W zeszłym tygodniu spotkałam się ze starymi blogowymi znajomymi. Na początku ich pobytu omawiając możliwe kierunki wycieczek, poradziłam im, żeby wybrali się do Anchiano, do świeżo wyremontowanego domu narodzin Leonardo da Vinci.
Spotkaliśmy się raz jeszcze i wtedy usłyszałam wrażenia z wizyty w polecanym przeze mnie miejscu. Sama nabrałam ochoty na krótką wycieczkę, bo po odnowieniu domu jeszcze w nim nie byłam.
Po mocno wietrznej nocy przegnało chmury, pożegnało straszne ulewy i zaprosiło ku wyjazdowi.
Dom narodzin Leonardo jest faktycznie pięknie wyremontowany, lecz zakaz robienia zdjęć we wnętrzach zdumiewa wobec treści, którą w sobie kryją.
A kryją po prostu nie za dużo.
W sali bocznego domu można dokładnie przyjrzeć się "Ostatniej Wieczerzy". Aby bardziej zaangażować zwiedzających, użyto urządzenia kinect, lecz nie działało zbyt zachwycająco, co raczej irytowało, niż wciągało w świat Leonardowskiej wersji "Jeden z Was mnie zdradzi". Plusem są powiększenia w bardzo dobrej rozdzielczości.
Trochę ciekawsza jest prezentacja z hologramem, jak to szumnie nazwano wyświetlanie filmu na siatce, za którą umieszczono stary sekretarzyk, w celu uzyskania ułudy trójwymiarowości. Sam film jednak dość ciekawy, krótka historia życia opowiedziana przez aktora ucharakteryzowanego na starca Leonarda. Towarzyszy temu ciekawie zmontowana animacja z rysunków i pism geniusza z Vinci oraz zdjęcia miejsc związanych z życiem mistrza. Przyznam, że nawet z lekka poruszyły mnie słowa starca żalącego się, że przyszło mu umierać z daleka od Florencji i wzgórz wokół Vinci. Pomyślałam, że teraz tak łatwo jest się przemieszczać, a w dawnych czasach ...
Pozostałe dwa pomieszczenia mają skromną ekspozycję, już nie tak atrakcyjną. A i to co widzieliśmy było w języku włoskim. Opis "Ostatniej wieczerzy" jest dostępny po angielsku, ale nie wiem, czy jest tak też w przypadku prezentacji "hologramowej".
Nawet nie mieliśmy w planach wstępować do Vinci, wystarczyło spojrzenie z daleka, ale głupio tak od razu wracać do domu.
Naciągnęłam więc Krzysztofa na podjechanie do niedalekiego Faltognano. Skusił mnie brązowy znak drogowy informujący o romańskim kościele.
Okolica zdawała się mało "turystyczna". Ale zawsze jest gdzie zatrzymać obiektyw. Chociażby przed domem z inetnsywnie czerwonymi okiennicami typu górskiego, czyli z pełnych desek.
W pewnym momencie przestaję patrzeć na resztę, liczę barwne akcenty. Mam wrażenie, że budynek bawi się ze mną w chowanego, tylko musiałby zrobić coś z tym mało maskującym makijażem.
Odrywam wzrok od domu i przeciągam aparatem po pejzażu. Oj! Piękny.
Mówi się, że Leonardo inspirował się sfumato po zamieszkaniu w Mediolanie, wokół którego często krążyły mgły, ale gdy patrzyłam na dolinę Arno, widziałam żywe tła do wielu obrazów.
Sam kościół w Faltognano przedziwnie "obrośnięty" budynkami mieszkalnymi nie budzi mojego zachwytu, tylko smutek. Wydawał się zupełnie opuszczony. Zastanawiająca ta asymetria, hmm?
Pocieszeniem był inny sakralny budynek z XIII wieku, który za namową Krzysztofa, zobaczyliśmy w drodze powrotnej. To Kościół św. Jerzego w Porciano, leżący przy starej drodze łączącej Vinci z Pistoią. Przyznam, że zaskoczyła mnie druga asymetryczna fasada tego dnia, bryła z jednospadowym dachem to coś nowego dla mnie. Mimo, że nie zajrzeliśmy do środka. Cieszyło widoczne zadbanie o obiekt, pięknie utrzymane mury, odnowiony portyk z równie dobrze utrzymanymi tablicami epitafijnymi.
A krzyż z malowniczym tłem dopełniał tylko estetycznego zadowolenia.
Miła popołudniowa wyprawa z optymistycznym słońcem na niebie :)
Lecz nie dajcie mu się zwieść. Zobaczcie, co widać na horyzoncie:
Pięknie pięknie.Twoje posty to jak dopełnienie opowieści przewodnika. Szkoda że nie było mi dane zobaczyć tych szczególnych miejsc. Niestet biura podróży tego nie przewiduja w swojej ofercie.
OdpowiedzUsuńMyślę, że tak kameralne miejsce, jak dom narodzin Leonardo nie nadaje się na zbiorowe zwiedzanie. Tam właściwie nic nie pozostało, poza murami, no i jakimś tchnieniem :)
Usuńwspaniałw widoki!:)
OdpowiedzUsuńOj tak :)
UsuńPieknie:)
OdpowiedzUsuńTen komentarz został usunięty przez autora.
UsuńWitam i pozdrawiam,cudowne widoki ,to musialo miec wplyw na wnetrze Leonarda ale ten ostatni widok ....chyba go zatrzymam na dlugo w...pamieci.irena z Poznania
OdpowiedzUsuńCzasami na pierwszym planie można zobaczyć palmę, wtedy dopiero robi się egzotycznie :)
UsuńWidoki zapierające dech i to w takiej nieciekawej porze roku.
OdpowiedzUsuńPowoli przestaje być nieciekawa :)
Usuńoch, jak bym chciała tam być , może kiedyś spełni się marzenie, kto to wie
OdpowiedzUsuńpozdrawiam
Warto marzyć, wiem coś na ten temat :)
UsuńAch :)
OdpowiedzUsuńSi, si :)
UsuńByliśmy w Anchiano! 4 lata temu! Domek może i skromny, ale sama świadomość, że być może faktycznie żył tam prawdziwy geniusz przez wielkie G dodaje mu zdecydowanie atrakcyjności.
OdpowiedzUsuńStrasznie tęsknimy za włoskimi klimatami, ale w tym roku wybieramy sie do Bolzano, Bresci i Mediolanu:-) Tak naprawdę, nie umiemy sie doczekać lata...
Pozdrowienia dla wszytskich, Aleksandra
Właśnie w poprzedniej wersji chyba bardziej mi się podobał, pozwalał bardziej zapełniać przestrzeń własnymi wyobrażeniami czasów Leonarda :)
UsuńCudowne miejsca, rozmarzyłam się. Dziękuję !!!
OdpowiedzUsuńDo usług!
UsuńTaaaak... Patrzę i się uśmiecham... Annamaria
OdpowiedzUsuńTo jesteśmy już dwie :)
UsuńDzięki wielkie za kolejną piękną opowieść i zdjęcia.
OdpowiedzUsuńTen komentarz został usunięty przez autora.
Usuń