czwartek, 26 lipca 2012

OD CZEGO BY TU ZACZĄĆ?

Pomilczałam, ale wcale  nie z lenistwa, wręcz przeciwnie, dni były intensywne, pełne wszelkich doznań. Zjechała Krzysztofa rodzina, do mnie nadleciała przyjaciółka ze studiów, więc już na bloga ani sekundki nie było. Wracam jednak powoli i tutaj.
Przeglądając zdjęcia nie mogłam się zdecydować, od czego by tu zacząć. Przekornie porzucę chronologię i pójdę na łatwiznę, zacznę od chyba najkrótszego wpisu.
Rzecz się miała wczoraj, po południu i wieczorem. W związku z nią odkryję w końcu zamiar formalny parafialnego ogrodu, gdyż chodzi o imieninowe przyjęcie proboszcza, które postanowiliśmy urządzić w właśnie w ogrodzie. Właściwie to przyjęcie było nie tylko na cześć Krzysztofa, ale i jego siostry Anny, znajomej Włoszki Anny Marii oraz niespełna dwuletniej Ani, córki Joannny. Razem z dziećmi przy stole zasiadły 23 osoby.
Zasiadły? Nie maluchy, te były w siódmym niebie, skakały przez żywopłoty, wychlapały wodę z poidełka, z którego nie chcą jeszcze korzystać ptaki, prowadzały psy na smyczy i jadły, jako i dorośli.
Dominowało menu włoskie: przystawki wszelkiego rodzaju(wędliny, crostini, bruschetta, genialna ośmiornica w pietruszce, sery), sałatki (panzanella, makaronowa z krewetkami i pomidorami czereśniowymi), bistecca i żeberka z grilla, w końcu desery (semifreddo truskawkowe, sorbet cytrynowy, macedonia i jedyny polski akcent - ciasto drożdżowe ze śliwkami).
dopisuję: 
większość pyszności przygotowała wybitna kucharka Paula (która też była na imieninach z racji przyjaźni z Anną Marią), znacząco pomogła też Joanna, nawet mój gość - Monika - została wciągnięta do przygotowań. Moją działką, oczywiście, był wygląd  stołu, hi hi hi.
Pogoda potraktowała nas łaskawie skropiwszy ogród delikatnym deszczem i ochłodziwszy powietrze z okrutnego upału.
Dzięki temu spędziliśmy wyśmienity wieczór, pełen radości, pyszności - iście letnie imieniny.

13 komentarzy:

  1. Ale szaleństwo: kulinarne, ogrodowe. Przepięknie!
    Solenizantowi życzę wszystkiego najlepszego: dużo zdrowia, wielu przyjaznych ludzi wokół siebie, zadowolenia z pracy, samych fajnych parafian.
    No - a nie mówiłam, że ten ogród już wygląda imponująco?!?
    Kinga

    OdpowiedzUsuń
  2. Fantastycznie zaaranzowane! Brawa za dbałośc o formy i kolory. No i serdeczności dla Solenizantów:-)
    Z moim osobistym Krzysztofem wybraliśmy się tylko na lody, może nie będę mu pokazywac, że można aż tak... ;-)
    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  3. Malgos pieknie to wszystko przygotowalas, jestes niesamowita, a ja prosze o przekazanie najlepszych zyczen solenizantowi: duzo zdrowia oraz radosci z kazdego dnia :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Ale się napracowałaś, efekt wspaniały. Serdeczności dla Solenizantów :) pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  5. I ja tam byłam-miód i wino piłam! Zwłaszcza wino-duuuużo i dobre.

    OdpowiedzUsuń
  6. Ale pyszności, i wszystko sama zrobiłaś? Podziwiam!!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie, nie, Zapomniałam napisać, że udział większościowy miała moja znajoma Paula, wybitna kucharka. Ja przy niej wypadam mizernie. Zaraz wyjaśnię to i w blogu, bo nie chcę zbierać jej zasług. Ja odpowiadałam głównie za wystrój :)

      Usuń
  7. Ja siesziałam obok Moniki i Gosi :)
    Bardzo udany wieczór!!!

    OdpowiedzUsuń
  8. Przepiękne lawendowe talerze,wszystkiego najlepszego dla Solenizanta! Iwonka

    OdpowiedzUsuń
  9. Przyjęcie pod niebem Toskanii i na dodatek w tak doborowym towarzystwie jest i moim marzeniem... I chociaż mam swój duży ogród i swoje przyjęcia to te toskańskie inaczej pachną i mają inne kolory...

    OdpowiedzUsuń
  10. Ukłony Solenizantom, a Tobie Małgosiu gratuluję pięknego ogrodu i przyjęcia . pozdrawiam Grażya. Warmianka

    OdpowiedzUsuń
  11. Pięknie! Wszystkiego najlepszego dla Solenizantów ! ośmiornica w pietruszce - jooj! a może jakiś przepis się uda wydębić? ;)

    OdpowiedzUsuń