poniedziałek, 14 czerwca 2010

WIĘKSZA UCZTA

Nie jestem pewna, czy dobry tytuł napisałam ostatnio i w związku z tym, czy ten powinien brzmieć, tak, jak brzmi. Obydwa dni dostarczyły mi wiele toskańskich przyjemności i niewątpliwie stanowiły mi ucztę. Ta wczorajsza bez porównania trwała po prostu dłużej.
Miałam ochotę pokrążyć w okolicy Monatione i może gdzieś się zaszyć z książką?  Rankiem przy śniadaniu przeglądałam, tak na wszelki wypadek, "Inną Toskanię" - rodzaj przewodnika po mniej znanych zakątkach regionu.I tak sobie przeglądałam i trafiłam na coś, co zmieniło lekko moje plany. Ruszyłam bez mapy, którą pożyczyłam gościom ulokowanym w Montagnanie, ale przecież w dniu św. Antoniego nie można się zgubić, nieprawdaż?
Z grubsza wiedziałam, na którym zjeździe superstrady mam skręcić ku Barberino Val d'Elsa, a tam już miałam nadzieję na lokalne drogowskazy i tubylców. Dzięki tym wszystkim czynnikom nie od razu trafiłam na miejsce, ale ... przy okazji ... Gdy dowiedziałam się, że obrałam błędną drogę, musiałam i tak jeszcze pojechać kawałek w przód, by znaleźć miejsce do zawrócenia auta. I tak już skręcam, a kątem oka widzę znajomy kształt. Znajomy podwójnie, raz widziany na zdjęciu i wielokrotnie widziany w powiększeniu we Florencji. Coś wam też przypomina?

Miniaturową kopułę florenckiej Duomo?

Tak, to przeskalowana 1do 8 konstrukcja Brunelleschi'ego na kaplicy wybudowanej ku czci św. Michała Archanioła, położonej 1 km za Petrognano Semifonte.

W XVI wieku lubowano się w naśladowaniu uznanych budowli. A taka kaplica jak nic podkreśliła prestiż zamku, który już obecnie tam nie istnieje. Poza tym widok miniaturowej florenckiej kopuły wyraźnie oznaczał, kto panował nad tym terenem. W środku już nie zostało nic sakralnego,  kaplica jest siedzibą jakiegoś stowarzyszenia  oraz miejscem wystaw, co nietrudno wywnioskować z tej zastanej.


Przestrzenie wkoło każą mi zostać dłużej, winnice, gaje oliwne, odległości wiodące wzrok ku nieskończoności,


ale zżerała mnie ciekawość innego kościoła Pieve di Sant'Appiano.

Wróciłam i omal by się to dla mnie skończyło interwencją lekarza o wdzięcznej specjalizacji psychiatrii, bo u takiego medyka wszak kończą ci z syndromem Stendhala? Mam nauczkę, nie jeździć samej do podejrzanie pięknie zapowiadających się miejsc. Radość z przebywania w nich musi być dzielona, w przeciwnym wypadku grozi co najmniej bezdech, wzruszenie, szamotanie się jak motyl, utrata mowy. Dlaczego mnie to omal tchnienia nie pozbawiło? Stali czytelnicy już wiedzą, że styl romański jest bardzo bliski memu sercu. W Toskanii jest on bardzo różny, od Sant'Antimo po Pizę, a więc i surowy i niezwykle zdobny. Lubię wszystkie jego odcienie.
Pieve di Sant'Appiano początkami sięga IX wieku. Jeszcze wcześniej istniało tam baptysterium, z którego pozostały cztery niekompletne kolumny, obecnie stojące swobodnie przed kościołem.



Resztki kapiteli ujawniają geometryczne wzory, rozśmieszyły mnie wielbłądy (?) - przesympatyczne w swoim uproszczeniu.



A może to dwa przysadziste pegazy? Musiałabym poszukać, co w tamtych czasach mogło stanowić zwierzęcy motyw, ale nie chce mi się :) Może kiedyś?
Elewacja frontowa jest bardzo prosta, bez ozdób, z ewidentnie później dobudowanym portalem. Po dawnych drzwiach i oknach pozostały łuki wpisane w ścianę.



Nie wiem, co powodowało dawnymi budowniczymi, że postanowili dzwonnicą zmienić prostą bryłę świątyni. Widoczne jest to zwłaszcza z tyłu, gdzie część koło apsydy po prostu wchłonęła wieża.
Wewnątrz nie widzi się tej "dobudówki". Nie ma co narzekać, jeśli środek oferuje prostotę, delikatne światło wpadające przez niewielkie otwory okienne, piękne kolumny zakończone liściastymi kapitelami.

Jeden nawet ma bogatszą ikonografię.


Zaglądam przez drzwi w bocznej nawie i odkrywam uroczy niewielki krużganek. z XII wieku.


Trwają przygotowania do przyjęcia po chrzcie, więc nie chcę przeszkadzać, lepiej wykorzystać czas, że Msza św., podczas której ma być ochrzczone dzieciątko zacznie się o 12.00, o czym na pół godziny przed informowały rozhuśtane dzwony.

Pozostaje mieć nadzieję, że goście też przejdą na posiłek tą samą drogą, co ja, a nie wejściem od tyłu, gdzie wita trochę ponury, jak na tę uroczystość, pojazd:


Wróćmy do wnętrza.. Z daleka tylko widzę wystawione w szklanej trumnie zwłoki, ciągle to nie moja mentalność takie podejście do ludzkich szczątków. Wystarczyłoby mi wiedzieć, że w danym miejscu jest złożona osoba darzona czcią.

Tutaj to św. Appiano, żyjący prawdopodobnie w V wieku.jeden z pierwszych ewangelizatorów okolic Valdelsa, darzony lokalnym kultem.
Na tej samej ścianie zachowały się ciekawe XV wieczne freski:

ze św. Piotrem Męczennikiem

z męczeństwem św. Sebastiana

ze św. Antonim Opatem i św. Mateuszem Ewanagelistą.

Na przeciwnej nawie zachował się mały fresk Madonny modlącej się z Dzieciątkiem.

O dziwo, mimo że za chwilę ma być udzielony sakrament chrztu, dekoracje kwietne nie zdominowały niewielkiej przestrzeni kościoła.



Zaczynają schodzić się uczestnicy uroczystości, więc wychodzę na zewnątrz. W takiej sytuacji rezygnuję też ze szkicowania, bez względu czy chciałabym narysować wnętrze czy zewnętrzny wygląd Pieve.
Z żalem spoglądam na maki, że znowu się nie załapałam na ociekające czerwienią ich płatków pola. Pociesza mnie namiastka:

Przeszłam się jeszcze po niewielkim przysiółku drżąc, że w każdej chwili skończą mi się baterie. Na szczęście domów niewiele i coś tam mi się jeszcze udało uwiecznić.



Postanawiam wstąpić do Certaldo, ale tego na dole, by poszukać nowych baterii. Coś, co po naszemu jest kioskiem z gazetami nie oferuje takiego asortymentu, ale przy okazji zapytałam panią, gdzie tu się dobrze je, pomyślawszy, że tu bardziej będzie "pod tubylców". Pani poradziła mi niedaleki lokal "Il Pirata" położony na via Roma 3. Musiałam jeszcze poczekać na otwarcie, ale za to naprzeciw w Tabacchi (to te miejsca oznaczone literą T) nabyłam posiłek dla aparatu.
Po czym sama zasiadłam do uczty. Obiecałam pani kelnerce, że o nich napiszę na blogu, bo wyszłam z lokalu w stanie głębokiego błogostanu, gdyż doświadczyłam uczty, choć jej skład był skromny. zamówiłam produkowane na miejscu kopytka z aksamitnym sosem gorgonzolowym i rukolą oraz białą fasolkę w sosie, w którym wyczuwałam czosnek i szałwię (nijak się do takiej potrawy miała fasolka na lotnisku w Pizie). Do popicia białe schłodzone wino. Nieopodal mnie mlaskała rodzinka bardzo grubych tubylców. Jeśli żywią się częściej w tym lokalu, to mogliby stanowić niezłą reklamę, z takim apetytem się zajadali. Oczywiście ich menu było o wiele większe od mojego. Ale czy byli tak zadowoleni jak jak? "Il Pirata" miał tylko jeden mankament, brakowało mu łóżka.
Dzielnie sprostałam tej niedogodności i ruszyłam w okolice Montaione, zgodnie z pierwszym zamiarem. Nie zatrzymywałam się już nigdzie po drodze, chyba że na chwilę, by uwiecznić jakiś widok. Część zdjęć robiłam po prostu zza kierownicy.

Intuicyjnie wybrałam jakiś skrót między Montaione a San Miniato i długi czas jechałam wąską drogą, wśród wzgórz czasami przypominających glinki sieneńskie.


Gdzieś na uboczu zobaczyłam piękną w zestawie barwnym uprawę cyprysów. Ich ciemne strzeliste piony silnie kontrastowały z rozcapierzonymi wiechciami słodko pachnących żarnowców.

Niektóre wzgórza w oku mieszały się w kierunku fioletów i brązów, ale z bliska okazywały się być porośnięte takimi oto różowymi kwiatami, nie mam pojęcia co to za roślina.



A może szybki konkurs? Kto mi prawidłowo podpowie jako pierwszy (w komentarzu) dostanie przesyłkę z liści laurowych.
Droga asfaltowa na pewien czas zamieniała się w białą szutrową i doprowadziła mnie do osady Santo Stefano. Omal nie wjechałam komuś na podwórze, a przecież była sjesta!



Ciekawość ciągle pchała mnie do przodu. Co zobaczę za następnym wzgórzem? I tak się dotaraskałam aż do San Miniato. No to już właściwie nie było co się rozkładać z książką, plenery się skończyły. Postanowiłam wrócić do domu przez Vinci. Ale może zobaczę jeszcze jak jest położone Cerreto Guidi? Ciekawość zaspokajałam powoli jadąc za trzema nadobnymi nastolatkami na skuterach, które obrały wyrazisty szyk jazdy, tak by zająć cały pas ruchu.

Ale ja wcale się tym nie irytowałam, bo gdzie mi się śpieszyło?
Cerreto Guidi położone jest na wzgórzu, już po drugiej stronie Arno, dość współczesne miasteczko. Wiem, że jest tam willa medycejska, ale nie tym razem ... wracam na drogę ku Vinci i niespodziewanie trafiam na drogowskaz:

Wiedziałam już od paru czytelników, że, w poszukiwaniu mojego miejsca zamieszkania, odkryli to inne San Pantaleo. Dublinia nawet pisała o tym na swoim blogu. Uwieczniłam na zdjęciu parafię pod tym samym wezwaniem, co nasza; zastanawiając się, czy chciałabym być i tutaj gosposią.

Właściwie to czemu nie? Piękne gaje oliwne, łagodne wzgórza spiętrzające się wyżej w Montalbano, niedalekie Vinci

i ślady stóp Leonarda na tej ziemi? Zapewne i tu dałoby się znaleźć poczucie domu, ale ja z chęcią wróciłam do tego San Pantaleo położonego pół godziny drogi na północ.
No i to był koniec mojej niedzielnej uczty, tym razem także w wymiarze kulinarnym.

12 komentarzy:

  1. Urocza wycieczka. Też lubię z kimś dzielić się wrażeniami na bieżąco. Modląca się Madonna piękna. A te wzgórza z tajemniczymi kwiatami to materiał na obraz.. . Cała ta okolica spowodowała, że Pani dar dostrzegania szczegółów niby mimochodem wydobył co najlepsze. Nie mogę ukrywać, że obiadku zazdroszczę, tylko mam zawsze dylemat co z winem jak się prowadzi.

    OdpowiedzUsuń
  2. Piękna wycieczka, warto jechać , nawet dla samego jedzenia:)ale duszę tez czasem warto napaść. Roślina to jakaś odmiana lucerny ( mam nadzieję) Pozdrawiam OLA

    OdpowiedzUsuń
  3. Gratuluję wyprawy. Takie spontaniczne odkrywanie piekna z dala od turystycznych szlaków to jest właśnie to!
    A roslinka? Podobna trochę do naszego łubinu. Za pomocą google wydedukowałam, że będzie to "lupinella rossa" :-D

    OdpowiedzUsuń
  4. Dziękuję Małgosiu za ucztę, przecudne widoki. A to pole cyprysów z żarnowcami - bajka !Wyobraziłam sobie zapach ! Dla mnie ta różowo czy czerwonawo kwitnąca roślina to sulla (hedysarum coronarium), OLQA ma rację - to chyba gatunek lucerny uprawianej jako pasza dla bydła.
    A to niespodzianka na koniec... drugie San Pantaleo, można się pomylić :)
    Pozdrawiam serdecznie
    Eugenia

    OdpowiedzUsuń
  5. Małgosiu, wspaniałe widoki i Twoje opisy! Jak zawsze jestem zauroczona wszystkim.
    Ściskam serdecznie:**
    Majana

    OdpowiedzUsuń
  6. Jedna wielka bajka!Też padłabym ofiarą syndromu Stendhala gdybym tam była...A wielbłodą-pegazy?Powalające!

    OdpowiedzUsuń
  7. Po lekturze Pani bloga, nabieram coraz większego apetytu na Toskanię. Próbuję już urabiać męża w temacie "wakacje w Toskanii" - on nie znosi upałów, ale będę wytrwała.
    Co do dziewczyn na skuterach - jazda w takim szyku jest najwłaściwsza i najbezpieczniejsza dla jednośladów. W razie niebezpieczeństwa, np. poślizgu jednego z motocykli, pozostałym łatwiej jest go ominąć.
    Pozdrawiam serdecznie.
    Asia

    OdpowiedzUsuń
  8. Malgosiu, to juz wiesz gdzie Cie szukalam ;)DUBLINIA

    OdpowiedzUsuń
  9. A to niespodzianka! Tej kapliczki szukalam przez 2 lata!!! Trzy lata temu natknelismy sie na nia w drodze do Certaldo i SanG, ale nie zapisalismy gdzie byla, a strasznie nam sie podobala. Przez dwa kolejne lata szukalam jej, ale za kazdym razem wybieralismy inna droge. No i teraz juz wiem gdzie jest.

    Na kolejne wycieczki moge zaproponowac rejon Chianti - niby znany, ale ma wiele nieodkrytych miejsc - chyba w Castelinie jest najlepszy rzeznik - jego sklep to dzielo sztuki samo w sobie, w Greve jest swietny targ w soboty czy niedziele i wspanialy sklep z wedlinami i serami - Macelleria Falorni - sa tam od 1729 roku.
    A na najlepsze obiady jezdze do Voltery.
    A, ten rzeznik to chyba nie w Castelinie jednak, tam jest za to wspanialy grob etruski, do ktorego mozna wejsc. Sprawdze co jest gdzie i dam znac, bo te wszystkie male miejscowosci myla mi sie, wiem jak do nich dojechac, ale musze byc na miejscu:) Najlepiej jezdzic bez celu, a skarby same wpadaja w ocz.

    OdpowiedzUsuń
  10. Małgosiu! Dopiero przeczytałam i OBEJRZAŁAM - i pełnowymiarowy syndrom gotowy! To jest właśnie dla mnie esencja Toskanii-romańszczyzna, cudne widoki, drogi. Dziękuję za piękną wycieczkę (powzdychałam sobie i nauśmiechałam się) i mam nadzieję powtórzyć ją kiedyś osobiście!

    OdpowiedzUsuń
  11. Ten ostatni aninimowy to ja, Annamaria!

    OdpowiedzUsuń
  12. Ja też uwielbiam architekturę romańską,piękne zdjęcia.Iwonka

    OdpowiedzUsuń