Tym razem, aby spokojnie zrealizować plany, pojechaliśmy do Florencji już na obiad. Zaparkowaliśmy pod Porta San Niccolò. Załapaliśmy się na ostatnie wolne miejsce! To się nazywa fart, a nie był on jedyny tego dnia, o czym trochę niżej. Tej niedzieli wszystko szło jak z płatka, tylko prognoza pogody usiłowała odwieść mnie od postanowienia sprzed roku.
przy okazji:
w niedzielę i święta, akurat na tym parkingu (może i na innych z niebieskimi liniami?) postój jest bezpłatny, rzecz do sprawdzenia i w innych miejscach.
Posiłek. Wyszukałam w internecie trzy możliwe lokale, z dobrymi opiniami. Najbliżej parkingu, i na tę stawiałam, była Hosteria del Bricco.
Dobrze wybrałam.
Zaraz przy samym wejściu widok kelnera krojącego wędliny pobudził moje kubki smakowe, gdy więc potem przeglądałam menu, na widok wymienionej bresaoli z Chianiny z rucolą, parmezanem i pomidorami, zareagowałam w odpowiedni sposób. To była jedna przystawka. A drugą był zestaw różnych past na grzaneczki podane w koszyku. Pasty ciepłe i pyszne - klasyczna wątróbkowa, grzybowa, cebulowa, bakłażanowa oraz peperoncino - jadłam nakładając najpierw konkretne smaki, a potem robiłam sobie kompozycje. Przezornie zamówiliśmy tylko drugie, a i tak się obawialiśmy, czy mu podołamy po takim wstępie. Na szczęście, porcje nie były za duże. Krzysztof niezmiennie, gdy tylko widzi w menu, zamawia flaki (ponoć pyszne), a ja skusiłam się na roladę z królika, prosciutto, parmezanu i szpinaku. A na koniec typowy florencki deser - zuccotto. Postanowiłam odważnie spróbować, bo kiedyś sama zrobiłam, ale wydał mi się stanowczo za słodki. Ten był wspaniały. Autorstwo tego deseru przypisuje się Bernardo Buontalenti, żyjącemu w XVI wieku. Nazwa pochodzi od słowa zucchetto, co oznacza piuskę, ze względu na kształt tej słodkości. Nasze piuski były małe, uff, nie podołałabym oryginalnej wielkości.
Jest to miseczka z biszkoptu, nasączonego alkoholem, wypełniona schłodzonym lodowym kremem, często z ricotty. Pycha!
Zwróćcie uwagę na oryginalne lampy. Wiem, że Joanna zwariuje na ich widok, nie może inaczej, jako amatorka klasycznych durszlaków.
Słodko zakończony obiad pozwolił radzić sobie z obawami przed deszczem, a te były uzsadanione. Po wyjściu z lokalu zastaliśmy mokre ulice.
Dzielnie jednak ciągnęłam ku ... Giardino Bardini, który opisałam rok temu. Od tamtego czasu zasadzałam się na przyłapanie glicyniowego tunelu w pełnym rozkwicie. Niestety, było to w zeszłą, słoneczną niedzielę, teraz zaczęły już pojawiać się liście, choć i tak przyznam, że szalałam z radości, gdy zobaczyłam zwiewne fiolety.
Jeszcze jednak potrzymam Was trochę w napięciu i najpierw kilka migawek z samego ogrodu, w którym kwitną już róże (u nas wypatrzyłam dwie), psy kamienieją w uśmiechu, a kot przyjmuje dziwaczne pozycje :) A może ktoś z Was wie, co to za drzewo kwitnie w tle za psem? Obok niego umieściłam zbliżenie.
I oto glicynie.
Doszliśmy do tunelu od dolnego wejścia, skrót perspektywiczny zubaża wrażenia, ale im bliżej, tym bardziej jest się wchłanianym przez fiolet, by po podejściu na szczyt oszaleć z radości.
Deliktanie ruszały się na wietrze, wydzielając przy tym słodką woń zachwytu :) Ten ruch sprawiał wrażenie falującej powierzchni, ale wywróconej na lewą stronę. Zazwyczaj falowanie kojarzy nam się z góry oglądaną płaszczyzną, tutaj idzie się wewnątrz tej struktury.
Na podglądzie, w aparacie, nie widziałam niezwykłego efektu rozmazania obrazu w środkowej części tunelu. Co ciekawe, na powiększeniach widać, że zdjęcie jest ostre. To drobne plamki rozłożone w kiściach kwiatów powodują że w oku wszystko zlewa w bliżej nieokreśloną plamę. Za to wyraźnie widać podział na dwa odcienie fioletu.
Przyglądałam się glicyniowej pergoli w różnych wariantach, z wewnątrz, z widokiem na Duomo.
Gdy robiłam zdjęcia z San Miniato, zaraz znaleźli się inni, którzy podejrzeli, co fotografuję i też zaczęli z podobnymi kadrami.
Zostałam dłuższą chwilę w tunelu, a potem dołączyłam do Krzysztofa na tarasie, by rozgrzać się ciepłą herbatą, gdyż ochłodziło się i z nieba zaczął padać drobniusieńki deszcz. Przed nami najpierw rozpościerał się widok pozostawionego przez kogoś kieliszka z wodą, a potem wodą z nieba zraszanej Florencji:
Ale nawet taki pogodowy obrót sprawy okazał się fartem - zrobiłam moje ulubione zdjęcie z tej sesji.
Deszcz zadecydował o skróceniu wycieczki :)
Te glicynie są niesamowite, Warszawski Ogród Botaniczny i owszem ma ale nie takie tunele. Kadry z Duomo powinnaś opatentować jako Twoje oryginalne! U nas jeszcze do takiej zieleni daleko ale deszcz też pada...
OdpowiedzUsuńTak czułam, że ten widok będzie niesamowity. A z kadrami, to bardzo miłe, że ludzie doceniają wypatrzony widok, sama też się łapię na tym, że patrzę, co ludzie fotografują :)
UsuńOch! Mogłabym zamieszkać w takim tunelu.
OdpowiedzUsuńKinga
To jest myśl!
UsuńPewnie za dwa tygodnie będzie już po glicyniach. Są jak namalowane przez impresjonistów. Nieziemsko piękne. A to drzewko za psem to nie judaszowiec ? Róże już ? Zwariowały czy to norma? Po tym zdjęciu z parasolem (swietnym ) widać ,gdzie jest ostrość a glicynie i tak rozmazane. Niezwykły efekt. Zazdroszczę :-)
OdpowiedzUsuńNiestety, już jest po glicyniach. Dziękuję za podpowiedź z judaszowcem, absolutnie nie znałam tego drzewa. Ty to jednak jesteś ogrodniczka! Róże? Prawie norma, choć w tym roku wiosna przyszła mniej więcej o tzry tygodnie wcześniej, niż w zeszłym.
UsuńMałgosiu to drzewo za kamiennym psem to l'albero di Giuda, czyli judaszowiec. Jest ich zresztą więcej w ogrodach Bardini,
OdpowiedzUsuńpozdrawiam serdecznie,
Małgorzata Kistryn
Ja tez dziekuje za odpowiedz ,bo nie wiedzialam co to jest .Pozdrawiam irena zPoznania
UsuńMałgosiu, tak już się dowiedziałam od Maszki, a drzew, oczywiście, widziałam więcej, nawet w kolażu są dwa różne, ale do zadania pytania chyba nie było potrzebne pokazanie wszystkich?
UsuńOjej... jakbym chciała się przejść pod taką pergolą !!!! :)
OdpowiedzUsuńEla W
Nie dziwię się, ja już bym tam wróciła, tylko glicynie przekwitły.
UsuńMałgosiu, ależ znakomicie udało się uchwycić ruch na tych pozornie statycznych zdjęciach pergoli. Niesamowite wrażenie. Te glicynie są jak jakiś żywy organizm. ONE SIĘ RUSZAJĄ!
OdpowiedzUsuńI 2 x tak: patent na zdjęcia z Duomo, oraz porównanie do impresjonistów.
A u nas już też nieźle zielono, niestety już po magnoliach, glicynii w mojej okolicy nie widać :(
Pozdrawiam z wiosenną burzą i podwójną tęczą widzianą dziś przez okno.
Ewa z Legnicy
Myślę, że to jakieś zjawisko optyczne spowodowane tymi drobnymi plamkami, ale lepiej zostać przy niewyjaśnionym, nieprawdaż?
UsuńMałgorzato, ale ucztę zmysłową nam zrobiłaś, oniemiałam z zachwytu w tym fioletowym tunelu.
OdpowiedzUsuńCała przyjemność po mojej stronie :)
UsuńZapach glicynii czuję aż tutaj..., a za durszlakowe lampy baaardzo dziękuję ! Teraz na pewno ja będę wiercić dziurę w brzuchu Andrei, a później On będzie musiał w jakimś durszlaku ;) Bez dwóch zdań !!!!
OdpowiedzUsuńMuszę chyba schidzić ze szlaku Andrei, bo on mi wywierci, ale dziurę w głowie, albo ostrość w oczach poprawi, żebym durszlaków nie widziała :)
UsuńPrzepięne zdjęcia , glicynia och...
OdpowiedzUsuńPozdrawiam Warmianka
Po prostu, samograj!
UsuńCudowne zdjęcia, te glicynie są przepiękne..
OdpowiedzUsuńu mnie też deszczowo
cieplutko pozdrawiam
W takim zagęszczeniu tworzą imponujący efekt, nieprawdaż?
UsuńSliczne ujecia ,bardzo romantyczne...irena z Poznania
OdpowiedzUsuńSamo jakoś tak romantycznie wyszło, pewnie to sprawka ogrodu :)
UsuńUwielbiam oglądać Włochy Twoimi oczami,jestem pełna podziwu!!!
OdpowiedzUsuńDziękuję bardzo :)
UsuńFalujace glicynie ... istny majstersztyk !!!
OdpowiedzUsuńPozwoliłem sobie ustawić to zdjęcie na wszystkich ekranach i pulpitach Jakie tylko posiadam i patrzę sobie i patrzę ... :-)
Gratuluję szczęśliwej ręki i pozdrawiam.
Grzegorz
To podczas patrzenia na te zdjęcia, proszę tam miło o mnie pomyśleć :)
UsuńAle cuda. Urok glicynii we Włoszech zawsze rozkłada mnie na łopatki.
OdpowiedzUsuńTak, ewidentnie dobrze się tu mają. Nawet nasza ogrodowa, przycinana, zaczyna wyglądać co raz piękniej :)
UsuńMożna się zatracić w tym fiolecie! Zdjęcia bardzo udane, ostatnie najciekawsze. Zapamiętam nazwę deseru z Florencji - zucchetto- będę rozglądać się tu w Veneto za taką pychotką :-)
OdpowiedzUsuńMyślisz, że w Veneto nie obrażą się, gdy zapytasz o florencki deser? Hi, hi, hi.
UsuńCudowne zdjęcia! Wesołych Świąt, Małgosiu
OdpowiedzUsuńAngelika
Dziękuję Angeliko, Święta, jak zwykle, były piękne :)
UsuńŚwietne zdjęcia!
OdpowiedzUsuńDziękuję :)
UsuńNIESAMOWITE, zupełnie tak jak pisze Marysia, jak na obrazach impresjonistow, jak w ogrodzie w Giverny u Moneta, iwonka
OdpowiedzUsuńTak, Marysia niezywkle trafnia oddała opis tego rozmazania :)
Usuń