Był czas i na krótki spacer i na posiłek.
Jednak zmienię zupełnie kolejność zdarzeń, pomieszam chwile wspólne z czasem, gdy już sama czekałam na swoją wizytę w Bargello, o której innym razem.
Znalazłyśmy się w mieście w porze obiadowej. Zjadłyśmy wybitnie smacznie w w Trattoria del Carmine. Asia znowu mi się "naraziła", bo okazało się, że znała już przystawkę, którą zamówiłyśmy. A ja nic nie wiedziałam? To niedopuszczalne, by na koniec sezonu dowiedzieć się, jak smakuje cienko pokrojony surowy karczoch z rukolą i płatkami parmezanu, skropiony oliwą i cytryną.
Na rozkoszowanie się tą sałatką przyjdzie czekać do jesieni.
Obydwie też zamówiłyśmy risotto ze szparagami, tym razem smak znałam, no i sezon w pełni na szparagi, więc jest nadzieja!
Miałyśmy wrażenie, że trattoria jest przeznaczona jedynie dla mężczyzn, głównie stałych bywalców. Byłyśmy w niej jedynymi kobietami, ale chyba dla nich zbyt mało atrakcyjnymi. Kelnerzy wcale nie byli wielce uprzejmi, traktowali nas trochę mimochodem. Na koniec jednak okazało się, że dobrze jest być dwiema blondynkami :) Dostałyśmy upust, mniej więcej 1/7 ceny.
Ha! Od razu lepiej smakowało, nieprawdaż?
Chodząc uliczkami trafiłyśmy na witrynę pewnego, zdawało się zamkniętego i zapomnianego, warsztatu, przyciągnęła naszą uwagę wystawioną bardzo dużą skórzaną torbą. Jak małe dziewczynki, przyłożyłyśmy ręce do szyby i przycisnęłyśmy do niej nosy, by wypatrzeć, co też kryje wnętrze. Zauważył nas właściciel, podszedł do drzwi i zaprosił do środka. Znalazłyśmy się w zaczarowanym świecie kaletnika Dimitriego Villoresi.
Kaletnik, to chyba zbyt płaskie określenie, to raczej artysta, wizjoner, miłośnik vintage. Lokal, na który trafiłyśmy, jest trzecim. Ma dwie galerie w centrum, znalazłam adres jednej z nich - Via dei Federighi, 10. Nie wiem, którą prezentują zdjęcia znalezione na Pinterest. Ta trzecia, którą wypatrzyłyśmy, ma chyba bardziej być jego azylem, warsztatem. Jest jego świeżym nabytkiem, czego nie widać na pierwszy rzut oka. Wszystkie przedmioty są stare, wyszukane na śmietnikach, znalezione nie wiadomo gdzie.
Najnowsze są deski pokrywające ściany łazienek.
Tajemniczość miejsca potęgują zdobne lustra, odbijające światło, przetwarzające obraz na jeszcze mniej realny.
Dimitri z chęcią oprowadził nas po swoim królestwie, opowiadał historie przedmiotów, miejsca.
Mimo absolutnego zachwytu nad wystrojem, z lekka zdumiałyśmy się cenami toreb. Wydało nam się absolutną przesadą żądać za niemal wór z mocnego płótna ze starego materaca łóżkowego grubo ponad 100 euro. Widać jednak, nie wszyscy tak myślą. A myśmy już nawet nie myślały o cenach całkowicie skórzanych toreb.
Przykłady prac są we wspomianych albumach na Pinterest.
Na szczęście warsztat mogłyśmy zobaczyć zupełnie za darmo, łącznie z patio i kuchnią :)
Mam wielką ochotę część ze zrobionych zdjęć przetworzyć na obrazy. Korcą klimatem.
Myślę, że jakoś pod wpływem wizyty u Dimitriego, tego dnia zwracałam uwagę na trochę inne detale, pewne układy kompozycyjne, sytuacje. Wybór jest być może przypadkowy, choć ja w przypadki nie wierzę, tym bardziej, że jak na zamówienie trafiłam na napis, którym otworzę tę galerię. Można go przetłumaczyć jako "przypadkowa Florencja", albo "Florencja na co dzień". Nie jestem pewna, już od dłuższego czasu z rzadka używam angielskiego. Jeśli macie lepszy pomysł na tłumaczenie, dajcie znać.
A ja was zapraszam do obejrzenia skrawków jednego spaceru.
Jakie piękne zdjęcia! Nie mogę, nie mogę znieść myśli, ze one tu - nie, oczywiście ze się nie marnują, ale są jakby "niszowe". Nie mam pomysłu - a może Małgosiu profil na FB tylko ze zdjęciami? W albumach tematycznych albo innych? Przepraszam za marudzenie, już kiedyż zauważyłaś, że wiele osób ma "pomysły" na Twoje zdjęcia, wiem, wiem, dobre rady jak dobre chęci..., czasem są.
OdpowiedzUsuńDmitri? Z pochodzenia Rosjanin, czy też jest to imię we Włoszech spotykane?
Moim zdaniem podałaś dobre polskie wersje hasła Firenze casual. Może być jeszcze swobodna Florencja albo Florencja na luzie.
Ja to się cieszę i cieszę, bo w czwartek 1 maja jadę do Toskanii. Będę oczywiście we Florencji, ale tylko jeden dzień, na wystawie. Za to - ho, ho! - Ryanair otworzył loty do Pizy i właściwie to bez mała można sobie z Gdańska do Florencji na weekend polecieć. To sobie polecę w sierpniu.
Iwonko, ja nie wyrabiam. Jeśli znajdziesz kogoś, kto się tym zajmie, to proszę bardzo :)
UsuńImię Dimitriego jest zapewne owocem fascynacji Włochów komunizmem. Sądząc po jego wieku, podejrzewam takie pochodzenie imienia. Znam tu sporo osób o rosyjsko brzmiąych imionach, głównie z tego pokolenia. Już widzę, jak łapki zacierasz na loty z Gdańska. A Poznań ciągle nic. Eh!
Też czekam na Poznań.... Zdjęcia cudne. Mnie urzekło to z białym psem. Czyżby odbierał burę :-)
UsuńWtedy weekendy w Toskanii :) A scenę z psem widziałam z daleka.
UsuńNo nie mów ,że karczochy już się skończyły. A miałam nadzieję załapać się na coś pysznego.Dobrze ,że chociaż szparagi zostały na pociechę.Niezły klimacik w tym mieszkanku facio ma.Maluj.Zresztą już same zdjęcia są prawie jak obrazy.
OdpowiedzUsuńCoś tam jeszcze jest, ale to już nie te zimowe karczochy. Za to w pełni będzie sezon truskawkowy. Nawet u siebie w ogrodzie już znalazłam czerwone.
UsuńTo już wiem czym będziemy się odżywiać podczas pobytu.
UsuńHe, he - truskawkowa dieta!
UsuńPracowałam przez 3 lata we włoskiej restauracji u Luksemburczyka włoskiego pochodzenia poznałam włoską kuchnię. Włoską kulturą interesowałam się wcześniej. Mam nawet jedno z marzeń, żeby spędzić lato w Toskanii. Dzięki Twojemu blogowi mogę przenosić się na południe Europy, chociaż mieszkam ostatnio tylko na jej północy. Przyjdzie czas i na Toskanię, albo Veneto :)
OdpowiedzUsuńNie pozostaje mi nic innego, tylko życzyć realizacji marzeń, zwłaszcza toskańskich :)
UsuńDlatego czytam Twojego bloga :) Po pierwsze, by nie zapomnieć o swoim marzeniu, a po drugie, bo to gotowy przewodnik, wiadomości podane na tacy. Po organizację pobytu też już wiem, do kogo się zgłoszę. Dziękuję, że jesteś, że znalazłam Twój blog :)
UsuńA można zapomnieć o marzeniu? Zwłaszcza, gdy się nie chce zapomnieć? Z tym przewodnikiem to uwazaj, jest strasznie nieuporządkowany, bywa, że brakuje w nim niezwykle ważnych miejsc, bo np. była, tam przed pisaniem bloga, albo piszę tylko o jakimś fragmencie. Poza tym nie jestem profesjonalistką, choć bradzo miło, że tak traktujesz moje pisanie :) Ale za to o organizacji pobytu mogę napisać - pełen profesjonalizm, polecam :)
UsuńAle ładnie i ciekawie!
OdpowiedzUsuńDziękuję :)
UsuńMałgosiu, wydaje mi się, że obcowanie z takimi wnętrzami jest czymś więcej niż posiadanue jego torby :)
OdpowiedzUsuńWiesz, ja tej torby nie wzięłabym za darmo. Stylowa, ale chyba nie z mojej bajki. Musiałabym wymienić niemal całą garderobę i ... siebie :) Za to wnętrze bardzo malarskie, takie pracowniane, więc kochane :)
UsuńPrzepiękne ujęcia! Zachwycasz. :)
OdpowiedzUsuń