Dzień powszedni z akcentami egzotycznego mercato (rynku). Rano pojechałam zorientować się, co się na czymś takim sprzedaje, jak to się ma do sklepów? Mercato odbywa się w środy i soboty na paru uliczkach i placach Pistoi. Dziwnie wyglądają kramy powstałe najczęściej z niesamowicie zbudowanych samochodów (z małej furgonetki powstaje spore zadaszenie, w środku zaś przymierzalnia). A to wszystko nos w nos z katedrą.
Co jeszcze dziwniejsze, w końcu zobaczyłam nieźle zaopatrzone pasmanterie, kórych jak dotąd nie mogłam znaleźć w mieście. Porównałam też ceny butów i asortyment, i przyznam, że nie dość że tańsze, to jeszcze wydały się niektóre ciekawsze, przynajmniej dla mojego "spaczonego" słowiańszczyzną gustu Jedna para nie oparła się pokusie wskoczenia na moje stópki - jedyne, co nie przytyło Trochę byłam oszołomiona ilością ludzi, towaru, a przede wszystkim cieniem na to kładły się nienajweselsze wieści o stanie zdrowia mojej Mamy. To są odczuwalne minusy odległości Italia-Polska.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz