poniedziałek, 7 kwietnia 2014

GDZIE BABA NIE MOŻE, TAM KSIĘDZA POŚLE

Oszałamiająco słoneczny dzień to nie był, wszystko jakieś osnute mgiełką, ni to chmury ni to słońce. Ale było ciepło i nawet zapowiadany dość intensywny wiatr schował się gdzieś w zaułkach.
Znowu prosiło się o wycieczkę do następnego ogrodu.
Mogliśmy wyjechać dopiero ok. 15.30, po proszonym obiedzie u parafian (nawiasem mówiąc pysznym i ciekawym).
Miał być ogród we Florencji, ale o jakimś względnym zaparkowaniu mogliśmy tylko pomarzyć, w związku z czym zbliżyliśmy się jedynie do godziny zamknięcia tego miejsca.
Gdzieś jednak miałam w pamięci inny, nie wiem dlaczego pomyślałam, że ten będzie dłużej otwarty, a byliśmy ponad 20 minut od niego. Sprawdziłam szybko w internecie, przeczucie mnie nie myliło. Jedziemy w okolice Fiesole.
Nawigacja poprowadziła nas szalonymi uliczkami - wąwozami, zapewne skracając sobie drogę. Bywało, że trzeba było składać lusterka, ale samochodu nie skróciliśmy z żadnej strony.
Zajechaliśmy do Villa Peyron al Bosco di Fontelucente.
Na kamienistym, półokrągłym parkingu stał jeden samochód, nie wiadomo, kto nim przyjechał i gdzie zniknął, wszystko było zamknięte na głucho.
Ja już, oczywiście, bym się wycofała, ale nie Krzysztof. Podszedł do bramy, przeczytał, że faktycznie ma być otwarte do 18.00 (latem także). Pociągnął za gałkę starego dzwonka przy furtce - cisza. Potem zaatakował domofon i ... o dziwo (!) rozległ się bardzo miły kobiecy głos, który potwierdził inormację o godzinach otwarcia i zaprosił do wejścia, po czym automatycznie otworzyła się wielka brama.
Aleją wysokich cyprysów doszliśmy na pusty dziedziniec. Przed nami była mocna bryła eklektycznego budynku.  To nie jest nawet neogotyk, bliżej mu do cięższego romanizmu, a ciężaru dodaje mu nie tylko bryła, lecz i kamień o nazwie pietraforte, którym obłożono całość.

Sam dom jest zwiedzalny za wcześniejszą rezerwacją, gdyż oprowadza się po nim jedynie z przewodnikiem, co kosztuje 150 euro od grupy.  Jak widać opłaca się, by uzbierało się więcej osób. Właściciel, Paolo Peyron, zmarł w 2003 roku.
Tak jak jego ojciec, był kolekcjonerem, głównie obiektów typu zegary, czy ceramika. Po jego śmierci kompleksem opiekuje się Fundacja Peyron, gdyż, niestety nie pozostawił po sobie potomstwa.
Bilet wstępu do ogrodu wynosi 10 euro od osoby,  jest dużo droższy od ostatnio kupowanego do ogrodu botanicznego w Lukce, lecz gdy się tam zajedzie, nawet wczesną wiosną, kiedy to jeszcze nie wystawiono na dwór cytrusów, a i kwiatów w nim niewiele (kilka przekwitających kamelii, w pełnym kwitnieniu glicynie, i zaczynający się rozwijać bez), nie poczuje się zawodu.

Ogród jest niezwykle zadbany, widać w nim pasję zmarłego właściciela, który potrafił sprzedać kolekcję broni, by tylko móc utrzymać całość na najwyższym poziomie.
A poziomów, także tych w rozumieniu płaszczyzn, w Ogrodzie Peyron jest kilka, co wynika z położenia na zboczu wzgórza chylącego się ku Florencji.
Jest to bardzo ciekawy przykład działań projektowych. Właściciel nie udał się po pomoc do profesjonalistów, nie stworzył całościowego planu, jego oczko w głowie powstawało etapami, a całą ideę ujął w słowach, że chciał zrobić nacięcie w lesie, aby otworzyć widok na pejzaż.
Najbardziej efektowne są tarasy ogrodu formalnego w stylu włoskim, czyli niskie żywopłoty (tutaj podwójne) z bukszpanu tworzące geometryczne kompozycje. Wszystkie trzymają się jednej osi, która najpierw przyciąga uwagę, by dopiero potem pozwolić odejść i rozglądać się na głębokie boki. Po trudach opieki nad naszym niespełna czteroletnim żywopłocikiem, doceniam to, co zastałam. Gęstość krzewów, ich zdrowy stan i kunszt przycięcia. Nie tylko po linii prostej, ale i w łuki, albo w kształty kul.

Jeszcze nie uruchomiono fontann, ponoć razem jest ich 20.



Gdy zaczynaliśmy zwiedzać ogród, z jego czeluści wyłoniły się trzy osoby, prawdopodobnie związane z samotnym autem na parkingu. One już wychodziły, wyobraźcie więc sobie moją radość małego dziecka, gdy krążyłam po zakamarkach, czasami szłam jakąś dziwną ścieżką, by się na jej końcu zorientować, że nie wolno było mi nią iść. Chodziłam (w większości) sama, bo Krzysztof, zmęczony niedzielnymi i rekolekcyjnymi obowiązkami, odpuścił sobie zachwyty.
Jedyne, co psuło mi nastrój, to ... aparat! Czy uwierzycie, że znowu nawaliłam? Tym razem miałam baterię, i owszem,  ale nie włożyłam karty do środka. Ból! Starałam się jak mogłam obłaskawić telefon, a on odwdzięczył mi się odkrytą funkcją panoram.

Ogród jest poniekąd wielowarstwowy, ma tę włoską część, regularną, ale kilka kroków od niej można się zaszyć w niemal dzikim lesie. Czasami spotyka się samotną rzeźbę, jakąś świątynkę dumania, albo ławki zachęcające do pikniku, zwane zakątkiem herbaty.

Do "włoskiej" części przylega kaplica poświęcona Madonnie Pokoju, w której pochowano Paolo i jego brata Guido (uznanego malarza).  Ciekawym założeniem jest to, że przed kaplicą jest fontanna nawiązująca formą do mis chrzcielnych.

Zupełnie jakoś od dziwnej strony doszłam do miejsca nazwanego Placem Muzyki, z którego rozciąga się widok na mały staw, a za nim gaje oliwne.

Staw wykopano w 1960 roku, głównie w celach użytkowych, na potrzeby uprawowe, ale jak widać, stał się on także elementem wzbogacającym krajobraz. Ponoć służy też dzikiej zwierzynie, schodzą się nad niego lisy, sarny, czy wiewiórki.
Ogród jest nasycony rzeźbami, głównie betonowymi, podejrzewam, że musi być w nich wiele przemyślanych symboli. Ciągle miałam wrażenie, że Paolo Peyron nie pozostawił niczego przypadkowi, dokładnie wiedział, jak ma wyglądać jego ogród i o czym ma mówić do przybysza.



Z chęcią spędziłabym w nim więcej czasu, niż godzinę, bo tyle było do zamknięcia, gdy przyjechaliśmy.
Ponieważ chodziłam bez mapy, którą nam dano podczas zakupu biletu, ominęłam niektóre miejsca, ale ja tam na pewno wrócę.

Postaram się wtedy zabrać w pełni wyposażony aparat fotograficzny.
Na koniec zdradzę Wam, że gdy wymyśliłam wersję B naszej wycieczki, myślałam o innym ogrodzie, lecz zupełnie pomieszałam nazwy, więc dotarliśmy do nieoczekiwanego dla mnie miejsca. Tamten, który znam jedynie ze zdjęć, musi poczekać, choć był wcale nie tak daleko od Villi Peyron,

A tak już na całkowity koniec uwaga praktyczna o dojeździe: Lepiej jechać od strony Fiesole. Osoby niezmotoryzowane, mogą wsiąść przy stacji Santa Maria Novella do autobusu nr 7, który dowiezie je do Fiesole, a potem przesiąść się do autobusu nr 47. Przystanek jest zaraz obok bramy. 



14 komentarzy:

  1. Co za cudo całkowicie "moje klimaty" pozdrawiam.
    Warmianka

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja to już sama nie wiem, które klimaty są moje, takie tu ich bogactwo :)

      Usuń
  2. A ja siedzę jako nadzorca na maturze próbnej z angielskiego i mam komputer-mogę sobie w tym samym czasie podróżować po pięknych miejscach...z moją włoską przyjaciółką. Bardzo nastrojowe miejsce ! Monika Zawadzka

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Liczę więc na uczciwe pisanie maturzystów, a Ciebie wyciągam w świat toskańskich ogrodów :)

      Usuń
  3. no nie wiem wprost co powiedzieć - oszałamiające!!!

    OdpowiedzUsuń
  4. Niesamowite miejsce i zdjęcia wspaniałe -zwłaszcza te panoramiczne mnie zachwyciły:))
    Buziaki Małgosiu i pozdrowienia dla Krzysztofa;P

    OdpowiedzUsuń
  5. To zastanawiające Małgosiu, że w niedzielne popołudnie ogród był pusty, a przecież wiadomo, że we Włoszech jest mało miejsc zielonych. Zdjęcia panoramiczne ciekawe. Serdeczności.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wiesz, Bożenko, bo to dość odosobnione miejsce, a terenów zielonych, czytaj: ogrodów, we Florencji i wokół niej nie brakuje.

      Usuń
  6. Tam jest bosko!
    Kinga

    OdpowiedzUsuń
  7. No proszę, Małgosiu: na najbliższy wyjazd do Toskanii mam wpisane w notesie - Giardino Peyron, Fiesole, via di Vincigliata,2!!! Znalazłam informacje w internecie (otwarte w piątki, soboty i niedziele od 10.00 do 18.00, wstęp 10 euro). Chcę też odwiedzić Ogrody Bardini, o których pisałaś. A tu taka niespodzianka - że i do Peyron rzeczywiście warto! Dzięki serdeczne za piękne zdjęcia i opisy - kusi mnie jeszcze jeden ogród, przy pewnym probostwie pod Pistoją, ale nie chciałabym robić kłopotu... Uściski Annamaria

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Aniu, wokół Florencji jest więcej ogrodów, mam nadzieję, że gdy napiszę kiedyś o następnym, nie będziesz mi wyrzucać, że tam nie pojechałaś :)

      Usuń