w jakikolwiek sposób święta wiedzą, że jeśli w ogóle, to wypoczywa się po nich. Z takiego założenia wyszłam i ja.
Szczęśliwie udało nam się wbić w wolny termin Krzysztofa (możliwość zorganizowania zastępstw), w obecność Taty i gościnny dom do wyłącznej dyspozycji.
Tym razem niewiele czasu poświęciłam na obserwacje zewnętrzne, bo malowałam medaliony w jednym z łóżek wyszperanych przez gospodarzy na starociach. Gdy do lakierowania wyniosłam elementy łóżka na zewnątrz i tak mi się ten widok spodobał, że przetworzyłam scenę z "Dwóch ludzi z szafą" na "Dwoje z łóżkiem". Nie pomyślałam tylko, żeby Tata uwiecznił nas ganiających z metalową ramą po terenie posiadłości. Pozostały efekty pracy z samym modelem:
Pogoda w ostatnim tygodniu bywała różna, iście kwietniowa. Raz nawet uciekałam ze słońca, bo grzało niemiłosiernie, innym razem zza szyby, przy rozpalonym kominku, oglądaliśmy burzę z gradem i wichurę.
Nie przeszkodziło to przyrodzie bujnie obdarować nas nadzieją. Zapewne i Wy doświadczacie tego ciekawego wiosennego przebudzenia, gdy sam widok pąków otwierających się na kwiat dodaje skrzydeł i każe dzielnie iść dalej. A niech jeszcze człowiek odkryje, że bzy kwitną, to nawet wszędobylskie nasionka wiązu nie psują mu humoru.
Gdy skończyłam malowanie, uznałam że zasłużyłam na krótki spacer w Sienie, więc choć na kilka godzin wymknęliśmy się psom i otworzyliśmy sezon na lody siedząc na Il Campo.
Gdyby nie umówione spotkanie z Fabio, pewnie przytrzymałabym panów jeszcze kilka godzin, by obserwować ludzi na placu. W głowie już mi się układał jakiś scenariusz.
Jak by tu połączyć ze sobą:
- psa, który nie może patrzeć na swoich właścicieli,
- uroczą dziewczynkę w blado niebieskiej sukience, bardzo dobrym aparatem robiącą zdjęcia gołębiom,
- dzieciaki, na które przestrzeń placu i ptaki podziałały jak zapłon biegania,
- małego rowerzystę, którego drewniany pojazd przypominał dzieło Leonardo da Vinci,
- córkę rowerzystów strojącą fochy, mimo, że rodzice nic sobie z tego nie robili,
- dwóch podstarzałym bluesmanów,
- starszą parę naprzemiennie rozmawiającą przez jeden telefon,
- panią sprzątającą, mimo braku zagrożenia ze strony pojazdów mechanicznych w odblaskowym mundurku,
- no i stada szkolnych wycieczek w tym dniu wypełniające każdy zakamarek Sieny?
Spacer wydłużyliśmy po Bazylikę San Domenico, żeby Tata (i my oczywiście też) mógł nawiedzić relikwie św. Katarzyny.
Wracając zahaczyliśmy jeszcze o sanktuarium dedykowane tej świętej. Zbudowano je w miejscu rodzinnego domu, nic dziwnego, że bardzo poruszył mnie widok kamienia, na którym kładła głowę, zamiast na poduszce. Zawsze, gdy czytam o św. Katarzynie, mam wrażenie osobowości na pograniczu szaleństwa, oczywiście świętego szaleństwa. Chciałabym tak prosto iść w wytyczonym kierunku ku Bogu, być tak pewną tego, co chcę robić i nie bać się krzywdzących opinii ludzkich, odrzucić wszelką truciznę osłabiającą wolę. To zresztą cecha większości świętych, nie wszyscy jednak mają tak pociągającą mnie biografię.
Łagodność krużganków powoduje, że czuję się tam dobrze i bezpiecznie. Może tak powinno działać to miejsce? Wszak tu był jej rodzinny dom.
Jeszcze kilka migawek. Wieża widoczna od południowej strony. Widok zapewne mniej znany, ale równie spektakularny, zwłaszcza z tą olbrzymią loggią. Tę loggię już widywałam. Za to inna zaraz nieopodal Il Campo bardzo mnie zaskoczyła. Miałam wrażenie, że widzę ją po raz pierwszy. Nie ja jedna miałam takie wrażenie, i wcale nie myślę o Tacie :)
A teraz detale, a wśród nich absolutnie najpiękniejsza, jaką dotąd w życiu widziałam, reklama dentysty z dwoma pulchnymi bobasami (puttami?). Te obcęgi budzą grozę nawet w tak sielskim przedstawieniu. Zresztą wykręcenie ręki pacjenta i napięcie całego ciała mówi samo za siebie.
A potem mieliśmy ucztę w dosłownym tego słowa znaczeniu. Podana prosto, ale w niezwykłym miejscu - odremontowanym młynie. Już o nim wspominałam, gdyż widziałam go 2,5 roku temu. Z chęcią obejrzałam zmiany.
Fabio przygotował kilka pokoi pod wynajem. Jeszcze trochę charakteru im brakuje, a i gospodarzowi spuszczenia z tonu, bo cenę na razie ma dosyć zaporową. Chyba że znajdzie kogoś, kto za wszelką cenę chce zamieszkać na końcu świata, kogoś pragnącego medytować nad wędką moczoną w rzece Mestre. Na wszelki wypadek przekazałam Joannie namiary na młyn, by dogadała możliwości wynajmu.
Tymczasem zapraszam na merenda czyli podwieczorek zaserwowany nam przez Fabio. Zimna porchetta, pyszne prosciutto, niesamowite lardo oraz ... przebój - surowy młody bób. Jakoś dotąd nie skusiłam się na jego zakupienie, więc w pamięci smakowej miałam tylko nasz polski, dojrzały, ugotowany i podany z masłem, albo jeszcze natką pietruszki. A tutaj? Fabio prosto na obrus wysypał koło naszych talerzy małe kopczyki soli, na środku stołu postawił talerz ze strąkami bobu, polecił wyłuskać nasiona, zanurzyć w soli i zjeść. Mniam! Nawet nie myślałam o polewaniu oliwą, co też się praktykuje, albo np., zagryza serem, o którym zapomniałam wspomnieć.
Sery to w ogóle był lejtmotyw tego pobytu, gdyż pierwszego dnia Krzysztof wyruszył, jak zwykle, na poszukiwanie Mszy św. W drodze powrotnej trafił na festę strzyżenia owiec, na którą niektórzy goście zajechali pociągiem ciągniętym przez parową lokomotywę. Jeśli owce, to nie mogło obyć się bez pecorino. Prosto od lokalnego producenta zakupił kilka kawałków o różnej długości i sposobie sezonowania. Wszystkie sery, razem ze świeżutką ricottą ważyły chyba 1 kilogram i kosztowały tylko 15€. W życiu tu u nas nie kupiłabym serów za tak niską cenę. Zaoszczędził na serach, zaszalał z winem.
O 10€ więcej wydał na Pigna Rossa, wyborne, polecane nam przez naszych gospodarzy. Warte ceny! Jakoś trzeba było uhonorować otaczające nas piękno i wspólny świąteczny jeszcze czas. Smakoszom win podaję namiary na szczegółową charakterystykę.
Ja malowałam, a czym się zajmowała reszta towarzystwa? Panowie czytali.
Psy buszowały w terenie,
albo łapały promienie słońca.
Bywało, że się mocno rozpędzały, co wygląda pięknie w wykonaniu Bogusia, a pociesznie w wykonaniu Druso. Mały nie lubi biegać po prostej, śmiga szybko zataczając koła, więc trudno go schwytać w kadr. Jedyne, co podczas jego biegu dąży do wyprostowania to ogon, zazwyczaj skręcony jak u świni.
W drodze powrotnej wstąpiliśmy do Bagni di Petriolo, by wygrzać kości w gorących termach. Temperatura wypływającej wody ma 43 stopnie, ale miałam wrażenie dużo wyższej.Parzyła, więc długo nie wysiedziałam, za to mój Tata mógłby chyba tam zostać do późnego wieczora.
Kąpiel odrobinę pomogła mi znieść ból kręgosłupa prześladujący mnie od czasu malowania ołtarza i wzmocniony malowaniem medalionów. Ta moja część ciała coś nie lubi być artystą. Trudno mi wysiedzieć, lecz postaram się w końcu opisać zaległe wyprawy.

30 komentarzy:

  1. ŁO MATKO - MOJA UKOCHANA SIENA!No i te lody!!! Bardzo podobało mi się łóżko w plenerze-namalowałam kiedyś taka serie obrazów ale tylko z wyobraźni -a tu proszę w realu takie cudo.U nas pada zimny deszcz a bzy maja dopiero małe listki-gdzie im do tych toskańskich ciężkich od zapachu,ech...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ło matko - plagiat popełniłam, hi hi hi.
      Lody były pyszne - moje z owocami leśnymi i orzechowe z całymi kawałkami orzechów. Mniam!

      Usuń
  2. Słów mi brakuje i oczy mi łzawią ze wzruszenia. Jak będziesz Małgosiu takie obrazki umieszczała to albo umrę z tęsknoty albo zostawię wszystko i przybędę. Tego łóżka nie wnosiłabym już do domu. Mogłabym tak sobie spać a raczej nie spać tylko się zachwycać bez końca. W Sienie robiłam takie same ujęcia . Najbardziej dla mnie cenne to te , które łapią fotografów na gorącym uczynku. Nieraz sobie oglądam fotografie zupełnie nie znanych mi ludzi i zastanawiam się gdzie teraz są i co robią. Jakby nie było stali się małą cząsteczką mojego życia.Ty też.Pozdrawiam gorąco choć deszcz i chłodno.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ale ja nie chciałam! Przepraszam, obiecuję brak poprawy, hi hi hi.

      Usuń
  3. Boże jakie widoki, zachwyt, zachwyt i jeszcze raz zachwyt, dziękuję za detale, za słońce , za uchwycenie momentu życia, i za łóżko,podobne widziałam w filmie "Pod słońcem Toskani". Ja w domu mam taką samą wagę do ważenia, mój tato pozostawił mi w spadku. Pozdrawiam ola wilcz

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Te łóżka tutaj są w wielu domach. Nawet w Ikei toskańskopodobne są.
      Waga piękna, a Tato do czego używał?

      Usuń
    2. Był Mistrzem masarskim, mam gdzieś głęboko schowane jego papiery mistrzowskie, pamiętam kiedyś nie było elektronicznych wag tylko były takie wagi sklepowe jak na Pani zdjęciu. Ja rozpieszczona przez tatusia córusia, często bawiłam się tą taką wagą.Jak tak patrze na zdjęcia Pani Taty, to bardzo tęsknię za moim . Pozdrawiam ola wilcz

      Usuń
  4. Poczułam się w ten ponury deszczowy poranek, jak na najpiękniejszych wakacjach :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. U nas też deszczowo, ale wszyscy się cieszą, bo susza była tragiczna.

      Usuń
  5. Moja Siena,najmojejsza, najukochańsza i wspaniala ogromna loggia pod dachem ratuszowym, gdzie widzialam oczami wyobrazni reneansowa uczte na 100 osob...
    I lody na Il Campo. Ja chce do Sienyyyyyyyyyyyyyyy!

    OdpowiedzUsuń
  6. Wszystko mi się podoba począwszy od łóżkowych krajobrazów, poprzez Sienę, młyn, psie zabawy, cudny uśmiech Druso na jednym ze zdjęć, aż po biesiadowanie na świeżym powietrzu i kąpiele termalne.

    Już dawno zwróciłam uwagę na włoskie pizza i piazzetta. Zawsze odnoszę wrażenie, że posiadają klimat salonów, do których przychodzą nie tylko mieszkający wokoło Włosi, ale i ciekawscy turyści, którym takie spontaniczne spotkania i przebywanie ze sobą do późnych godzin wieczornych bardzo się podoba.

    Miłe to chwile spędzone w gronie najbliższych, okraszane zabawami czworonogów, kochających przestrzeń...

    Pozdrawiam poświątecznie, ale ciepło. U nas także wiosna wkracza chyba na dobre i chociaż pozbawiona kolorów Toskanii cieszy coraz cieplejszymi dniami :)))

    OdpowiedzUsuń
  7. Miałam na myśli piazza i piazzetta.

    OdpowiedzUsuń
  8. A ja się strasznie cieszę, że znów udało Ci się wypocząć w pobliżu Sieny, rozprostować plecy po malowaniu, no i pokazać Tacie to nowe piękne miejsce.
    Wiosna w Krakowie manifestuje się deszczem i chłodem, ale może taka aura sprzyja zieleni? No bo zielono coraz bardziej jest!
    Plener z łóżkiem odpałowy. Psy w świetnej formie. No i ta Siena....
    Kinga

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Rozprostowanie pleców właśnie niezbyt mi się udało, ale przyjemność malowania przewyższała ból. Właśnie o Tatę najbardziej mi chodziło z tym wyjazdem. Pełen sukces. Był oniemiały z zachwytu.
      Widzisz już jak by Twoje urwisy tam dokazywały z Druso?

      Usuń
    2. No widzę :). I ciągle się waham...
      K.

      Usuń
    3. Jednak nie wahaj się, za gorąco będzie maluchom. Żebym mogła zabrać smoka do samolotu, to bym go kiedyś do Was przytaszczyła. Oddawanie do luku bagażowego jednak mi się nie widzi.

      Usuń
  9. Piękna wycieczka. Jak zobaczyłam łóżko to padłam. Przepiękne!!! Tak, podobne miała Frances "Pod słońcem Toskanii". To w dodatku z moja patronką ;-). Urzekła mnie dziewczynka robiąca zdjęcia gołębiom - piękna, a pies z fochem :-) cudo! Ech wszystko piękne. Odpoczęłam czytając...
    uściski,
    K

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Patronka była według zamówienia, tak samo krajobrazy i gama barwna. Zostało mi jeszcze drugie łóżko do namalowania. Ale to kiedyś tam ...

      Usuń
  10. Małgosiu, ten opis ze zdjęciami to mistrzostwo świata, obśliniłam się nie tylko przy opisie potraw, ale i przy apetycznych zdjęciach. Łóżko wyszło przepięknie, medaliony pierwsza klasa, teraz ceny za wynajem właściciel na pewno nie spuści, a wręcz podniesie za możliwość wylegiwania się np. w ogrodzie "z widokiem".
    W Sienie byłam, na Campo posiedziałam, lody zjadłam, fotki pstryknęłam, ale oko to chyba miałam ślepe. Wielkie brawa za zmysł obserwacyjny i doskonałe wyczucie detalu.
    Dziękuję za taką ucztę duchową:)))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Polecam się na przyszłość :) Łóżko nie należy do właściciela młyna, tylko do moich znajomych, u których mamy to szczęście czasami się dekować. Właściciel młyna ma też podobne, małżeńskie, ze zniszczonymi medalionami. Zazdrośnie obejrzał, co zrobiłam z łóżkiem naszych gospodarzy. Wiesz oko wyrabia się po wielu wycieczkach, widocznie wszystko jeszcze przed Tobą :)

      Usuń
  11. Dziękuję za piękną wycieczkę, byłam tam z wami Małgosiu i twoimi oczami oglądałam miejsca, podziwiałam toskańskie krajobrazy, smakowałam lody na Il Campo w Sienie, ale najbardziej podobała mi się kapiel w gorących źródłach.Ciekawi mnie smak tego młodego bobu. Widziałam niedawno w sklepie taki młody bób, ale nie wiedziałam jak go potraktować w kuchni. Wspaniale oddałaś atmosferę odwiedzanych miejsc i znakomicie uchwyciłaś różne momenty z waszej wycieczki. Przeczytałam z przyjemnością. Zdjęcia psiaków przesympatyczne, a plenery z łóżkiem kapitalne!
    U nas w Veneto wciąż pochmurne niebo, mokro i chłodno,słońca jak na lekarstwo, taki zimny kwiecień zupełnie do Italii nie pasuje. Bożena

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Witaj Bożenko, dziękuję za miłe słowa. Miejsca piękne, czas niezwykły, więc słowa same się cisną na ekran.
      Młody bób jest słodko-cierpki.
      U nas też mokro, no i nie tak ciepło jak już mogłoby być :)
      Chociaż akurat mam tyle zajęć, że nie narzekam na brak słońca.

      Usuń
  12. Siena jest taka piękna!
    Ach.zatęskniło mi się. Wspominam sobie teraz jak tam chodziłam ...ach Małgosiu.Dziękuję za te piekne obrazki.
    W ogóle jak u Was ciepło,ślicznie. Tak mi brakuje tego ciepła.
    Pozdrawiam bardzo serdecznie !
    Majana
    Ps. Dziękuję za kartkę z życzeniami wielkanocnymi. :*
    Przepraszam,że nie wysłałam. W tym roku jakoś kiepsko z wysyłaniem kartek,ale się poprawię.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Majanko, nad kartkami jeszcze jako tako panuję, ale maile to już horror. Najczęściej tylko dziękuję za otrzymane życzenia i to wcale nie od razu.

      Usuń
  13. Piekni Pani napisala o pragnieniach duchowych.Wyszedl,,dzienniczek,,S.Faustyny w formie audiobooka polecam do samochodu zamiast radia.Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Już mam w domu, ale dziękuję za czujność :) Bardzo proszę jednak o jakieś rozpoznawalne podpisanie się. Nie musi być to imię, jednak po bardzo niemiłych, pełnych złości i agresji wpisach różnych anonimów, nie chciałabym nikogo urazić zaliczeniem do grupy tych nieodważnych osób.

      Usuń
  14. Dentysta brrrr... nie wiem czy taka reklama nie opycha raczej niźli przyciąga?

    a pozostałą część relacji czyta się z uśmiechem :) jak zresztą wszystkie Twoje notki - koniecznie kiedyś muszę dotrzeć do tych źródeł! zwłaszcza że jak widać są jeszcze w miarę dzikie i nieskomercjalizowane....

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ale przyznasz, że jeśli nie czeka nas wizyta u dentysty, to sama reklama jest niezwykła. A źródła są nawet bardziej niż nieskomercjalizowane, są mocno freestylowe, hi hi hi. Łącznie z nudystami. Nie żeby mnie raziło ludzkie ciało. O nie! Uważam je za bardzo piękne i takie ciała i tam były, ale nie rozumiem potrzeby okazywania ciała "osobom postronnym".

      Usuń