niedziela, 24 lipca 2011

PORANEK W ŚWIĘTYM KAMIENIU

W piątek Krzysztof miał służbową sprawę wyjazdową w Marina di Massa. Skoro już jechał, to się podpięłam i poprosiłam o wysadzenie ciut wcześniej. Morze jakoś mnie nie ciągnęło. Za to Święty Kamień tak, czyli Pietrasanta, gdyż tak się ją tłumaczy na nasz język.
O 8.30 byłam już na miejscu.
Od razu pognało mnie do katedry. Przyznam, że spodziewałam się większego ach i och! Ale to przez wzgląd na sąsiednią Carrarę. Odpuszczając sobie pamięć o tamtejszej świątyni, skupiłam się na dobrach zastanych.
No więc Duomo pod wezwaniem św. Marcina w Pietrasanta:
Pierwsze wzmianki sięgają XIII wieku, prace nad budową ukończono w XIV. Już elewacja frontowa zapowiada kościół trzynawowy o charakterze bazylikowym (czyli nawa główna wyższa). Nad wejściami witają nas płaskorzeźby. W lunecie nad głównym portalem Ukrzyżowanie, po prawej stronie Pieta, a po lewej Zmartwychwstanie. Niemal na doczepkę w miejscu dla mnie niewyjaśnialnym widnieje jeszcze płaskorzeźba Jana Chrzciciela. Niewyjaśnialne, dlatego, że lokacja zdaje się nie wypływać z podziałów architektonicznych. Nad głównym portalem widać herb papieski, ale nie wiedziałam, którego z trzech papieży pochodzących z rodu Medyceuszy dotyczy, bo wszyscy mieli ten sam herb (Leon X, Leon XI i Klemens VII). Potem doczytałam, że Leona X. Powyżej papieskiego znaku władzy pyszni się wspaniała rozeta, swoją wielkością równoważy otwory wejściowe i zabiera część bieli z fasady.
Ta biel to element decydujący o zaskoczeniu pojawiającym się przy pierwszym zetknięciu z wnętrzem. Zupełnie dwa różne światy! Ciemne marmury, freski monochromatyczne z XIX wieku (swoją drogą fantastycznie namalowane) każą przystanąć i oswoić się z widokiem. Ciekawe, bo na zdjęciach przestrzeń wydaje się być przepełniona światłem i ciepłymi barwami, co mnie tym bardziej przekonuje do stwierdzenia wpływu kontrastu na moje postrzeganie.
Jak przystało na świątynię przy wejściu czekają dwie piękne misy - olbrzymie kropielnice z wodą święconą. W jednej pławi się Jan Chrzciciel, w drugiej przycupnął niezły bobas, a u jego nóg pływają ryby, oczywiście też marmurowe. Obydwa obiekty wyrzeźbił Stagio Stagi. Specjalnie piszę to nazwisko, bo jeszcze raz  pojawi się w tym wpisie.
Teraz idźmy dalej, w głąb nawy. Pośrodku jej długości pyszni się wyrzeźbiona przez trzech artystów (dwóch z XV wieku), rzeźbiący w XVI wieku porwał się na stworzenie finezyjnych schodów w jednym kawałku marmuru (!). Mogłabym długo krązyć wokół samej ambony zapominając o reszcie świątyni. Nie odpuściłam detalowi, a żeby w obiektyw nie wchodziła mi tabliczka z zakazem wejścia na schody, odważyłam się nawet na jej przestawienie. Dla mnie to jest objaw odwagi, bo ja raczej strasznie praworządna jestem i gdy ktoś coś ustawi, to nie śmiem tykać. Lecz dla uwiecznienia tego dzieła nie wytrzymałam i przełożyłam stojak na czas wtykania nosa i aparatu w każdy szczegół rzeźbiarski. Może nie jest to tak mocno rozbudowana ikonografia, jak przy ambonach Pisano, ale któryż kościół odmówiłby przygarnięcia tej wspaniałości?
W końcu zmusiłam się do oderwania od ambony i ruszyłam dalej. Starałam się cichutko myszkować po kościele, żeby nie przeszkadzać starszemu mnichowi modlącemu się przed głównym ołtarzem, nad którym umieszczono drewniany krzyż z XVII wieku, tak oświetlony, iż zdaje się, że po jego bokach stoją krzyże łotrów.
Do lewej kaplicy też nie zajrzałam, bo tam przed Najświętszym Sakramentem modliły się poranne babcie. Z kolei w prawej kaplicy miałam nadzieję zobaczyć patronkę miasta i gminy Pietrasanta - Madonnę Słońca z XV wieku. Niestety obraz pogrążony był jeszcze w głębokim śnie, przykryty kołderką - zasłoną.
Zbliżała się pora porannej Mszy św. więc z lekkim ociąganiem się wyszłam na zewnątrz.
Siadłam do napisania tego wpisu i jestem tak samo rozdarta, jak na placu, bo nie wiedziałam co robić, malować czy się gapić, teraz nie wiem, o czym najpierw pisać, bo pewne rzeczy działy się symultanicznie. Krople deszczu rozwiązały część problemu. Upatrzona ławeczka nie miała żadnego zadaszenia, więc przemykając się pod murami przetrwałam dzielnie najazd chmur. Sine kłęby na niebie odpuściły ustępując błękitowi i bieli.
Zaraz przy katedrze stoi zaskakująco nieskończona dzwonnica. Surowe cegły wystające z lica muru wyraźnie wskazują na plan użycia marmuru. Czemu tej wysokiej na 36 metrów konstrukcji nie dokończono? Wszak materiału nie brakuje z racji pobliskich złoży marmuru.
Prostopadle do pierzei z katedrą stoi następna słusznej wielkości świątynia, zwana Oratorium św. Hiacynta, lecz częściej określana jako baptysterium lub kościół św. Augustyna. Jeśli taką funkcję pełnił ten budynek to tym samym powiększa liczbę oddzielonych od budynku katedry baptysteriów w Toskanii do pięciu (pozostałe: Florencja,  Pistoia, Piza,Volterra). Niestety świątynia była zamknięta, niestety bo ma dwie chrzcielnice z XIV wieku. Za to obok odkryłam wejście do krużganków, obecnie okupowanych przez rzeźby i krzesła czekające na koncert. Na niektórych ścianach zachowały się XVII-wieczne freski  poświęcone życiu św. Augustyna. Jedne z drzwi prowadzą do muzeum archeologicznego i centrum kultury. Dobrze jest wyjść nimi i zobaczyć gipsowe odlewy rzeźb rozsianych po całym świecie. Zdjęcie jednej z nich zrobiłam specjalne dla Ciebie Kingo :) Swoista odpowiedź na określenie naszego przewodnika z Chianti jako "ciacha". Tutaj masz samą bitą śmietanę :)
Wróćmy na Piazza Duomo, po lewej stroni baptysterium pnie się droga ku twierdzy, której mury kusiły z dołu. Twardo jednak trzymałam się walizeczki. Zatrzymałam się więc na chwilę w zakątku przy teatrze. Nie wzruszył mnie nadąsany Leopold II, że też mu się chce takim być?! Marzocco na kolumnie przypomina czasy dominacji Florencji nad miastem.
Po drugiej stronie placu kuszą machikuły. Chciałoby się mieszkać w domu z taką ozdobą. Po przejściu przez bramę okazało się, że od tyłu ten budynek zachował jeszcze bardziej warowny wygląd.
Zaraz przy nim przycupnął inny dom, niepozwalający mi ominąć istotnej cechy Pietrasanty jako mekki rzeźbiarzy. Nie da się tego nie zauważyć, nie da się o tym nie wspomnieć. Jest to jedyny warsztat rzeźbiarski, który zobaczyłam, ale nawet nie domyślam się, ile jest ich w okolicy, łącznie z tym znanym należącym do Igora Mitoraja. Na budynku umieszczono cztery medaliony, trzy postacie znałam, ale kim był Stagio? Wszystko jasne, to ich rodzimy rzeźbiarz, autor między innymi kropielnic z katedry.  Wspomina o nim Vasari w uzupełnieniu do "Żywotów". Określa go jako wyśmienitego rzeźbiarza z XV wieku specjalizującego się głównie w ornamentyce. Wiele jego prac kryje pizańska katedra. Czy zwróciliście uwagę na fakty, że Michał Anioł w medalionie jako atrybut ma paletę? Dziwne, dziwne. Wiadomo, że był wyśmienitym malarzem, ale myślę że trafił na medalion w kontekście jego dzieł w trzech wymiarach.
Skoro już o rzeźbach mowa, spójrzmy  choć przez chwilę na ulice, ogrody i galerie wypełnione wszelkiej maści działalnością artystyczną.. Niektórymi z chęcią bym się zaopiekowała, a straszydło sprzed katedry kazałabym co najmniej przestawić na mniej szacowny plac.
Ciekawa byłam, czy nasz rodak znany jest na miejscu. Strona internetowa Gminy Pietrasanta wymienia go wśród swoich artystów, a co na to babcie porannie przybyłe na plac? Okazało się, że i one wiedziały kto zacz, tylko śmiesznie akcentowały jego nazwisko na ostatnią sylabę. Jego rzeźba stoi na małymplacu położonym pomiędzy dwiema ulicami Via 19 Settembre a Via Sant'Agostino. Nie wiem czy rzeźbę ustawiono tu ze względu na nazwę placu, czy też plac zyskał imię tytułu dzieła "Centaur".
Dochodzę powoli do mego rozdarcia. Usiadłam na marmurowej (a jakże! tu nawet ościeżnice są marmurowe) ławce pod pierzeją przeciwną katedralnej. Dzięki obłokom mogłam w ogóle tam wytrzymać i nie uległam poparzeniu słonecznemu, za to moja wola była mocno nadwątlona. No bo malować, czy się gapić. Jeszcze turyści nie pojawili się na placu, Pietrasanta budziła na razie swoich mieszkańców. Po 9.00 pojawił się listonosz, śmieciarz, zaczęto otwierać sklepy. Mnóstwo ludzi siedziało w barze Michelangelo, podejrzewam, że wybrali go ze względu na bardzo dogodny punkt widokowy, inne bary na placu zbyt były odsunięte, by zaspokoić ich ciekawość. Co pewien czas przez piazza przejeżdżał policjant na seagwayu. A wszystko w totalnym zapachu kawy, dźwiękach łyżeczek i ploteczek. No i dzwonów, wszak siedziałam między dzwonnicą a wieżą zegarową. zbudowaną w XVI wieku i "dopieszczoną" w XIX.
Moje szkicowanie pędzlem prowokowało do zatrzymywania się, do rozmów. Dwie chiacchierone  (czyt. kiakkierone - gaduły) zatrzymały się mówiąc: "Ładny plac co? Ładny, ładny". Nie interesował ich rysunek, musiały wyrazić dumę ze swojego miasta, a we mnie odezwał się lokalny patriotyzm, bo przecież Piazza Duomo w Pistoi jest jednym z piękniejszych placów w Toskanii, ale im tego nie powiedziałam, nie chciałam im kwasić poranka. Poza tym podejrzewam, że i tak bym ich nie przekonała.
Babcia z wnuczką powiedziała mi, że rzeźbiarzy jest tu dużo, ale obrazy kupują w galeriach.
Dwa razy zobaczyłam mopsa i żałowałam, że nie mam smoka przy sobie, pobawiłby się z kuzynami.
Oprócz baru świetnym miejscem na pogaduchy są schody pod katedrą, można nawet przeczytać gazetę.
I jak tu malować?
Jakoś jednak udało mi się w miarę skończyć przed powrotem Krzysztofa.
Jego oczywiście kusiła kawa o rogaliki, więc poszłam za przykładem dając się wciągnąć w poranną atmosferę placu. To było pyszne podsumowanie z cappuccino i cornetto con crema - moim ulubionym.

A na koniec mały konkurs o wieniec z liścia laurowego, a właściwie jego składowe. Na kolażu z warsztatem rzeźbiarskim jeden element powinien Wam się wydać florencko znajomy. Który? Kto pierwszy poprawnie odpowie, temu wyślę świeże liście laurowe z naszego żywopłotu oraz niespodziankę.

23 komentarze:

  1. Czyżby to była rzeźba Dawida na górnym środkowym zdjęciu?
    Kasia

    OdpowiedzUsuń
  2. Piękna wycieczka,czytałam i oglądałam z przyjemnością i zazdrościłam w dołeczku,bo chętnie bym się na taką wycieczkę wybrała.:).

    Małgosiu, co do zagadki, nie jestem pewna, ale czy chodzi o tę rzeźbę, która przycupnęla przy balkonie, ta z lewej strony kolażu na samym dole? Z rogami jakby? Nie wiem,jak się nazywa niestety. Wydaje mi się jakby znajomy.

    Pozdrowienia:)

    OdpowiedzUsuń
  3. Oczywiście rzeźba PRZEDSTAWIAJĄCA Dawida. Niesamowite wrażenie robi krzyż z cieniami..., aż mnie ciarki przeszły. A o takiej kawce na placu marzę... może za jakiś czas się uda.
    K

    OdpowiedzUsuń
  4. Doszłaś do mistrzostwa w prezentowaniu takich miejsc.. Piękne!

    OdpowiedzUsuń
  5. No Dawid, Dawid. Tylko ten mój refleks...
    W ramach rekompensaty zabieram filiżankę ;-)
    Uroczy poranek, piękny post. Jak zawsze :-)

    OdpowiedzUsuń
  6. Ja się tak zastanawiam... ile razy trzeba by odwiedzić Toskanię (powiedzmy urlopowo), by poznać każdy jej zakamarek...? Czuję, że życia by zabrakło. :)

    Zdjęcie z krzyżem porusza. Jak nic wspomnienie Golgoty.

    Pani Małgosiu, przy okazji chciałam zapytać. Dwie toskańskie moje podróże i za każdym razem to samo spostrzeżenie: niewiarygodnie ograniczona ilość mszy niedzielnych... U siebie mam do wyboru 7 różnych godzin do wyboru, w Toskanii niemal w każdym kościele do którego zajrzałam - zaledwie 2. Czy to kwestia braku zainteresowania parafian? czy inne względy wchodzą w grę?

    Ps. Czy mogę do mojej imienniczki zwracać się po imieniu? :)

    OdpowiedzUsuń
  7. No, nie mam szans przy tej szybkości innych czytelniczek bloga :)). Gratulacje.
    Teraz - po kolei: jak Ty to robisz, że te Twoje foty tak często przywodzą na myśl coś smakowitego? Kolorystyka tych kolaży przywodzi na myśl jakiś pyszny deser o smaku toffi... A skoro już przy smakołykach jesteśmy, to... no jak możesz narażać na szwank mój wstyd niewieści pokazując takie golasy?????? :)))))))
    "Straszydła" sprzed katedry mi się podobają, ale ja w ogóle lubię taki styl w rzeźbie współczesnej, który jeszcze nie zaciera znaczenia, a jest uproszczeniem, syntezą.
    No i sprawdza się na Tobie przysłowie "Kto rano wstaje..". O dziewiątej to mnie dziś obudziła pierwsza osoba z życzeniami imieninowymi :))). Nawet nie było jak jej zrugać :))))))
    Bardzo mi się podoba ta stosowana przez Ciebie ostatnio technika malarska.
    Kinga z Krakowa

    OdpowiedzUsuń
  8. I Kasia i Majana mają rację. Dawid oczywisty, ale diabeł Giambologny już mniej - pisałam o nim 17 lutego 2011, więc brawo za spostrzegawczość i refleks! Pewnie Wam się zachciało świeżych liści. Postaram się wysłać nagrody jak najszybciej, może nawet jakiegoś posłańca polskiego poproszę, teraz jest ich obfitość:)
    Fio, ale w barze mówili, żeby im zostawić :) Dziękuję, że mnie informujesz o "kradzieży"
    Małgosiu Dz. ależ oczywiście,że nie ma problemu z "po imieniu". Ja to się wpasowuję w zastaną sytuację, więc gdy jest "pani" to reaguję "panią", gdy "ty" to wiadomo.
    Ty masz nadzieję urlopowo tylko Toskanię? A ja mam wrażenie, że mi tutaj życia na nią nie starczy:) Ona jest jak ogry, czyli jak cebula:)że tak Shrekiem zajadę :)
    Co do ilości Mszy to są dwie główne przyczyny,jedną jest wyludnienie parafian, a drugą wyludnienie populacji kapłańskiej. W niedzielę zazwyczaj ksiądz może odprawić trzy Msze, a jeśli ma co najmniej dwie parafie?
    Kinguś a to trafiłam z tą bitą śmietaną, jak nic nadaje się na torcik imieninowy, całusków tysiące z tej okazji. My jutro balujemy w bardzo rozszerzonym gronie. Będą trzy Anny (w tym jedna jeszcze urodzinowa) oraz dwóch Krzysztofów. Miejsce akcji - Pizzeria w Montagnanie, spróbujesz pewnie sama, gdy przyjedziesz :)
    Wiesz, to lawowanie o wiele bardziej nadaje się na szybkie zapiski "na żywo", trudność polega głównie na większym zdecydowaniu i węższym polu dla poprawek.

    OdpowiedzUsuń
  9. Tak jak w akwareli, którą trudno poprawić, zretuszować. Dlatego to jest takie fajne w wykonaniu osób z malarskim gestem.
    Dzięki za życzenia :)
    Kinga

    OdpowiedzUsuń
  10. Alez wspaniale miejsce odkryklas, no ze tez ja w zyciu nie wiedzialam, ze Igor Mitoraj tam ma swoja pracownie, a jest to jeden z moich ulubionych, ktorych losy - troszke sledze, jakos mi tak do duszy przypadl :)
    Wszystko wspaniale co piszesz, nie wiadomo co robic z Twoimi postami, czytac, ogladac... jak zawsze sie zachwycam i mam niedosyt :)

    Pozdrawiam :)

    P.S. Bo zapomne, prosze raz jeszcze przyslij mi mailem Twoj adres bo zgubilam....

    OdpowiedzUsuń
  11. Ach,czyli jednak diabeł Giambologny! :) Wiedziałam, że gdzies rzucił mi się w oczy. W czasie którejś z wizyt florenckich o nim pisałaś i zapamiętałam:)
    Ha! Cieszę się:)
    A liście laurowe to się przydadzą ,zwłaszcza takie z Pistoi :).

    Och Małgoś, ale ja tęsknię za Italią. W tym roku nie zjawie się tam,a szkoda:(. MOże za jakiś czas, mam nadzieję:).

    Ściskam ciepło:*

    Ps. Co do kościołów. W Sienie natknęliśmy się na kościół, na którym umieszczono tabliczkę "Chiuso per ferie". Zadziwiło nas to bardzo, bo w Polsce raczej nie zamyka sie kościołów na wakacje;-)

    OdpowiedzUsuń
  12. Oj cieszę się, ze się mi udało! Liście się przydadzą, bo te co ostatnio wygrałam to już wyjedzone. Myślałam o diable, ale pewna nie byłam :-), a zamyślony Dawid rzucił mi się w oczy zaraz :-). Majano gratuluję!
    pozdrawiam,
    K

    OdpowiedzUsuń
  13. Spoznilam sie z konkursem, szkoda, ale za to ile informacji o nowych, miejscach, ach! ta kawusia.....
    tylko pomarzyc, ...., ale wlasnie po co sa marzenia, calusy! Mila

    OdpowiedzUsuń
  14. Jestes Aniolkiem, ktory pakazuje nam zwylym i niezwyklym czytelnikom Twojego bloga tak piekne miescja:)

    OdpowiedzUsuń
  15. Malinowa Zyrafo, dziekuję i Tobie również gratuluję! :))

    OdpowiedzUsuń
  16. Fajny filmik i wspaniały dźwięk dzwonów! Miasto budzi się do życia, uwielbiam taki nastrój.
    Kolejne miasto na liście do poprawki, zwiedzałam katedrę ale umknęło mi parę ciekawych rzeczy jak zwykle:-)

    OdpowiedzUsuń
  17. dziękuję za ten cudny poranek:)

    OdpowiedzUsuń
  18. Małgosiu dziękuję Ci za wszystkie psiowe wtrącenia :)

    OdpowiedzUsuń
  19. Miód na moje serce-dziękuję!

    OdpowiedzUsuń
  20. o jejku, jejku, a dlaczego nikt nie pisze i Piecie u dolu posrodku?

    pozdrawiam najserdeczniej

    iwona

    OdpowiedzUsuń
  21. A bo Pieta jest rzymska a miało być florencko :) nagrody już są w drodze do Polski :)

    OdpowiedzUsuń
  22. aaa... nie doczytalam, myslalam, ze chodzi o to, zeby cos rozpoznac.

    nie nadazam niestety za blogiem, tyle ciekawych wpisow, tyle komentarzy sie cisnie pod palce; na przyklad o cukinii, z ktorej zupe typu chlodnik robie od zeszlego roku - pychota, o Vasarim, ktory jest w Toskanii na kazdym kroku, ale zawsze w tle, wiec mu sie wystawa nalezy; ale zobacze! bo jade! juz myslalam, ze wtym roku nie wyjdzie, ale wyszlo! 20 sierpnia wieczorem bede tam na dwa tygodnie i na pewno skocze do Fiorenzy (choc musze wymyslic jak, bo zeszloroczna wyprawa pociagiem ze Sieny jednak byla za bardzo pociagowa). Zobacze zatem Vasariego w towarzystwie Ksiecia, nie zobacze niestety "Money and Beauty. Bankers, Botticelli and the Bonfire of the Vanities" w Palazzo Strozzi, bo oywieraja dopiero 17 wrzesnia, ale licze, Toskanskie zapiski jakas relacje zamieszcza... No i pojade do Gropiny, a moze tez i po innych sladach zapiskowych sie poslizgam.
    Wiec sie ciesze.

    serdecznosci,

    iwona

    OdpowiedzUsuń
  23. Och, zazdroszczę wyjazdu Iwonie. :))
    Super!:))

    Małgoś, jak cudnie, czekam zatem na przesyłeczkę:)
    Usciski:*

    OdpowiedzUsuń