środa, 28 listopada 2012

GIOTTO I CO DALEJ?

17 listopada pojechałam do Duomo w Prato na wykład w ramach Arte Grand Tour.
Zaproszono uczestników do bliższego zapoznania się z freskami w katedrze, ale wcale nie tymi najsłynniejszymi, autorstwa Filipo Lippiego, które obejrzałam kilka lat temu (wpis tutaj).
Gratka to niebywała, bo mieliśmy okazję wejść za renesansową kratę grodzącą kaplicę Sacro Cingolo (albo Sacra Cintola).
http://upload.wikimedia.org/wikipedia/commons/4/47/Prato%2C_duomo_cappella_del_sacro_cingolo.JPG
We wskazanym wpisie wspomniałam o relikwii, teraz zapoznamy się z nią bliżej, poprzez historię namalowaną na ścianach kaplicy.
Zanim wejdziemy do środka, chciałam wam jeszcze opowiedzieć o innym sposobie tworzenia fresku. Kiedyś już pisałam na blogu o kładzeniu perforowanych kartonów i robieniu przepróchy z pyłu węglowego, by w ten sposób nanieść kontury i ułatwić artyście kompozycję. Tak tworzono freski mniej więcej od początków XVI wieku. Wcześniej korzystano z czerwono-brązowej ziemi pochodzącej z miejscowości Sinope, obecnie na terenie Turcji. Na kamiennych, lub ceglanych, murach przygotowywano tynk, potem malowano kontury czerwonym barwnikiem otrzymanym z glinki z Sinope, następnie powoli w ramach jednej płaszczyzny, ograniczonej konturem kładziono jeszcze bardziej gładki tynk, na który nanoszono barwne farby przygotowywanymi na bazie żółtka, czyli temperami (na świeżo - al fresco). Farby wynikiem karbonizacji wiązały się trwale z podłożem. Tylko niuanse, muśnięcia wykonywano na koniec "na sucho" (al secco). Dniówki (giornaty) były mniej widoczne, bo pokrywały się z konturami. Ostatecznie czerwone linie (synopie) zostawały całkowicie zakryte. W latach pięćdziesiątych XX wieku zapanowała istna moda na zdejmowanie fresków w celu odsłonięcia synopii, czyli właśnie owego wstępnego szkicu. Chyba najsłynniejsze synopie znajdują się w Pizie. Poświęcono im osobne muzeum.
Czemu o tym wspominam? Bo dobrze jest wiedzieć oglądając freski, że stoi za nimi cały warsztat ludzi: tynkarze, uczniowie przygotowujący farby itd. Dobrze choć trochę wyobrazić sobie, że ten bardzo trwały rodzaj malarstwa, to niezywkle żmudny proces. A poza tym, jeśli kiedykolwiek sami spotkacie częściowo odsłonięty fresk, lub dwie jego wersje - czerwoną, linearną oraz barwną, możecie pochwalić się wtedy znajomością datacji, że tego typu dzieło powstało przed XVI wiekiem.
I właśnie o takim malarstwie będzie ten artykuł. Zobaczymy, jak malował Agnolo Gaddi (koniec XIV wieku), syn Taddeo - ucznia Giotta (początek XIV wieku).
Aby wiedzieć, co znaczy malować po Giotto, muszę jeszcze w kilku słowach opisać znaczenie tego ostatniego w historii malarstwa.
W czasie przed Giottem na zachodnie malarstwo europejskie wielkie wpływy miała sztuka bizantyjska, zwana inaczej manierą grecką. Postaci nie były traktowane realistycznie, lecz symbolicznie. Dlatego tak duże podobieństwo wizerunków Chrystusa, czy Madonny, do siebie. Nie był najbardziej istotny artyzm twórcy, jego możliwości kreatywne, lecz możliwość odtworzenia modelu zgodnego z wiarą. Paweł Fłorieński mówił o ikonie, że jest rezultatem doświadczenia duchowego. Nie chodziło i dotąd nie chodzi w prawdziwej ikonie o zwyczajne kopiowanie. Służyła i służy wyrażeniu świata duchowego, Boskiego. Bez postępów duchowych nie można malować, a raczej pisać, ikon. Echa takiego podejścia znajdziemy i w sztuce gotyku.
W pewnym momencie, na terenie Italii, pod koniec XIII wieku wraca się do afirmacji postaci ludzkiej, według zasad klasycznych. Historia sztuki właśnie Giotto przypisuje poczatek tego nurtu w sztuce zachodniej, naturalizmu, który kończy się na początku XX wieku.  Nie znaczy to, że Giotto był jedynym takim artystą, działał wszak w świecie, w którym akurat pojawiła się potrzebna ku temu wrażliwość. Ruch ku naturalizmowi wywodzi się z Rzymu. Między innymi wspomina się Pietro Cavalliniego, którego nie zdołałam zobaczyć podczas ostatniej wyprawy do Wiecznego Miasta. Szkoła rzymska, niestety, podupada wraz z wyjazdem papieży do Awinionu. Tu wchodzi na arenę Cimabue, a zaraz po nim Giotto, czyli artyści toskańscy.
Maniera zwana "giottesca" trwa w malarstwie niemal 200 lat. Ślady uczniów tego niezwykłego artysty pozostały w Umbrii, Padwie, Rimini. Jednym z nich był Taddeo Gaddi, a po nim jego syn Agnolo.
Vasari mówi, że malarstwo najpierw mówiło po grecku, 
od Giotta zaczęło używać łaciny.
Giotto sprowadził treść swych dzieł do natury ziemskiej, ludzkiej. Wcześniej niebo było barwy złotej, by wyrazić jego metafizyczną naturę, on namalował je takim, jakim je widzimy - błękitnym. Pojawiają się uczucia ludzkie, emocje wyrażone grymasem twarzy, układem ciała.
Dlaczego tak się dzieje? Zawsze trzeba poszukać tłumaczenia w historii, tu w historii religii. Zwrócenie uwagi na "pierwiastek ludzki" rodzi się w zakonie dominikańskim, który miał za zadanie zwalczać herezję. Głównie chodzi o herezję Katarów uznających ciało za siedlisko zła, co pociągało za sobą odrzucenie człowieczeństwa Chrystusa. Dlatego na dominikańskich malowanych krzyżach pojawia się zmarły Chrystus, cierpiący, odarty z szat Arcykapłan.
Giotto wypełnia tę myśl, wprowadza życie codzienne do swoich dzieł, odciskając swój rys na całej sztuce Zachodu.
Nawet główny wykładowca - Luca Vivona - po wejściu do kaplicy choć na chwilę zamiera, brakuje mu słów, mimo tego, że zna  przecież to, co w niej się znajduje.
A co się w niej znajduje?
Dwa cykle związane z relikwią. Pierwszy dotyczy osoby, po której został ten czczony materialny ślad, czyli pas ze stroju Maryi. Drugi cykl opowiada o samej historii Świętego Pasa (jak tłumaczy się Sacra Cintola).
Znajdujemy się przed przedstawieniami malarskimi o wyraźnej mieszance stylu gotyku międzynarodowego oraz właśnie tego, co wprowadził Giotto.
W czym rozpoznajemy malarstwo gotyckie? Na ścianach zapełnionych gotyckim malarstwem widać pełno postaci. Układ ich ciał przypomina płomień, stąd często spotykane określenie dla tego dworskiego stylu - gotyk płomienny. Tkaniny spływają wręcz z ludzkich sylwetek i misternie układają się w dekoracyjne fałdy. Przedstawiana na freskach architektura jest absolutnie nieporporcjonalna, zazwyczaj porównywalna z wysokością namalowanego człowieka.
Przydałoby się jeszcze zacytować "Złotą Legendę" Jakuba de Voragine i apokryf zwany Protoewangelią św. Jakuba (opisujący właśnie narodziny i życie Maryi, po Rzeź Niewiniątek). Wystarczy tylko wspomnieć, że są to główne dwa źrodła, z których korzystał Agnolo Gaddi, zresztą nie tylko on, ale wielu, wielu artystów tamtych czasów.
Tak przygotowani możemy zacząć obserwować scena po scenie.
1. Wypędzenie Joachima. Przyszły ojciec Madonny chciał ofiarować jagnię w świątyni, ale arcykapłan odmawia mu tego rytu, ponieważ Joachim nie miał syna. Uchodzi na łąki do swoich owiec, tam zjawia mu się anioł i zapowiada narodziny córki.
Pewien zwyczajny niby element mówi o inspiracji Giottem. To drapiący się pies.
2. Zaślubiny Joachima z Anną pod Złotą Bramą. Za Anną idą dworki, a za Joachimem służący wieśniak. W tle anioł, który najpierw ukazał się Joachimowu, zwiastuje św. Annie narodzenie córki. Wśród symbolicznej archtektury widać bardzo rzymski element - Zamek Anioła, świadectwo pobytu Gaddiego w Rzymie, a także odczytywania wiecznego Miasta jako Nowej Jerozolimy.
3. Narodziny Maryi z interesującymi scenami pobocznymi. Obecność służby świadczy o traktowaniu Maryi jako osoby pochodzącej ze szlachetnego rodu.
4. Prezentacja Maryi w świątyni. Anna obiecuje Bogu, że jeśli urodzi dziecko, przekaże je na służbę w świątyni. Scena na pierwszy rzut oka wydaje się być gotycka w charakterze, ale ze schematu wyrywa się główna Bohaterka oraz Jej matka. Niczym w kadrze filmowym, Maryja ( z Biblią w rękach) niepewnie ogląda się na rodziców, a Anna gestem rąk zachęca ją: "Idź, idź, nie bój się". Pamiętacie niezwykły fresk z Rzymu z gestem przytknięia dłoni do głowy Maryi? Nie minęło wiele czasu, a ja znowu trafiam na matczyny gest św. Anny.
5. Zwiastowanie. Znowu Biblia, którą czyta Madonna.  Tym razem przestrzeń pusta, niemal ascetyczna., przez to bardziej naturalna.
6. Zaślubiny Józefa z Maryją. Arcykapłan z Boskiego objawienia zaprasza dwunastu pretendentów do ręki Maryi. Wybrany miał być ten, którego kij pasterski, dostarczony do świątyni, zakwitnie. Józef nie chciał brać w tym udziału, bo uważał się za zbyt starego. Jednak to właśnie jego kij pokrywa się kwieciem.
Dlatego pozostali łamią swoje laski pasterskie. Nawet w najsłynniejszej Raffaelowskiej scenie zaślubin spotykamy ten charakterystyczny gest pasterzy.
http://upload.wikimedia.org/wikipedia/commons/0/06/Raffaello_-_Spozalizio_-_Web_Gallery_of_Art.jpg
Zastanawiający jest ten człowiek z drzewem na ramieniu.
Nie odczytano znaczenia tej postaci. Ja na swój użytek wymyśliłam małe oszustwo matrymonialne, do którego, oczywiście, nie doszło. ten człowiek chciał dostarczyć nie tyle kwitnący kij, co całe drzewo. Przeoczył fakt, że cudowne pokrycie kwiatami miało nastąpić w świątyni. Jak Wam się podoba moja interpretacja?
Przestrzeń sceny jest absolutnie gotycka, zapełniona całkowicie tłumem ludzi, ale trafia się tu coś bardziej nowoczesnego - portrety (jeszcze w profilu). Niektóre twarze nie są potraktowane symboliczne, mają tak zindywidualizowane rysy, że współcześni musieli w nich rozpoznawać znajomych.
7. Boże Narodzenie z cudowną symultanicznością scen.
Tu szopka, tam Anioły "na wysokości" i jeszcze pasterze dowiadują się o nadzwyczajnym narodzeniu. Anioł powiadamiający pasterzy trzyma w rękach podobną roślinę do nieodczytanego drzewka z zaślubin.
Może to jest symbol Chrystusa? Pojawienia się Kogoś ważnego?
Madonna namalowana jest gotycko. Twarz nie ma charakteru portretu, jej szaty układają się w ozdobny sposób i jest nieproporcjonalnie duża względem innych sylwetek, bo jest tu najważniejszą osobą. Giottowskie są skały, gest drapania się wchodzącego pasterza (za plecami siedzącego Józefa).
8. Teraz powinno nastąpić omówienie ostatnich scen z życia Maryi - Zaśnięcia i Wniebowzięcia. Ale część fresku została bezpowrotnie zniszczona, bo centralnie wykuto w ścianie niszę, w którą wstawiono rodzaj mebla w celu przechowania relikwiarza. 
Stało się to przyczynkiem do dygresyjnej dyskusji na temat takiego traktowania dawnych dzieł. Zagdzam się z prowadzącym, który spokojnie ludziom wyjaśnił, że obecnie historia sztuki poniekąd pilnuje przedmiotu swoich badań. Kiedyś jednak dawne obrazy, rzeźby traktowano jako niemodne, mniej godne zachowania, nie było wrażliwości każącej zachować coś, co wyszło z mody. Nikt nie zabiegał o nadanie im wartości. Za skandal za to można uznać, że zupełnie nam współcześnie robi się dziury we fresku Vasariego, by szukać śladów Leonarda da Vinci (w Palazzo Vecchio). Luca Vivona słusznie zauważył, że czasy i gusty się zmieniają, za dwieście lat historia sztuki może wyżej oceniać Vasariego i wtedy ludzie będą oburzeni, że dla mniej uznanego Leonardo, ktoś naruszył inne dzieło. Co ciekawe, nic dotąd nie znaleziono i prace wstrzymano.
Ja to sobie jeszcze myślę tak, że znając stosunek Vasariego do Leonardo, raczej by się nie poważył na zamalowanie mistrza. Chyba, że był strasznym bucem?
Już po serii ze scenami z życia Maryi można orzec, że Agnolo Gaddi wielkim nowatorem nie był. Trzymał się, ale w jakże piękny sposób, wypróbowanych środków wyrazu.
Już teraz lepiej przygotowani możemy obejrzeć drugi cykl, o tym skąd w Prato taka niezwykła relikwia.
1.Tomasz Apostoł przekazuje Święty Pas jakiemuś kapłanowi.
Św. Tomasz jest jedyną postacią, która wiąże dwa cykle ze sobą. W ostatniej zniszczonej scenie z poprzedniego cyklu widać Madonnę, która przekazuje ewangelicznemu niedowiarkowi materialny ślad swojego istnienia, bo, według legendy, nie był obecny przy Wniebowzięciu.
Kapłan potem uczestniczy w zaślubinach kupca Michele Dagomari z kobietą o imieniu Maria i daruje im w prezencie Sacra Cintola. W ten przedziwny sposób przeskakujemy kilkanaście wieków, aż do XII.
2. Młodzi wsiadają na łódź, która płynie po morzu pełnym nierealnych ryb.
3. Docierają do Prato, z budynkami po gotycku symbolicznymi, ale z rozpoznawalnymi nawet dzisiaj strukturami architektonicznymi, jak most na rzece Bisenzio, Palazzo Pretorio, czy dzwonnica (wtedy nie katedralna tylko pievanijna).
4. Według legendy Michele zawsze śpi z głową na relikwiarzu, bo tak się boi o losy Sacra Cintola. Podczas snu anioły podnosiły go lekko do góry. Niestety, nie mam tej sceny na zdjęciu. O samych zdjęciach jeszcze wspomnę.
5. Michele na łożu śmierci ofiaruje relikwię kapłanowi, który w uroczystej procesji przenosi ją z domu kupca do świątyni.

Podsumowując: Artyści po Giotto mieli problem z nowatorskim podejściem do malarstwa. Agnolo Gaddi nie wniósł nic nowego, nie ujmując faktu, że był świetny technicznie, zapisał się w historii sztuki jako popularyzator stylu, a nie wynalazca. Jest malarzem, który urodził się w kręgu Giotta, którego wpływom ulega, ale nie porzuca też stylu gotyku międzynarodowego.

I to właściwie koniec na temat fresków.
Niech będą "tylko" powielaniem, spotykaniem się epok, ale z chęcią widziałabym takie na ścianach naszego kościoła.

Nie można jednak wyjść z kaplicy i nie powiedzieć nic o niezwykłej urody niewielkiej rzeźbie wieńczącej dużo późniejszy od niej ołtarz z relikwią.
To Madonna z Dzieciątkiem Giovanniego Pisano, który prawdopodobnie przybył do Prato, by udzielać rad przy budowie katedry.
Co ciekawe, figura (w płomiennym wygięciu) jest ukoronowana, a mały Jezus w zupełnie naturalnym geście dotyka korony, tak jak wspólcześnie dzieci sięgają na przykład po matczyne okulary. Jest to też poniekąd zapowiedź wydarzenia, które nastąpi po śmierci Madonny. Tutaj w niezwykły sposób obydwa punkty w historii spotykają się ze sobą, bo jeśli stanie się dokładnie na wprost ołtarza, to w jednej linii widzimy najpierw rzeźbę, a potem fresk Gaddiego zaśnięciem i wniebowzięciem zapowiadający moment koronacji. Jest tylko jeden niuans, powstanie rzeźby i fresku dzieli mniej więcej jeden wiek.

Gdy nadeszła pora na pytania, ja też takowe zadałam, ale Eleonorze Onghi (jednej z prowadzących) na ucho. Czy to byłoby brzydko z mojej strony, gdybym zrobiła zdjęcia? Wyjaśnię, że w katedrze obowiązuje zakaz fotografowania. Eleonora bystro mi odpowiedziała: Nic nam nie zakazali, więc niech Pani robi :) Dzięki temu mogłam pokazać Wam niezwykłe miejsce w katedrze z Prato. W tym pośpiechu, by wszystko sfotorafować, pominęłam scenę, gdy anioły unoszą śpiącego kupca. Same zdjęcia nie są też wybitnej jakości, ale miałam niewiele czasu i byłam bez statywu.
Zamiast kropki na końcu zdania, proponuję składankę innych detali z kaplicy:




12 komentarzy:

  1. Małgosiu, coś mi się zdaje,że ja do tego wpisu będę wracać i wracać i wracać... Fantastyczny opis, dziękuję.Ewa da Parma :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ewuś, a może byś wróciła do San Pantaleo w drugi dzień Świąt?

      Usuń
    2. Oficjalnie zaproszeni??? Da Pan Bóg, przyjedziemy z przyjemnością :) Dziękuję.
      Będę w kontakcie.

      Usuń
    3. No to liczę na pozytywny odzew i spotkanie :)

      Usuń
  2. Gdybym wiedziała, choć połowę tego gdy byłam na miejscu, tam, oszołomiona samym faktem bycia w takim miejscu. Fantastyczny wpis i te zdjęcia!
    A co do Palazzo Vecchio, to przeczytała a raczej widziałam w tv, że coś pod spodem jest. A może miało być? Mi zawsze szkoda rujnacji, cóż takie są koleje historii...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Na razie nic nie odkryto. Krąży żart, że pomylono ściany :)

      Usuń
  3. Prato, ach Prato....
    Gusta, upodobania, a także oceny historyków sztuki sie zmieniają, ale żeby kiedyś Vasari Leonarda prześcignął..., nie wierze. Co nie znaczy, że lubie dziurawienie Vasariego, ale..., gdyby jednak cos tam znaleźli? Byłam w PV, kiedy rozważano, czy aby pod freskiem Vasariego..., i wtedy wyobraźnia rozpaliła mi głowę, nie powiem, że nie. Chciałoby sie mieć ciastko i je zjeść, ale to niemożliwe - może dlatego życie jest piękne? La vita è bella?

    serdeczności zasyłam z Gdańska,

    iwona

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ano właśnie. Nam się wydaje niemożliwe uznać Vasariego ponad Leonardem, ale sama wiesz, że historia już trochę nas zaskoczyła swoimi gustami estetycznymi. Często gust jest rodzajem umowy społecznej, więc strach się bać :)

      Usuń
  4. Piękne, niezwykłe miejsce.
    I jak świetnie się czyta ten wpis!
    Kinga

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję, dziękuję, tym bardziej, że w bólach zrodzony :) Bólach poszukiwania słów, oczywiście. Nawet tłumaczenie tym razem nie sprawiło mi większych problemów :)

      Usuń
  5. Pani Małgosiu, bardzo dziękuję za ten wpis. Jako miłośniczka sztuki wszelkiej, a z drugiej strony laik z wielką przyjemnością czytałam o detalach fresków, na które na pewno nie zwróciłabym uwagi, nawet gdybym mogła je z bliska oglądać. Cieszę się, ze dzieli się Pani z nami wszystkimi przeżyciami ze swoich wędrówek po ścieżkach sztuki. Pozdrawiam z zasypanego śniegiem Mazowsza
    Agnieszka

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Pani Agnieszko, dla mnie to sama radość, że znajdują się czytelnicy podzielający moją pasję :)

      Usuń