Tak się pięknie złożyło, że Monika mogła tym razem zatrzymać się w Rzymie na niemal trzy dni.
Intensywne poszukiwania w ofercie noclegowej przekonały mnie, że znalezienie czegoś w miarę sensownego, bez drenażu kieszeni, nawet pod koniec listopada, jest bardzo trudne.
Kto szuka, ten mieszka :)
Udało się. Nie miałyśmy za bardzo możliwości dogłębnego poznania zalet i wad przebywania w apartamencie, bo zaraz po pobudce ruszałyśmy w rzymski świat. Jedną, ale nie jedyną, z zalet apartamentu jest na pewno jego położenie, nieopodal Kościoła Santa Maria in Trastevere.
Poznałyśmy życie naszej okolicy w różnych odsłonach, bardzo zaspanej, pełnej jeszcze śmieci po nocy; sprzątanej, bardzo dokładnie; szykującej śniadanie dla klientów każdej nacji; obiadowej; handlowo-stoliczkowej; po wieczór i noc, z zapełnionymi lokalami, tętniącej życiem.
Udało się chodzić trochę bez mapy i z mapą - i to, i to było w planie.
Zaczęłyśmy od rzucenia walizek i pośpiesznego dotarcia do Świętej Cecylii, bo tam, na chórze kościoła, za osobnym wstępem, tylko do południa, można zobaczyć ocalałe resztki fresków Pietro Cavalliniego, niemal rówieśnika Giotto.
Trudno się je ogląda. Struktura dużo późniejszego chóru tnie to, co się zachowało, w połowie, światło z okien przeszkadza w podziwie, ale i tak skrzydła aniołów będą mi się trzepotem śnić po nocach. Serce się kurczy na samą myśl, że wzmianka z XV wieku mówi o malunkach tego autora w całym kościele. Trudno o dobre reprodukcje, w pełni oddające nasycenie barw, albo są za blade, albo wręcz przeciwnie.
https://festinalenteassociazione.files.wordpress.com/2012/11/cavallini_giudizio.jpg |
W tejże samej świątyni, w bocznej kaplicy, inne kamienie wzbudziły moje zainteresowanie. Większe od mozaikowych, precyzyjnie wycięte w twardym kamieniu, ale równie malarskie, różnej barwy, zasotosowane w silnym kontraście niebieskiego z ciepłymi żółcieniami, dużej płaszczyzny z mniejszymi. No, i te oczy!
Nie mogłam się zdecydować, czy tytuł tego wpisu miał brzmieć "Malarskie Zatybrze" czy "malownicze".
Nie tylko malarze przyczynili się do uroku dzielnicy.
Zachwyca - to pewne - architektura, rzec by można, uroczysta, przemyślana, jak Santa Maria dell'Orto, czysto barokowa, złota szkatułka w jednorodnym stylu.
Wszechobecna rdzawość muru i zieleń na jego tle wystarczą, by drgnęła ręka w poszukiwaniu pędzla. Mimo, że kocham przygotowania do Bożego Narodzenia, żałuję, że nie mam czasu by coś z tego przenieść w świat farb.
A co powiecie o praniu? Ciekawe, że tak porusza we Włoszech, a mierzi w kraju. Gdzie tkwi tajemnica?
Stojące koło siebie dwie "pszczoły" biją zestawem barwnym po oczach. A zaraz potem budzący chęc posiadania pomarańczowy skuter.
Wąskie, brukowane uliczki.
Czasami mocne, olbrzymie budynki, zaskakująco pojawiające się za rogiem.
Cytryny w donicach z karteczką zachęcającą, by samodzielnie sobie je zrywać. No i zieleń taka niezimowa, jako i pogoda (powyżej 20 stopni na koniec listopada!).
Zatybrze odbite w lustrze.
Najwęższy dom w Rzymie.
Uśmiech, gdy się okazało, że ulubiona knajpka "La Fraschetta" serwuje także obiady. Malowniczo podane, pyszne.
Mniej, lub bardziej, udana twórczość na murach.
Mój literniczy fioł nasycający się wszelkimi tablicami, różnymi szyldami, cyframi.
A dużo miejsc już rozświetlonych lampkami na Boże Narodzenie, nie tylko Zatybrze.
To była wspaniała wyprawa.Dużo sztuki, przyjaźni oraz koloru i aromatu. Było naprawdę intensywnie.
OdpowiedzUsuńMoniś, dziękuję za tyle wspólnych doświadczeń, zachwytów, za cały czas, ten opisany i ten poza blogiem :)
UsuńTak tam pięknie ale iluminacje świąteczne takie same jak u nas :0
OdpowiedzUsuńPodejrzewam, że w Polsce dekorację są nawet piękniejsze :)
UsuńPoznalam Pania poprzez książki, a teraz z niewielkim stażem w internecie(ale z zaliczonym kursem dla seniorow)rozkoszuje się blogiem. Bylam w Rzymie w latach 80tych, a Pani relacje to wspanialy podarunek. Zycze już WESOLYCH SWIAT Malgorzata
OdpowiedzUsuńCieszę się, że obcowanie z blogiem jest rozkoszą :) Wszak zmienił się charakter pisania, w stosunku do tego, co było w książkach. Pozdrawiam bardzo ciepło, prosząc, by się Pani wygodnie rozgościła wśród moich słów :)
UsuńTrzepoczące pranie na wietrze, pościel rozwieszona niemalże tak, że zasłania okna sąsiadom kojarzy mi się z domem, ciepłem rodzinnym. We Włoszech symbol życia i radości w Polsce w zaniku z powodu braku min. odpowiednich suszarek (zbyt mały asortyment) oraz kiepskiej pogody ... Ps. Kraków latem na balkonach suszy (Nowa Huta szczególnie) Rynek Głowny nie ale tam raczej nikt nie mieszka :D
OdpowiedzUsuńFaktycznie, i pogoda inna, i kontekst inny :)
UsuńJak zwykle 'zabijasz' :-) i wiem że długo nie wytrzymam. Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńj.
Warto nie wytrzymać. W razie czego polecam wyszukany apartament, na cztery osoby, jak znalazł!
UsuńKilka lat temu byłam w Rzymie. Z wycieczką. Od tamtej pory marzę, by tam jeszcze wrócić, ale już prywatnie - powłóczyć się po mieście, podumać na rzymskim bruku ;) pooddychać atmosferą miasta, poprzyglądać się ludziom..Wszystko w swoim rytmie.. Marzenia... Częściowo spełniają się na Pani blogu. Pięknie Pani pisze i pięknie fotografuje. Jest w tym wiele dobrego nastroju. Poprawia mi nastrój. Dziękuję Pani Małgosiu i pozdrawiam. :)
OdpowiedzUsuńBardzo dziękuję. Jak najbardziej polecam Rzym na osobiste spacerowanie. Bywało, że chodziłam po nim zupełnie sama, wtedy trudno wytrzymać, bo człowiek ma ochotę dzielić się zobaczonym pięknem, ale lepsze to niż jakakolwiek wycieczka z natury rzeczy nie dająca czasu na smakowanie miejsca.
UsuńMałgorzatko, jak dobrze pooglądać ciepły Rzym i poczytać o Zatybrzu w zimny, grudniowy, polski poranek. Serdeczności przesyłam
OdpowiedzUsuńDziękuję bardzo, u nas też już pochłodniało, ten listopad był bardzo dziwny, jak by chciał wynagrodzić brak gorącego włoskiego lata.
UsuńI znów zatęskniłam za Rzymem...
OdpowiedzUsuńKinga
Od tęsknoty do ...
OdpowiedzUsuńNeapolu...? :)))))
UsuńTeż może być :)
UsuńAnioł i to malowidło z oczami niesamowicie przykuwają wzrok, co do prania, pewnie postrzegamy je zależnie od otoczenia, we Włoszech zawsze jest malownicze ;)
OdpowiedzUsuńZwłaszcza, że gdy się jest na wakacjach, to zazwyczaj w różowych oklularach :)
UsuńTak mało mam teraz czasu, a tutaj takie wspaniałe wpisy! Zatybrze jest - nie wiem? piekne? urocze? na pewno malownicze, i bardzo zatrybrzańskie. Co doskonale uchwycone zostało w Twoich fotografiach (kiedy osotanio byłam we Florencji i popołudniową porą zastanawialismy sie, gdzie tu by przysiąc na posączenie czegoś, przypomniałam sobie Twój wpis o tarasie na Piazza Republica, i tam wyladowaliśmy. Było ciepło, więc spokojnie mozna było rozkoszować sie siedzeniem na zewnątrz, a widok Duomo z Campanillą, rysujacych się na tle całkiem czarnego nieba! - zrobiłam fotki, a jakże, ale zdjęc to ja robic nie umiem, pomyslałam jednak o Tobie - gdybyś Ty zrobiła zdjęcie w takich warunkach...). Ja czuje zapach - powietrza, może lekko zgniły od Tybru, gorącej grzanki, pieczonego ziemniaka, suszącego sie prania (ciekawa uwaga z tym praniem, faktycznie - we Włoszech nas wzrusza, w Polsce - denerwuje). I Santa Cecilia z Cavallinim. Zaczęłam się zastanawiać, ile lat minęło, od kiedy pierwszy raz przeczytałam o tych freskach? Nie powiem, bo bardzo dużo. I w pamięci mam wzruszenie chwili, kiedy je zobaczyłam po raz pierwszy (a to juz aż tak dawno nie było :-)
OdpowiedzUsuńJak dobrze, że jesteś i dzielisz sie wrażeniami z wędrówek, a że był to czas nie tylko Rzymem, ale i miłym towrzystwem naznaczony - tym lepiej i ... tym post cieplejszy.
serdeczności
iwona
Cieszę się, że trafiłaś na taras. Listopad bardzo rozpieszczał temperaturami. :)
UsuńOpis bogaty w detale, jak zawsze u Ciebie Małgosiu, tylko smakować i rozkoszować się, tymi "zatybrzańskimi drobiazgami" :-)
OdpowiedzUsuń