Tak do niedawna było z Poggibonsi. Miasto, które moja koleżanka, z racji nieradzenia sobie z wymową, przemianowała na "Pogibani". Faktycznie, łatwo nie jest, zwłaszcza z końcówką wyrazu. Jedni wymawiają ją z twardym "z" - czyli najbliższe to jest podżibonzj, gdzie "dż" wymawia się przedłużone. Inni z twardym "s" , jak w słowie "si".
Poggibonsi to miasto bardzo często przeze mnie mijane, przecinane wskroś, w różnych konfiguracjach i absolutnie mi nieznane. Kojarzone raczej z wielką strefą handlowo-przemysłową.
Parę jego skarbów odkryłam szukając w pobliżu Mszy św., a jedno miejsce miałam w planach niemal od początku przeprowadzki do Toskanii.
I o tym miejscu chcę Wam dzisiaj opowiedzieć.
W 2007 roku dowiedziałam się, że trwa remont i nie da rady zwiedzić miejsca, a potem chyba ten kurz z restrukturyzacji przykrył moją pamięć.
Chodzi o Castello della Magione, mało zamkowy, wbrew nazwie. Kompleks miał i inne określenia, układem jest bliższy naszemu dworowi, co zresztą oznacza słowo "magione".
W dokumetach pojawia się też nazwa "Szpital od św. Jana w Jerozolimie".
Jerozolima? Szpital? Dodam jeszcze "Via Francigena" i możemy spokojnie zbliżyć się do Zakonu Ubogich Rycerzy Chrystusa i Świątyni Chrystusa zapamiętanego w historii jako templariusze.
To właśnie ich siedzibą był niewielki zespół budynków składający się z kościoła i pomieszczeń służących głównie pielgrzymom, zwłaszcza tym chorym.
Po kasacji zakonu do XVIII wieku miejscem zawiadywali szpitalnicy (joannici).
Za czasów Napoleona skonfiskowano mienie. Jedni z właścicieli (Corsini) sprzedali posiadłość, ale ciągle jej używali. W 1822 zdekonsekrowano kościół, a całość stała się zwykłym gospodarstwem.
Po wojnie dwukrotnie podejmowano próby przywrócenia funkcji religijnych, aż w 1979 roku hrabia Marcello Alberto Cristofani odkupił Castello, i tam założył siedzibę Milicji Świątyni.
Jakkolwiek to brzmi (zwłaszcza słowo milicja), chodzi o religijne stowarzyszenie tradycyjnych katolików, których głównym zadaniem jest zbawienie duszy poprzez modlitwę i inne praktyki religijne, a wszystko o zabarwieniu rycerskim. To brzmi niedzisiejszo, nieprawdaż? Wyobraźcie sobie, że "rycerzy świątyni" przybywa. Adeptów zyskują poprzez działalność w skautingu.
Chcą wychowywać młode, kulturalne pokolenie, które trwa w chrześcijańskich wartościach.
Nie chcąc ryzykować zastania zamkniętych drzwi, poprosiłam Krzysztofa, by zadzwonił i uzgodnił naszą wizytę. To było bardzo dobre posunięcie. Jednak co koloratka to koloratka.
Zacznijmy od miejsca.
Nie wyobrażałam sobie, jak bardzo odcięty od świata jest castello, jakie nieciekawe ma towarzystwo. Aż się serce kraje na widok byle jakiego ogrodzenia, gospodarczych budynków, wszystko z tanich tandetnych materiałów.
Na szczęście, gdy się dojdzie do św. Jana, wszystko, co brzydkie, zostaje za plecami, wchodzimy w miniaturowy romański świat.
Miniaturowy, bo mały, właściwie nawet tyci.
Ale jest i kościół i zabudowania przy nim, pełniące kiedyś i obecnie rolę gościńca, ale nie tylko. Wszystko zadbane, doprowadzone do stanu wzbudzającego mój zachwyt. Szkoda tylko, że nie zachowała się żagielkowa dzwonica na szczycie świątyni.
Kościół obejrzeliśmy bez przewodnika. Widać, że odprawia się w nim Msze św. w rycie trydenckim. Oryginalne są główne same ściany. Prosty trawertyn murów i ceglane sklepienie oraz balaski tworzą spójną całość.
Wyposażenie w większości jest współczesne. Chociaż ...
Od razu powiem, że oprowadzający nas potem młodzieniec, czując zainteresowanie Krzysztofa (moje oczywiście także) pokazał nam szaty liturgiczne. Niestety, nie wolno mi było zrobić zdjęć, ale uwierzcie, robią wrażenie. Współcześni Strażnicy Świątyni gromadzą stare ornaty, odnawiają je. Sztuka i rzemiosło na najwyższym poziomie. Piękne hafty, złote i srebrne nici których wzory kosztowały pewnie wiele uszkodzeń opuszków palców, niektóre hafty są przestrzenne. A dodajcie do tego niesamowity komplet. Zobaczyliśmy szaty, a nawet obuwie liturgiczne Papieża Piusa XII.
Właściwie to zakrystię zobaczyliśmy na koniec, gdy nasz cicerone zaufał nam i zobaczył żywe zainteresowanie tradycją. Krzysztof zresztą przedstawił się już tak telefonicznie, dzięki czemu nieobecny Wielki Mistrz polecił, by pokazać nam prywatne pokoje, łącznie ze świetnie wyposażoną biblioteką. Biblioteka jest bardzo specjalistyczna, mniej w kręgu moich zainteresowań, gromadzi głownie materiały teologiczne oraz historyczne, z obfitym działem dotyczącym templariuszy. Za to zbiory sztuki Alberto Cristofaniego były tym, od czego nie mogłam oderwać wzroku. Rzeźby, obrazy, obiekty sztuki użytkowej, wszystkim z chęcią zaopiekowałabym się :)
Pomieszczenia mieszkalne mistrza znajdują się na piętrze byłego gościńca.
Na dole spotykają się "rycerze" oraz skauci.
Dzięki nim miejce wróciło do świetności. Dziedziniec, zalany światłem, wydobyli spod półmetrowej warstwy ziemi i gruzu. Odzyskali kamień należący do kompleksu, wypatrzony u jakiegoś sieneńskiego proboszcza, gdzie pełnił rolę płyty stołowej.
Odkryli pochówek z 1000 roku.
Intrygujące są takie miejsca.
Zatrzymanie w czasie. A może i przyszłość?
Historia nie tylko ta, która minęła. Są i współczesne postaci z jej kart.
Tutaj odbyły się uroczystości srebrnej rocznicy zaślubin Ich Królewskich Wysokości z rodu Savoia.
http://www.monarchia.it/attivitasvolte/20130310_poggibonsi/duchi_lecchi.jpg |
Kościół można zobaczyć każdej niedzieli rankiem, gdyż o 9:30 jest tam odprawiana Msza św. w rycie trydenckim. Nie wiem, co podlega dodatkowemu zwiedzaniu, ile z tego, co nam pokazał chłopak pilnujący obiektu, jest w stanie zobaczyć zwykły turysta (zazwyczaj w dni powszednie między 16:00 a 18:30).
A to blisko 'ode mnie, ;)
OdpowiedzUsuńDobrze wiedzieć! Właśnie weszłam żeby poszukać w okolicy takich perełek bo się tam wybieram za kilka dni.
Ach! :))))
To muszę się śpieszyć z pisaniem, bo mam jeszcze dwa ciekawe obiekty w okolicach Poggibonsi. Serio jedziesz? Wspaniale :)
UsuńDroga Malgosiu! Znowu odkrylas perelke. Castello della Magione kolo Poggibons. Oj kusisz, kusisz do ponownego odwiedzenia Toskanii i jej malo znanych zakatkow. Szkoda, ze nie moglas zrobic zdjec szat duchownych - blysk zlotych i srebrnych nitek...chodzi mi po glowie ich kolorystyka.
OdpowiedzUsuńJestem pewna, ze msza trydencka, w tradycyjnym rycie rzymskim, musiala byc piekna.. Sama chcialabym ja zobaczyc w tym pelnym tajemnic miejscu.
Serdeczne pozdrowienia.
Anonim "B"
B. myślę, że Ty już jestes mocno "skuszona", a zobaczenie i uczestnictwo w takiej Mszy? Wszystko przed Tobą :)
UsuńNo pięknie... człowiek na jakiś czas zrobi sobie przerwę w buszowaniu po blogu(ach), a tu tAAAkie zaległości! :)
OdpowiedzUsuńDomyślam się, że wspaniałości castello są naprawdę strzeżone przed oczami osób niepowołanych. Nomen omen właśnie czytam po raz kolejny Wahadło Foucaulta Umberto Eco. Ale zgranie w czasie!
A ja dotąd nie przeczytałam, najwyższy czas sięgnąć, powinnam nawet chyba mieć na półce.
UsuńPolecam, chociaż nie należy do tych z cyklu lekkich, łatwych i przyjemnych. Uwielbiam Eco.
OdpowiedzUsuńKolejka długa, ale ustawię w niej i tę książkę :) Może się doczeka?
Usuń