czwartek, 23 października 2014

UMBRYJSKIE WĘDROWANIE cz.3

I już ostatni odcinek z umbryjskiej serii.

Najpierw wycieczka.
Pojechaliśmy jeszcze całą grupą odwiedzić moją ulubioną świętą - Ritę. Sama Cascia nie budzi wiele emocji, zbyt współczesna, ale już czymś innym jest Roccaporena - miejsce jej narodzenia. A tam miejsce, które jako jedyne jest wiarygodnym świadkiem życia św. Rity - kościół, w którym wyszła za mąż.

Także tzw. ogród św. Rity porusza głównie obecnością zdjęć wetkniętych w skałę przy pomniku.

Ciekawie jest też obejrzeć rekonstrukcję domu, jego wyposażenia, czy też lazaretu, w którym pomagała święta.


No i została sama Perugia.
Kilka razy przespacerowana, ale ciągle za mało.
Najważniejszym nowo poznanym obiektem jest kościół niedaleko klasztoru, gdzie odbywały się warsztaty. Ciągle spoglądałam z góry na krągły, niski stożek dachu.  Wiedziałam, że mam się spodziewać zabudowy centralnej i tylko tyle.
Kościół Michała Archanioła, bo pod takim jest wezwaniem, często nazywają w Perugii "tempietto" (świątynka), raczej nie ze względu na jego rozmiary, lecz na to, że w tym miejscu stało kiedyś rzymskie mitreum, a podejrzewa się, że i etruskie tempio. Doszłam przejściem spod Porta Sant'Angelo -  średniowieczną bramą pełniącą również rolę siedziby straży. Ponieważ doszłam z boku i od razu weszłam do wnętrza, tak i Was poprowadzę.
Znalazłam się w bardzo odległych czasach. Nikogo zwiedzającego, tylko ja i paleochrześcijańska świątynia z V wieku, jedna z najstarszych takich we Włoszech. Swoim kształtem  i charakterem przypomina mi Santo Stefano Rotondo z Rzymu, ale na jej ścianach nie ma cyklu pokazującego makabryczne sceny męczeństwa, te w Perugii są niemal puste, można je zapełnić swoją wyobraźnią.
Tylko jakieś pozostałości, czasami w ramach,  przerywają kamienną prostotę, podsuwają widoki całych ścian zapełnionych kiedyś freskami.

Spod ocienionych arkad wzrok wędruje ku górze, szukając źródła światła. Promienie sączą się przez małe okienka w tamburze, spadają na prosty ołtarz. Zdawać by się mogło, że korynckie kolumny nie pozwalają im dojść do nawy (czy nawa to dobre określenie?).

Idę po kręgu, tym razem schylam głowę. W podłogę wmurowano wiele ciekawych płyt, prawdopodobnie nagrobnych, choć trudno się tego domyślić. Za to widać, że dotyczyły różnych rzemiosł. Jedna jednak odstaje od reszty. Pentagram? W kościele? To kamień jeszcze z czasów rzymskich.

Zaglądam do bocznych kaplic. Każda to mały świat. W jednym króluje figura Michała Archanioła, w drugim piękny krucyfiks, a w trzecim Matka Boża pilnuje misy chrzcielnej.

Obchodzę kościół kilka razy. Trudno mi z niego wyjść.
Na zewnątrz jednak też jest pięknie i cicho, daleko od miejskiego zgiełku. Wykorzystują to młodzi ludzie, zainteresowani jedynie polegiwaniem na trawniku.
Odwracam się jeszcze na chwilę, spoglądam na proste wykończenie ścian, z dosyć prostym marmurowym wejściem, malutką, ledwie widoczną dzwonnicą.

A potem prosta droga wiedzie mnie ku miastu, w którym jeszcze tyle do odkrycia.
Na koniec wpisu pozostaje więc jeszcze garść zdjęć i koniec z Umbrią na ten rok.

















































12 komentarzy:

  1. Ależ uczta:-)!
    Będę szczera. Zazdroszczę!
    A tak w ogóle to STO LAT:-))))))))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Aniu, może kiedyś dołączysz do warsztatów? A za pamięć serdecznie dziękuję :) Przemiło!

      Usuń
  2. Widziałam to wszystko podczas tegorocznych wakacji.
    Dziękuje za możliwość odbycia tej podróży jeszcze raz. Dzięki Tobie wróciłam do swoich zdjęć z Perugii, wiele ujęć mam bardzo podobnych. To też dzięki Twojemu blogowi -to on nauczył mnie pokazywać na zdjęciach detale.
    Pozdrawiam i czekam na dalsze wpisy, Brenda

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To niezwykłe przeczytać, że się przyczyniłam do tego poprzez blog :) Dziękuję :)

      Usuń
  3. Jest jakaś dzikość w tej Umbrii, cudownie, iwonka

    OdpowiedzUsuń
  4. Witaj Małgosiu dziękuję, że zabrałaś mnie na kolejną wędrówkę - z widokami cudnymi widokami - dziękuję Ci również za świętą Ritę - Ty już będziesz wiedziała o co chodzi :)
    Nicko Zaffon

    OdpowiedzUsuń
  5. „Dolce far niente” czyli „słodkie nieróbstwo” mnie dopadło ... za chwilę weekend z perspektywą czytania Pani bloga ... super plan na super zimny październik :) ... Perugia hmmm ... byłam w maju ale przez chwilkę (kilka godzin) ... wyjechałam załamana brakiem czasu na zwiedzanie (zachorowałam i tylko św. Ricie zawdzięczam to, że nie zaliczyłam szpitala w tej umbryjskiej stolicy) ... dzisiaj dzięki temu wpisowi otrzymałam mała nagrodę pocieszenia ... do Perugii wrócę tak samo jak do innych miejsc we Włoszech ... to tylko kwestia czasu :) Pani Małgosiu dużo zdrowia!!! i tylko pięknych dni!!!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mam nadzieję, że moje pisanie rogrzeje duszę zbolałą chłodem. Też kiedyś odczuwałam rodzaj załamania, gdy zdawałam sobie sprawę, ile nie zobaczyłam. Powoli to się zmienia, dzięki czemu mam większą radość, tego, co udało mi się spotkać :) Życzę więc powrotów i nowych miejsc :)

      Usuń
  6. Cudowne widoki i zachwycające szczegóły...... bez radości w sercu nie da się tego oglądać. Dziękuję. Violetta z Koszalina

    OdpowiedzUsuń
  7. Chm,Perugia spędziłem tam kilka ładnych miesięcy w roku na przełomie roku 2000 i 2001, poczatek mojej imigracyjnej przygody minęło 15 lat i kawał świata a mnie wydaje się jakby to było jeszcze wczoraj, kiedyś w końcu muszę wybrać się do Italii, co roku mam taki zamiar ale zawsze wypada coś.

    OdpowiedzUsuń