Podłoga w pracowni chyba wymaga bardziej złożonych wysiłków, jej płytki cotto są bardziej chropowate, więc nie udało mi sie dojść do stanu podłogi piętro niżej. Ale i tak już wygląda znacznie lepiej, muszę jeszcze dokupić wosku w celu wygładzenia i zaimpregnowania płytek. Świeca wyszła imponująco jeśli chodzi o rozmiary, jednak co do powierzchni to nie jest ona zadowalająca, na szczęście w tym przypadku planuję okleić, podmalować itp. Na przyszłość wiem już, jak uniknąć widocznych warstw dolewania. Sama zabawa przednia.
Wczoraj w ramach ratowania resztek kurczaka z zupy zrobiłam sos i przyznam smakował nam bardzoooo, zwłaszcza w połączeniu z gnocchi, czyli naszymi kopytkami. Nie lepiłam ich, są w gotowej konfekcji i smakują wybornie. Sos składał się z podsmażonych a następnie podduszonych składników: gotowany kurczak z zupy, cebula, słodka papryka, siekana pietruszka i bazylia, świeży liść laurowy, kostka mięsna (z serii kostek zwanych rosołowymi) oraz na końcu odrobina gorgonzoli. Jak już nie do końca wszystkojedzący Krzysztof określił sos jako zbliżony do doskonałości, to już większej pochwały być nie może Na drugim biegunie, a raczej w drugim garnku upichciłam bigos o smaku bigosowym Taka to u mnie włoska kuchnia!
Poza tym dni przebiegały między pralką a pracownią, plus biurem parafialnym, które w końcu powstało w pomieszczeniu przy zakrystii. Po wczorajszym rozpadanym i rozwianym dniu dzisiaj o wiele spokojniej, 16 stopni i czasami słońce.
Wczoraj w ramach ratowania resztek kurczaka z zupy zrobiłam sos i przyznam smakował nam bardzoooo, zwłaszcza w połączeniu z gnocchi, czyli naszymi kopytkami. Nie lepiłam ich, są w gotowej konfekcji i smakują wybornie. Sos składał się z podsmażonych a następnie podduszonych składników: gotowany kurczak z zupy, cebula, słodka papryka, siekana pietruszka i bazylia, świeży liść laurowy, kostka mięsna (z serii kostek zwanych rosołowymi) oraz na końcu odrobina gorgonzoli. Jak już nie do końca wszystkojedzący Krzysztof określił sos jako zbliżony do doskonałości, to już większej pochwały być nie może Na drugim biegunie, a raczej w drugim garnku upichciłam bigos o smaku bigosowym Taka to u mnie włoska kuchnia!
Poza tym dni przebiegały między pralką a pracownią, plus biurem parafialnym, które w końcu powstało w pomieszczeniu przy zakrystii. Po wczorajszym rozpadanym i rozwianym dniu dzisiaj o wiele spokojniej, 16 stopni i czasami słońce.
Wstąpiliśmy na jedyny chyba w okolicy prywatny cmentarz.
Dopiero teraz spostrzegłam, że groby ziemne nie są przykryte pełnymi płytami, lecz tylko obramowaniem z marmuru wypełnionym drobnymi bądź większymi kamyczkami, widziałam też grób cały wysypany szklanymi "kamykami". Przy jednym grobie myślalam że jest tam pochowany młody człowiek, wzory w serduszka i teskt tak mnie zmyliły. Całe szczęście miłość nie zawsze gaśnie w ludziach z wiekiem i końcem życia. Także fotografie zmarłych mogą stanowić dla Polaka pewną odmienność, nie są to znane nam medaliony z portretami, tutaj najczęściej jest to zwykłe zdjęcie zrobione za życia pochowanego, zdarza się nawet, że widać wyraźnie jakieś miejsce wakacyjne, frgament domu itp.
Nie wiem czy wspominałam, ale tutaj wytwórcy zniczy nie mają czego szukać. Każdy grób ma podłączenie do prądu i świeci się na nim mała elekryczna lampka. Znaleźli się nawet właściele jednego grobu, którzy odłączyli się od cmentarnej sieci i podłączyli lampkę do malusiej baterii słonecznej widocznej na grobie.
Niestety we Włoszech miałam okazję być tylko na jednym malutkim cmentarzu na Sycylii, ale atmosfera i charakter niesamowite. Wspaniała jest lektura Pani bloga od początków pobytu, proszę się więc nie zdziwić, jak czasem skomentuję posty z zamierzchłej przeszłości :-) Nie mogę się powstrzymać, by czasem czegoś nie skomentować :-) PS. Moje szkraby śpią, a ja czytam :-)
OdpowiedzUsuńA ja z kolei zawsze miałam jakąś cmentarną ciągotę, mam wrażenie, że cmenatrze mówią dużo nie tylko o zmarłych, ale i żyjących i ich kulturze, wrażliwości. Dlatego staram się odwiedziać cmentarze w nowych dla mnie miejscach.
UsuńJa to samo, nie dość, że czytam od początku, to jeszcze czasem mam coś do powiedzenia... :) Pozdrawiam, Aldona
OdpowiedzUsuńDzięki Wam sama wracam do tych wpisów. Ciekawe wrażenia.
Usuń