niedziela, 23 czerwca 2013

ZACISZE

Wydawać by się mogło, że Lukka w niedzielne popołudnie i cisza, to dwa światy, nie do połączenia.
A jednak!
Ilekroć przechodziłam murami w kierunku San Frediano z jakimś utęsknieniem wpatrywałam się w ogród, który jest zaraz tuż przy zejściu. Ileż można czekać na jego zwiedzenie?
Jedziemy!
Zabrałam blok, akwarelki, mając nadzieję, na spokojne malowanie.
Najpierw widok z miejskich murów.
Ogród stanowi fragment posiadłości należącej do rodziny Pfanner, której przodek w połowie XIX wieku odkupił Palazzo od rodziny Controni, handlarzy jedwabiem. Sam budynek powstał w 1660 roku na zamówienie kupieckiego rodu Moriconi, który już po 20 latach, z powodu problemów ekonomicznych sprzedał wszystko Contronim.
Pierwszy Pfanner - Felix - piwowar, urodzony w Austrii, ale z rodziny bawarskiej, zamieszkał w Lukce i tu otworzył jeden z pierwszych browarów we Włoszech.
Biznes zamyka się w 1929 roku, lecz historia rodziny trwa ciągle powiązana z posiadłością.
Pfannerowie wpisali się w krajobraz Lukki, byli lekarzami, a jeden, chirurg, został nawet burmistrzem miasta.
W 1995 roku udostępnili część posiadłości dla zwiedzających, sami zamieszkują w prawym skrzydle, patrząc od strony ogrodu.
Zanim jednak ulokowaliśmy się w ogrodzie, kupiliśmy bilet w zacienionej sieni.
Potem poszliśmy zwiedzić kilka pomieszczeń. Dziwnym zrządzeniem losu od razu skręciłam w lewo i trafiłam do kuchni.
Kocham stare sprzęty, gdyby nie identyczna waga, jak ta, którą nabyliśmy w Abbadii San Salvatore, zżarłaby mnie dokumentnie chęć posiadania wszystkich tych młynków, garnków, butelek.
Z kuchni płynnie przechodzi się do jadalni, której ściany są wyłożone tkaniną, a mimo tego prawie słychać kroki nadchodzących biesiadników. Bardzo lubię takie aranżacje, które sprawiają wrażenie, że ludzie tylko na chwilę zniknęli, a pozostawione  przedmioty nie stanowią wyniku wielu poszukiwań na targach staroci.
Z jadalni skręca się do głównego hallu, przez który już przechodziłam, lecz się nie zatrzymałam "ciągnięta" przez kuchnię.
Tutaj, i jeszcze w innych pomieszczeniach w gablotach wystawiono narzędzia chirurgiczne, przenośne apteczki, wzierniki, mikroskop, strzykawki, i, o zgrozo! szkielecik, szkieleciątko maleństwa z okresu płodowego.
Smaczki i gotowe tematy do malowania.
To tutaj gościł przyszły monarcha duński, wtedy jeszcze książę Fryderyk, o czym ma nam przypominać gustowna sypialnia.
Wspominałam o nim przy okazji florenckiej Bramy San Gallo, ale przypomnę ten miłosny wątek, który zaczął się właśnie w Lukce.
Otóż młody książę rozkochał w sobie młodą szlachciankę Marię Magdalenę Trenta, która dla niego zerwała zaręczyny. Nadzieje na ślub z Duńczykiem nie mogły się spełnić, młodzieniec wrócił do kraju i potem został królem. Nie zapomniał jednak swojej ukochanej i poprosił o jej miniaturowy portret oprawiony w strojną brylantami ramę. 
Już jako władca, po 18 latach, pojawił się we Florencji, dokąd także przeniosła się Maria Magdalena. Chciał się z nią spotkać, lecz ona bez nadziei na ślub, została zakonnicą klauzurową. 
Swoim życzeniem Fryderyk IV wywołał konsternację całego środowiska kościelnego. 
Trudno jednak odmawiać królowi, więc za przyzwoleniem biskupa i ksieni, dawni kochankowie spotkali się, lecz wieść niesie, że była to tylko rozmowa na tematy religijne, dotyczące zwłaszcza różnic między Kościołem Katolickim a protestantami.  Prawdopodobnie zakonnica została poinstruowana przez przełożonych, by starać się nawrócić duńskiego władcę. Historia pozostawiła obydwoje przy swoich stanowiskach, ale musiała wywrzeć wrażenie na Fryderyku, gdyż po kilku dniach klasztor otrzymał od niego sporą dotację.
To były jednak czasy jeszcze sprzed Pfannerów, barok w pełni, a nawet w przepełnieniu. Z tej epoki, poza historią, pozostało założenie ogrodowe, ciągle pielęgnowane i podtrzymywane w bardzo dobrej kondycji.
Z apartamentów do giardino wiedzie imponująca klatka schodowa z aniołkami na sklepieniu. Czyż mogłam się tam źle czuć?
Rodzina zatrudnia firmę ogrodniczą, która wyśmienicie wywiązuje się ze swoich zadań.
Hortensje oszałamiają wielkością, specjalnie zrobiłam zdjęcie z jakąś turystką, żeby mieć porównanie.
Rzeźby są niezbędne w barokowym ogrodzie, te u Pfannerów lśnią zadbaną bielą.
Chyba każdy zwiedzający znajdzie sobie coś do siedzenia, krzesło, ławeczkę. Tutaj jeden, wiadomo dlaczego, elegancki :)


Zadbane cytryny, przechowywane zimą w wielkiej limonai, wzbudziły żal nad naszymi dwoma krzakami, które powoli zaczynają odżywać.
Dzięki temu, ze zostaliśmy w ogrodzie niemal do jego zamknięcia, spokojnie porozmawialiśmy sobie z przemiłą panią z obsługi, która akurat przyszła sprzątnąć toaletę dla turystów w rogu (czystą! ).
Pani wręcz nas zachęciła, byśmy sobie zerwali z dwie cytryny, bo to odciąża roślinę, która może spokojnie spożytkować energię na dojrzewanie owoców.
Okazało się też, że mogliśmy zabrać ze sobą psy. Auć! Zawsze mi żal, gdy dowiaduję się po czasie.
Także dzieci są bardzo mile widziane w ogrodzie, nikt nie robi rwetesu, gdy zerwą jakiegoś kwiatka, by ofiarować swojej mamie.
To się nazywa gościnność!
Spokój ogrodu jest jego dodatkowym walorem. Czasami tylko dobiegają z góry głosy turystów zatrzymujących się, by pozaglądać do niego, bądź popatrzeć na imponującą absydę i wieżę Bazyliki San Frediano.
Szkoda tylko, że nie ma baru :)
Krzysztof po krótkiej drzemce, musiał wyjść na kawę, w przeciwnym razie chyba by został w ogrodzie na noc. Nie było problemu z ponownym wejściem. Wszystko to wydawało mi się tak skoncentrowane w czasie, że wierzyć nie chciałam, gdy okazało się, że jest już czas do odwrotu.
A dlaczego czas mi tak płynął?
A, bo jak już wspomniałam na początku, zabrałam sprzęt do malowania. I znowu szkic, ale tym razem, malarski.
Jest on też przyczynkiem do ogłoszenia konkursu.
Otóż wydruk z tej akwareli naniosę na świecę i podaruję osobie, która odgadnie, jaki dość współczesny polonik wiąże się z Palazzo Pfanner. Krzysztof twierdzi, że znowu zadałam trudną zagadkę, a ja myślę, że jeszcze dzisiaj ktoś napisze w komentarzu, albo mailu,  rozwiązanie.
Na wszelki wypadek daję jednak czas do 27 czerwca, czyli dnia mojej przeprowadzki do Toskanii oraz dnia powstania bloga.


dopisane 27 czerwca:
A jednak tym razem Krzysztof miał rację. Nie myślałam o tak dogłębnych poszukiwaniach, jakimi wykazali się dwaj czytelnicy, dlatego chciałam obydwóch uhonorować upominkiem. Adres do Pana Rafała przynajmniej mailowy na pewno mam, ale TaTę proszę o kontakt z podaniem adresu do przesyłki. Chyba, że pojawicie się tego lata w okolicy, to przekażę świece osobiście.
Moja zagmatwana odpowiedź:
W Palazzo Pfanner kręcono niektóre sceny "Portretu damy" Jane Campion z Nicole Kidman i Johnem Malkovich, a muzykę do tego filmu napisał Wojciech Kilar:




przydatne informacje:
Palazzo Pfanner
bilet wstępu 
6 euro (pałac i ogród)
4, 50  euro każde osobno
zniżka odpowiednio 5 euro, 4 euro (dla dzieci od 12 do 16 lat, studentów oraz osób powyżej 65 lat)
dla grup powyżej 10 osób 4 euro, albo 3 euro 
dzieci poniżej 12 lat - wstęp bezpłatny

godziny otwarcia: 10.00 - 18.00



11 komentarzy:

  1. Willa jest kwintesencją włoskiej willi i mojego o niej wyobrażenia.Wysmakowana,pełna pięknych przedmiotów z historią,cudowny ogród zalany słońcem i zapewne niesamowicie pachnący w gorące niedzielne popołudnie ehh.Zazdroszczę takich widoków i doznań estetycznych!Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję za pozdrowienia, a takich miejsc jest tu o wiele więcej :) Ciągle mam wrażenie, że ta większość niezobaczonych jest przede mną.

      Usuń
  2. Zadanie trudne:((( Nie dla mnie niestety:( Auuuuu:(
    A z tak wielką pożądliwością i motylami w brzuchu patrzę na Twoje malarskie dzieło. Malujesz coraz cudniej:)))
    Pozdrawiam, pamiętam.....

    OdpowiedzUsuń
  3. Moje skojarzenia na szybko:
    Może chodzi o to że Moriconi przeniósł się do Polski i nawet został zaprzysiężony jako obywatel Krakowa. Później chyba (choć to znana i szanowana kupiecka rodzina) wplątał się w jakieś długi związane z pożyczką na koronację Michała Wiśniowieckiego i chyba z tego powodu w końcu pałac został sprzedany. Rodzina Moriconich na dłużej wpisała się w historię Polski a później i Litwy. Ale to polonica nie takie młode :).
    A może...
    W Palazzo Pfanner znajduje się siedziba Associazione Archeosofica sekcja Lucca. Tomasso Palamidessi twórca "ezoterycznego chrześcijaństwa" - nazwanego archeosofica przebywał chyba w na początku lat 60-tych (zdaje się 1962 rok) w Polsce. Był to jeden z krajów, które odwiedził podczas swoich podróży w poszukiwaniu prawdy o Bogu aby utworzyć w 1968 r to dziwne trochę, ale mające do dziś zwolenników stowarzyszenie łączące okultyzm z astrologią bazujące na pierwotnych tradycjach duchowych.
    To trochę młodsze polonica...
    Pozdrawiam
    TaTa

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Chylę czoło przed dogłębnością poszukiwań, które chciałabym uhonorować, poproszę o kontakt :)

      Usuń
  4. Odpowiedz brzmi Franco Magiio Ormezowsky wiolonczelista swiatowej slawy po kądzieli Polak absolwent Instituto Boccherini w Luccakoncertował w Palazzo Pfanner w ramach festiwalu Sounds of Lucca

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Warto ogłaszać konkursy, człowiek sam się czegoś nowego dowie :) Dziękuję i proszę o kontakt, czy Pan będzie w tym roku w Toskanii?

      Usuń
    2. Będziemy całym składem . Moge napisac jak zwykle, bo to juz 5 toskanskie wakacje w ciągu ostatnich szesciu lat. Ne ukrywam ,że Pani blog miał i ma wielki udział w naszym uzalezenieniu od Włoch, włoskich krajobrazów, jedzenia i wina. Bardzo cieszymy sie z wygranej i równie bardzo cieszymy się ze spotkania, do ktorego mam nadzieje dojdzie. W tym roku będziemy w Chianti w dniach 17-24.08 a potem w ramach " odwyku" jedziemy do Prowansji:). Przepraszam za brak polskich znakow ale pisze odpowiedz na telefonie i ogarnelo mnie lenistwo

      Usuń
    3. O to czekam ze świeczką w San Pantaleo, drogę znacie, tylko dajcie znać, kiedy :)Serdeczności ślę dla całej Rodziny.

      Usuń
  5. Albo raczej Suoni di Lucca . Serdecznie pozdrawiamy z cala rodziną

    OdpowiedzUsuń