poniedziałek, 16 lipca 2012

CHIANTI I CHIANTI

Wszyscy miłośnicy trunku o tej nazwie będą zawiedzeni, gdyż nie o nim ma być ten wpis. W ogóle to Chianti miało być przejazdem, ale ...
Przez moje gadulstwo było tylko i aż Chianti.
Do rzeczy.
W miniony wtorek zawiozłam świecę chrzcielną do koleżanki, która wakacjowała, jak to ona  zawsze, w pięknym agriturismo na wschodnich obrzeżach Chianti.
Pomyślałam sobie, że wdepnę, świecę do wysłania w kraju przekażę, chwilę pogadam, to i jakąś ładną wycieczkę uskubnę. No to namówiłam Krzysztofa na wyprawę. Skusił się jeno na ostatni punkt programu, więc go w jakimś pobliskim barze zostawiłam, a sama dotarłam na wzgórza nieopodal San Polo in Chianti.
No się nie da! Spotkały się trzy koleżanki ze studiów podyplomowych, do tego jeszcze czwarta, też kobieta, więc się nie da krótko. Mocno kontrolując siebie i tak przekroczyłam dwie godziny. Zrobiło się za późno, by ruszać do Val d'Orci, a takie miałam plany.
"No to może pokrążymy po Chianti?"
Przecież i tu jest pełno cudnych zakamarków, więc żaden problem uskutecznić ładną wycieczkę.
Byle nie do miejsc, gdzie już byliśmy. Chciałam coś nowego, nowego i starego zarazem. Zamkiem nie wzgardzę, starym borgo się nie brzydzę.
Najpierw jednak trzeba coś zjeść. Najbliższe po drodze było Figline Valdarno. Drugi raz tam byliśmy i drugi raz trafiliśmy na rynek, a z rynkami tak bywa, że przesłaniają architekturę, śmiecą  i w ogóle, więc jeśli się nie jest nimi zainteresowanym, to się traci. Weszliśmy do pierwszego lokalu po drodze, gdzie zjedliśmy jakiś prosty obiad. Upały bardzo sprzyjają odchudzaniu, oczywiście, gdy się nie zahaczy o lodziarnię.
Potem odbijamy z trasy wiodącej na autostradę. Widzę drogowskazy na miasteczko, o którym ostatnio czytałam, że przywrócono je do życia. Właśnie "stare borgo". Cel więc sam się wytyczył.
Nie doczytałam za wiele o tym miasteczku, wcześniej przygotowałam sobie tylko teksty do przeczytania z internetu na miejscu. Ale mimo, że artykuł, który czytałam, mówił o powrocie do życia, chyba raczej chodziło o figurę stylistyczną i jakąś jednorazową akcję. Nie znaleźliśmy dojazdu do wzgórza opuszczonego w latach siedemdziesiątych XX wieku. Większość budynków widzianych z daleka nadal martwo straszyła opuszczeniem.
Dlaczego w ogóle Castelnuovo dei Sabbioni zostało opuszczone przez mieszkańców? Dokąd się przenieśli? To tereny byłej kopalni węgla brunatnego, której eksploatacja stworzyła zagrożenie. Przenieśli się wcale nie tak daleko, bo raptem kilkaset metrów dalej i jeszcze ciut wyżej, zostawiając sobie nazwę miejsca.
Okolica wcale niebrzydka, ale ... kto by chciał na wakacjach oglądać takie kominy?
Zniechęciłam się ździebko. Weszłam do wikipedii i szukałam, co by mogło ukoić duszę mą. Kawałek za niedaleką Cavriglią polecano znowu borgo. Jakoś takoś nie przypadło mi do serca. Nie żeby było brzydkie, ale coś za mną chodziło, miałam zachciewajkę na coś, no i niedokładnie wiedziałam, na co.
Kawałek dalej, już blisko autostrady, położone jest Montevarchi, przejechaliśmy, nogi nawet z samochodu nie wyjęłam. To też nie to, nawet już zdjęć nie robiłam. Możliwe, że są tam ładne miejsca, ale nawet nie chciałam sprawdzać.
Ciągle po głowie kołatała mi się inna nazwa.
Vertine.
Jedziemy?
Zapowiada się dobrze, klimaty wzdłuż drogi bardziej sielskie.

Przejeżdżaliśmy przez Gaiole in Chianti, więc może coś i tu? Eeeee, kościół neogotycki.
Podziwiam cierpliwość Krzysztofa, bo wyraźnie marudziłam tego dnia.
Vertine! Vertine!
Teraz już wyraźnie wszystko we mnie skandowało tę nazwę.
W końcu! Już z odległego wzgórza zapowiadało się ciekawie.

Błogość średniowiecznego zakątka, cichego, zadbanego, bez żadnych współczesnych narośli. Jak chłodny wiatr w upał. Zupełnie zapomniałam o temperaturze otaczającego mnie powietrza.

Vertine jest pozostałością po zamku, którego fragmenty także dotrwały do naszych czasów.
Zaraz przy wejściu wita wszystkich strażniczka wieża, z bardzo ciekawym dzwonkiem do drzwi.


Bar Blu akurat we wtorki jest zamknięty, myślę, że przyjemnie byłoby usiąść w nim na jakąś letnią przekąskę. 
Także romański kościół był zamknięty, lecz ten raczej bywa otwarty okazjonalnie. Zadziwiające, mała osada, mała świątynia, a kiedyś stroiły ją obrazy takich mistrzów jak Duccio di Buonisegna, Simone Martini, czy Lorenzo di Bicci (obecnie w Sienie).
Dzwonnica skojarzyła mi się z więzieniem dla ... dzwonów. Ja wiem, że to ochrona na ptaki, ale jakoś te dzwony ograniczone się zdały, nie mogą wyfrunąć w świat.
Miejsce zaczarowane. Aż żal, że nie miałam ze sobą szkicownika. Trzeba będzie to kiedyś nadrobić.
Wszędzie doniczkowo-kwiatowe szaleństwo. A okna to osobna opowieść. Napatrzeć się nie mogłam.
Drogowskazy kusiły jeszcze jakimś zamkiem, położonym kilometr dalej. Zamek? To cała osada! Prowadziła do niej droga, z bramą, nawet otwartą, choć i tak nie zachęciła nas do wjechania na teren posiadłości.
Dostępu do krajobrazów nic nie grodziło.
Zakończyliśmy wycieczkę w Radda in Chianti, bo była po drodze. W końcu udało mi się zajrzeć do tamtejszego kościoła. Czysty zadbany, bez porywów. No, może mina Chrystusa do kolekcji tych "dziwnych".
Upał nie odpuszczał, więc wisienką na torcie uczyniliśmy chłodne prosecco, tuż pod ratuszem. 
Właściwie to barwnie wisienką było coś innego. Bardzo współczesny akcent barwny, ale jakże interesujący, nieprawdaż?
Czasami przydaje się marudzić, żeby tak zakończyć wycieczkę.

trasa:

Visualizza Chianti i Chianti in una mappa di dimensioni

17 komentarzy:

  1. Gęba się rozdziawiła, gały wypadają a serce....pęka...

    Cudnie!cudnie....

    OdpowiedzUsuń
  2. Jak wyżej :)
    Tak daleko, jakie piękne zdjęcia...

    OdpowiedzUsuń
  3. Nie lubię słowa fajny, ale... dzisiaj go użyję...
    Fajny wakacyjny opis, taki na luzie, mimo upału, lekki, zwiewny, przyjemny..., zdjęcia a jakże takież same, nie podkreślając zbytnio wspaniałego nastroju autorki...

    Chi, chi..., moje przyjaciółki, które uwielbiają lody w gorące upalne lata mówią, że od lodów się nie tyje, bo organizm traci energię na ogrzanie go właśnie w momencie połykania kolejnej zimnej porcji...

    Pozdrawiam, życząc wielu przyjemnostek wakacyjnych:)))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Widzę Ewo, że mamy podobną wrażliwość na słowa :) A teoria z lodami bardzo mi się podoba, tylko strach ją wcielić w życie, jeśli się straciło 4 kilogramy samym basenem i niejedzeniem kolacji.

      Usuń
    2. Ech..., Małgosiu, jak trudno jest trzymać wodze.
      Mnie zawsze ogarnia złość, kiedy ulubiona sukienka staje się trochę za ciasna.
      Ja osobiście walczę z brakiem umiaru w jedzeniu i piciu.
      Jedynym sposobem na utrzymanie wagi jest sport, a latem nie brak okazji do jego uprawiania.

      Przykład mojej przyjaciółki: Kiedy pozwala sobie na słodkości, to zmniejsza porcje posiłków głównych...
      Ja tego nie potrafię, ja wsiadam na rower i w drogę po zdrowie.

      Uściski.

      Usuń
  4. Wycieczka świetna! Aż mi się wierzyć nie chce,że TY marudziłaś:)))Ściskam cieplutko!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Romciu, ale Ty mnie mało znasz! Ja potrafię wybornie marudzić :)

      Usuń
  5. Malgosiu kochana! Ty jestes naszym oczkiem na piekne okolice, cudne miasteczka, piekne miasta! Ach te toskanskie klimaty ...., pozdrawiam goraco i oddaje sie marzeniom!!!Mila

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Milo, wyobraziłam sobie, że dla każdego czytelnika po oczku i wyszło mi, że jestem muchą czy jakimś innym stworzeniem o skomplikowanej budowie oka :) Pozdrawiam serdecznie.

      Usuń
  6. Tak, tak, Vertine i Volpaia to dwie najpiękniejsze perełki tego rejonu! Zdjęcia robisz, Małgosiu, prześliczne - po prostu jakby samemu się tam było. Ja właśnie wróciłam z koncertu Bocellego w Lajatico - wrażenia słuchowe i wzrokowe cudowne!!! A mieszkaliśmy 3 dni w San Gimignano, więc i po okolicznych małych mieścinkach wędrowaliśmy. A wracając na Fiumicino to musieliśmy, choć odrobinkę, zahaczyć o Chianti! A co z forum - tak go brakuje... Pozdrawiamy Annamaria e mio marito.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wyobrażam sobie, muszę kiedyś tam dotrzeć na koncert, bo faktycznie miejsce jak ze snu.
      A forum padło i się nie podniosło, to było ryzyko darmowego forum postawionego u kogoś. Ale ... właśnie kończę prace nad nowym. Już na swoim serwerze, z własną bazą danych. Może to i dobrze, bo będzie jeszcze bardziej funkcjonalne. Na początku może mniej przyjazne dla oka, ale już nie będę od nikogo zależna.

      Usuń
  7. No to ja już mam trasę na pierwszą tegoroczną wycieczkę :-). I wezmę szkicownik

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Eee można jeszcze ją wzbogacić, kliknij Maszko kategorię Chianti na blogu i dodaj coś jeszcze :)

      Usuń
  8. Chociaz nie bylo o winie ( bardzo lubie chianti), to nie jestem rozczarowana:) Piekne krajobrazy i tyle ciekawostek. Okna faktycznie tona w roslinnosci i kazde inne, podobaja mi sie takie naturalne dekoracje.
    Pozdrawiam serdecznie:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Faktycznie przewrotnie napisałam, miałam nadzieję, że komuś narobię smaku na wino, hi hi hi. Też je lubię. Tym razem jednak było prosecco :) Pozdrawiam cieplutko i słonecznie :)

      Usuń