Dzisiaj dzień pełen ruchu, najpierw sprzątanie kościoła, potem katecheza dla dzieci. Zewsząd słychać głosy. Ale jakoś mi nie tęskno za dziećmi i ich uczeniem. Ja pomogłam w sprzątaniu oraz w końcu sfotografowałam świece. Podczas sprzatania rozśmieszyłam Marisę, gdy jej opowiedziałam, jak upiekłam kasztany na oleju i patelni. A mnie smakowały! I nie trzeba było ich moczyć 10 dni! Oczywiście spróbuję też jej sposobu, wszak ona wie co i jak z tymi kasztanami.
A co do świec, to to są wariacje kawowe:
A to są wariacje „shrekowe” – według słusznego spostrzeżeniea Tosi do wcześniejszej świeczki, więc już tak niech zostanie z tą zieloną serią. A może te kwiatkowe nazwać „Fiona”?
No i na koniec: sprzedałam pierwszą pracę, jeszcze z zapasów przywiezionych z Polski.
Brak komentarzy:
Nowe komentarze są niedozwolone.