Wyskoczyłam porysować do Lukki. "Wyskoczyłam" to mogłabym napisać, gdybym nie utknęła w korku na autostradzie. W żółwim tempie dotelepałam się do celu. Nie miałam drobnych na parking, jakoś nie zabezpieczyłam sobie podłoża. Więc skorzystałam tylko z opcji 2 darmowych godzin przy użyciu tarczy zegarowej wskazującej godzinę przyjazdu.
Mając niewiele czasu nie krążyłam długo po Lukce, tylko zajęłam się wyszukaniem motywu do rysunku. A że przy okazji różne ładne obrazki się władowały do obiektywu?
Wystaw niewiele, ale jedna do zapamiętania. Bardzo prosta, miła, ręcznie malowana ceramika po niezwykle okazyjnych cenach.
Nie chciało mi się wchodzić do sklepu ale zapisuję ku pamięci, a raczej na maps.google.
Druga wystawa jako taka zupełnie mnie nie zainteresowała zawartością, tylko raczej nałożonym na nią obrazem Piazza dell'Anfiteatro.
A skoro już plac to nieodmiennie pozachwycam się jego czterema łukowato zakończonymi tunelami wpuszczającymi do wnętrza, w jednym nawet chciałam narysować ujęty obiektywem widok, ale do tej czynności potrzebuję oparcia dla pleców, trudno o takie na środku przejścia.
Dla mnie bardziej atrakcyjna jest zewnętrzna część domów narośniętych na starożytnym amfiteatrze. Poruszają mnie pozostałości wykorzystane jako konstrukcja do nabudowania późniejszych domów mieszkalnych. To naroślowe podejście do architektury zachowało oryginalny kształt tego, co po sobie zostawili Rzymianie.
I właśnie ta gra faktur przeróżnych cegieł, oraz kontrasty bieli i wszelkiej maści brązów (u mnie szarości) stały się pretekstem by zasiąść nieopodal roweru
i wykonać szkic takiego oto miejsca:
W duchu podśmiewałam się z kelnerów pobliskiej winiarni, tak wysprzątane to chyba dawno nie mieli, co chwilę z czymś wychodzili do śmietnika, by móc zapuścić żurawia do moich ołówkowych wyczynów.
Rysunek dokończyłam w domu, gdyż czas gnał mnie z powrotem na parking. Ale "piano, piano" nie żeby nic jeszcze po drodze nie zobaczyć. A to "balkon z głową"
a to ogród marzeń,
a to donica z uśmiechniętymi lwami. Ja to nie wiem, z czego one się tak cieszą, ciągle wszak dźwigają ciężar, ani chwili wypoczynku.
Koło Bazyliki San Frediano nabyłam lody i szybko z nimi zeszłam z pola widzenia aniołów z mozaiki, tak jakoś dziwnie na mnie patrzyły.
Że lody zamiast obiadu? Ciii... nikt się nie dowie.
Na plantach swój człowiek, wybrał uroczy motyw i profesjonalnie malował akwarelami.
Zachowałam się niemal jak kelnerzy, gdy rysowałam, a nawet jeszcze bardziej otwarcie, bo podeszłam pogapiłam się i powiedziałam dzień dobry. Jednak z bliska zrobić zdjęcia śmiałości już nie miałam.
Porta San Donato wyprowadziła mnie nie tylko ku parkingowi, ale i ku olbrzymiej alei lip rozsiewających omdlewającą woń.
Jakoś inaczej mi pachniały, niż polskie lipy. A może to przez olbrzymie nagromadzenie tych drzew nastąpiła intensyfikacja doznań. Często żałuję, że w internecie nie ma możliwości przekazania zapachu, choćby kwitnących teraz obficie jaśminów.
I taka to była moja sobotnia uczta: uliczki Lukki, gołębie, koty, rowery,
okna,
ołówki i ja - lekko zasugerowana w lustrze.
Ryczę,wyję i rżę za Lukką!Kocham Lukkę!Dziękuję za kolejny dowód Jej istnienia!Czasem myślę, ze tylko śniłam o Niej! (spójrz ile wykrzykników! nie da się inaczej!!!)
OdpowiedzUsuńa ja głupia martwię się że zostałaś porwana albo napadnięta :)
OdpowiedzUsuńa Ty zatonęłaś w pięknie ...
Piękne te domy Lukki! Ilebym dała by być tam z aparatem! :)
OdpowiedzUsuńAleż tam cudnie! Co by nie powiedzieć to i tak za malo słów. Pięknie !:))
OdpowiedzUsuńPozdrawiam i zyczę miłej niedzieli:)
A myśmy w ubiegłym roku zaparkowali tuż przy dworcu kolejowym, na tej ścianie, gdzie hotel Rex. Tam chyba można bezpłatnie?
OdpowiedzUsuńLucca... ależ ona jest urocza!
kinga z Krakowa
Już za dwa tygodnie (hurra, hurra, hurra!) będę w Toskanii. Przez Ciebie nie mogę się doczekać jeszcze bardziej :-D
OdpowiedzUsuńTe "narośle" niesamowite. Kto wie, jak wystarczy czasu, może zahaczę też o Lukkę?
Dzięki za przepiękny reportaż!
Pozdrawiam niedzielnie :-)
A ja w tym roku będę przez Internet zwiedzać Toskanię i Włochy :-(, więc się cieszę z takich opowieści, bo to zawsze coś :-)
OdpowiedzUsuńK
Ach, jaka to uczta dla zymsłow Twoja fotorelacja!
OdpowiedzUsuńPozdrawiam :)
Ech..! Pani wycieczki, ich opis są przepiękne!!! Skąd Pani wie, że uwielbiamy taką ceramikę, takie proste a wyrafinowane rysunki oliwek i cytryn. Takie widoki i klimaty. Rysunek, szkic ta Pani praca urocza!!! Wszystko mi się podoba. Nabyłam nową powieść F.Mayes "Codzienność w Toskanii" ale ta jej codzienność jakże inna, obca, odległa. Wolę tę prezentowaną tu. Wiem, że to Pani świat /ale Pani nas w to wciąga, umożliwia bycie../bo mimo obowiązków Toskania nigdy dla Pani nie jest "codzienna". Dzięki.
OdpowiedzUsuńAchhhhh ....
OdpowiedzUsuńJa też tylko wzdycham.
OdpowiedzUsuńPrzejrzałam niezbyt uważnie tego bloga, bo trzeba by było sporo czasu, żeby wszystko dokładnie przeczytać, obejrzeć zdjęcia, rysunki... Przyznam szczerze, że podobają mi się włoskie klimaty...W czerwcu byłam na Sycylii i zachwyciłam się nie tylko tą wyspą, ale także Archipelagiem Wysp Egejskich. Fotografowałam, opisywałam wszystkie te piękne miejsca o niebywale bogatej historii...
OdpowiedzUsuńTak jak autorka tego bloga, uwielbiam podróżować i zapisywać wrażenia.
Pozdrawiam serdecznie :)))
Ewa