środa, 12 stycznia 2011

NIEDZIELA W SZPITALU

W sobotę kręgosłup wystraszył mnie, że niedzielę spędzę w pozycji horyzontalnej. Twardo więc leżałam i ... udało się, w niedzielę obudziłam się zapomniawszy o bólu, więc zaczęłam główkować, gdzie by tu się wybrać. Najpierw rozważałam festę etruską nieopodal Lukki, ale znając włoskie "wiele hałasu o nic", jak bym nazwała nadmierne nadawanie ważności nawet byle jak zorganizowanym i nijakim imprezom, szukałam dalej. Wyjątkowo nie gnało mnie do Florencji, więc może Siena? Może w końcu muzeum? Tylko które? Katedralne zwiedziłam dwa razy. Czas na coś nowego. Pinacoteca? Museo Civico? Pinacoteca!
Zmieniliśmy parking Z San Marco, gdzie zazwyczaj parkowaliśmy, na Santa Caterina i okazało się, że po skorzystaniu z ruchomych schodów nieopodal, już kilka kroków dzieliło nas od katedry. Jak mało turystów! Ale nie wchodzimy. Krzysztof coś się krzywił na muzeum, miał ochotę tylko się poszwendać po Sienie. Moje plany legły jednak w gruzach nie z tego powodu. Otóż Pinacoteca Nazionale jst w niedziele czynna tylko do 13.00. No to może w końcu bym zobaczyła SMS.
Nie, nie. Nic z tego. Nie myślcie o telefonach. To skrót od Santa Maria della Scala. Przypomina się Wam opera w Mediolanie? Mnie tak, ale potem odzywa się cichy chichot, bo nie znając kiedyś ni w ząb włoskiego, nie skojarzyłabym nazwy tak szacownego przybytku z drabiną (la scala). No, dobrze, mogą to też być schody, ale w przypadku sieneńskiej budowli, sądząc po herbach, chodzi o drabinę. Choć i tu mam wątpliwości, bo dawniej miała określenie łacińskie "naprzeciw dużych schodów Kościoła", które wszak prowadzą do katedry.

Wróćmy jednak do początków. Co to za szpital? Właściwie u źródeł jego założenia przez kanoników katedralnych  (około X wieku) nie było lecznictwo, tylko chęć bezpłatnej gościny dla pielgrzymów wędrujących Via Francigena. Taka struktura miała nazwę pochodzącą z greki - ksenodochium - później tego typu instytucję można by nazwać gospodą, schroniskiem dla podróżnych. Inna odnoga tej myśli przerodziła się w hospicjum no i szpital. I nie tylko szpital, ale i przytułek dla dzieci czy biedoty.
Wchodzimy do współcześnie istniejącego tam muzeum.. Krzysztof zajrzał ze mną do pomieszczenia z kasami i sklepem z pamiątkami, żeby tylko się zorientować, ile czasu zajmie mi zwiedzanie. Zaczął się łamać i nawet sam poprosił, bym podała kilka powodów, dla których ma zostać. Nie znałam tych pomieszczeń, trochę tylko wiedziałam wcześniej, nie miałam pojęcia, jakie eksponaty można tam zobaczyć. Ale wiem, że Krzysztof bardzo lubi stare oryginalne wnętrza, miałam więc nadzieję, że znajdzie jakiś kąsek dla siebie. Dał się przekonać.
Jestem zachwycona tym, co zobaczyłam. Miałam wrażenie, że wędruję po jakimś niebywałym labiryncie, pełnym jeszcze cieni osób, które przez wieki pojawiały się wśród tych murów. Ponieważ w całym muzeum jest zakaz fotografowania,  dla lepszego wyobrażenia odsyłam na stronę internetową muzeum (także w wersji angielskiej).
Pani w kasie biletowej poleciła nam od razu skierować się do części archeologicznej, gdyż niebawem miała być już zamknięta. Ba! Ale gdzie ona jest? Wiemy tylko, że mamy zejść w dół, więc szukamy schodów (mogli kazać schodzić ludziom po drabinie, nieprawdaż?). Oznaczenia wymagają niezłej umiejętności czytania rzutów poziomych. Na pierwszym napotkanym planie wyszukaliśmy gęstą siatkę schodów i jakoś je odnaleźliśmy.
A to Ci niespodzianka! Zrezygnowałam z imprezy i wystawy etruskiej a tu skarby prawdziwe. Muzeum archeologiczne jest poświęcone głównie etruskiej sztuce sepulkralnej. Jak dotąd widziałam tylko muzeum w Cortonie, ale słabo zapisało się w mojej pamięci. Niestety nie miałam wtedy jeszcze nawyku zapisywania na bieżąco wrażeń z podróży. Porażająca odległość w czasie. Misterna praca, chciałoby się zobaczyć ówczesny świat.
Ten jeden dział wystarczyłby mi za całe muzeum, ale przed nami ciekawe pomieszczenia pewnych bractw. Tajemniczo, ciekawie.Wydawało się, że zeszliśmy do najgłębszych podziemi, ale gdy wyjrzałam przez okno Kompanii Św. Katarzyny Nocą (nazwa się wzięła od zwyczaju świętej, która w nocy przychodziło opiekować się chorymi) zobaczyłam jeszcze parę pięter w dół. Wyjaśnienie pojawiło się gdzieś później na starych fotografiach oraz na stronie początkowej szpitala. Latem widziałam tył zabudowań i zastanawiałam się, co to z misz-masz budowlany. A gdzieś wśród starych zdjęć zobaczyłam w tych samych oknach pielęgniarki i pacjentów.
Myszkowaliśmy przez nikogo niepilnowani. Na poziomie parteru (od strony katedry), już ze strażnikami, zdumiewa wielka sala noclegowa dla pielgrzymów cała w barwnych freskach. Jak przystało na amatorkę sztuk dawnych oko zatrzymałam na XV wiecznych dziełach Domenico di Bartolo. Ileż tam detalu, ileż informacji o współczesnych malarzowi czasach, ubiorach, przedmiotach, itd.
Część pomieszczeń zajmują tymczasowe wystawy. A to z grafikami Picasso, a to z odrestaurowanymi dziełami będącymi w posiadaniu Fundacji Monte dei Paschi.
Zróżnicowanie wystaw nie sprzyja dobremu odbiorowi, mam mętlik w głowie. Ani słowem, na przykład,. nie wspomniałam o dwóch wozach triumfalnych używanych podczas Palio.
Nie myślcie, że mnie to zniechęciło, o nie! Po prostu trzeba jeszcze kiedyś wrócić i powolutku przyswoić sobie całą niezwykłość Ospedale Santa Maria della Scala.
Po wyjściu z muzeum naszym oczom ukazała się wieczorna, jeszcze świąteczna, Siena. Zapraszam więc na spacer jej uliczkami.
Zapomniałabym napisać o jeszcze jednym odkryciu. Otóż chcieliśmy jeszcze wstąpić do św. Katarzyny. Dzwony wzywały akurat na Mszę św., ale po podejściu do kościoła San Domenico ze zdziwieniem zobaczyliśmy zamknięte wszystkie drzwi. Poszliśmy więc na tyły świątyni, by zrobić stamtąd wieczorne zdjęcie widocznej na drugim wzgórzu katedry i wieży ratuszowej.
Dzięki zachłanności na takie widoki odkryliśmy osobne wejście do ? Hmm. Chyba krypty pod kościołem? To tam zapraszano ludzi na wieczorną Mszę św.
No popatrzcie, jak to dobrze ciągle gdzieś nos wściubiać. Inaczej ominąłby nas widok gotykiem sklepionego pomieszczenia.
Potem wystarczyło zejść schodami w dół i znaleźliśmy się na parkingu. Czas wracać do domu, bo czas znowu mnie omotał i trzyma w szponach. A już czeka na mnie następny długi wpis. Kiedyż, ach kiedyż!?

11 komentarzy:

  1. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  2. Zastanawiam sie skad pomysl i jakie narzedzia do realizacji takich fajnych kolazy ze zdjec? Tak sobie mysle czy ni podkrasc troche pomyslu... ;)

    OdpowiedzUsuń
  3. Picasa, darmowa, polecam przy dużej ilości zdjęć oszczędza czas :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Znam, ale nie lubie. Moze polubie? :) Pozdrowienia z Turynu!

    OdpowiedzUsuń
  5. Dziękuję za Sienę, za nastrój. osobliwa ta kaplica, krypta. Msza w takim miejscu to przeżycie.
    Nowe Twoje zdjęcie - takie cieplutko "ubrane".
    Zdrowia, biedna jesteś z tymi pleckami. Oszczędzaj się troszeczkę.
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  6. Dziękuję za powrót do Sieny:) a raczej.. za nowe odkrycie jej uroku.. i pomyśleć, że stałam oparta o ścianę Ospedale Santa Maria della Scala nie wiedząc co się kryje za jego ścianami.... a klęcząc na posadzce w San Domenico nie wiedzieć co się kryje pod spodem... :) Chyba trzeba tam wrócić :)

    OdpowiedzUsuń
  7. No własnie też stałam oparta o ścianę i nie wiedziałam co mam za plecami. Małgosiu dziękuję za ukochaną Sienę. Pozdrawiam i życzę zdrówka. Iwona

    OdpowiedzUsuń
  8. Mażenko to zdjęcie jest najaktualniejsze, zrobione w Rzymie, 11 stycznia.

    OdpowiedzUsuń
  9. Jesteś Ty, jest Rzym, jest włoskie, niebo, jest dobrze - Toskania czeka jako dom..Zdjęcie śliczne!!!

    OdpowiedzUsuń
  10. Piękne zdjęcia i te kolory Sieny....
    To prawda co pisze Ewelina, też byłam tego nieświadoma. Pani Małgosiu ileż to miejsc muszę ponownie odwiedzić żeby uzupełnić swoją niewiedzę!

    OdpowiedzUsuń
  11. Pięknie Małgosiu! :)))
    Chciałabym znowu móc pojechać do Sieny,przeżyc to jeszcze raz :)

    OdpowiedzUsuń