A teraz jedziemy do Rawenny, a właściwie najpierw do Forli. Koleżanka miała podbramkową sytuację i szukała kogoś, kto odwiózłby jej mamę na lotnisko. Sami wiecie, że tak jak lubię zwiedzać i odwiedzać, tak nie lubię się przemieszczać, zwłaszcza jako kierowca. Wie to i Krzysztof, dlatego wziął na siebie rolę kierowcy. A ja pomyślałam: skoro już, to może by tak "skubnąć" Rawennę? Nigdy w niej nie byłam, a nie wiadomo kiedy się tam wybiorę. Odwieźliśmy więc mamę Asi na lotnisko, a sami zrobiliśmy mały skok ku mozaikom.
Czasu za wiele nie było, całą swoją uwagę skoncentrowaliśmy na Bazylice św. Witalisa.
Nieprzygotowany turysta może się tam pogubić, bo w wejściu na teren całego kompleksu znajduje się kasa, ale z biletami do Muzeum Narodowego. Uczciwie jednak powiedziano, że to nie o nich nam chodzi. . Podwórzem dotarliśmy do innego budynku z odpowiednią kasą.
Poprowadzenie zwiedzających przez piękny krużganek miało swój sens.
Wyciszyło, odcięło od świata zewnętrznego, ale i tak nie przygotowało na to, co jest głównym celem turystów przyjeżdżających do Rawenny. Zastosuję ten chwyt i pokażę jeszcze jeden krużganek, bo potem nic już nie może uratować od wstrzymania oddechu. Ten drugi krużganek znajduje się na prawo przed wejściem do samej bazyliki. Pełno w nim starożytnych płyt nagrobnych z interesującymi portretami.
W końcu jednak stanęliśmy u szczytu schodów prowadzących do narteksu, przedziwnie skośnie wybudowanego w stosunku do osi określonej przez prezbiterium.
Na planie wygląda jak bezmyślnie ułożony klocek. Burzy poczucie równowagi.
I różnica poziomów i przedziwne ulokowanie tego swoistego przedsionka, które w późniejszej architekturze sakralnej przerodziło się w kruchtę, wskazywało na odległość czasową między zabudowaniami prowadzącymi do absolutnie zachwycającej Bazyliki San Vitale.
I nawet jeśli kogoś nie zachwyca, to mnie i tak zachwyca. Takiego spotkania z Bizancjum jeszcze nie zaznałam. Dobrze, że prezbiterium ze słynnymi mozaikami jest dokładnie po drugiej stronie wejścia, w przeciwnym razie zapomniałabym przyjrzeć się wnętrzu kościoła.
Samemu w sobie fascynującemu.
Mimo nazwy "bazylika" nie ma tu podłużnej formy prostokąta w planie. Zapewne nazwa wzięła się więc z funkcji.
A forma? Wielokąt ośmioboczny w rzucie, z "dodatkami" - prezbiterium, wieżami. Cała przestrzeń ograniczona tym planem to niezwykła gra kolumn i empor okrążających stojącego w środku człowieka. Na to nałożone freski, reflektory podświetlające łuki - szaleństwo.
W głowie się kręci. Zaczynam rozumieć, czemu Bizancjum wybrało formę centralną nawiązującą do kaplic grobowych. Świat zmarłych wydaje się lepiej reprezentować Transcendencję, nie możemy go poznać za życia, możemy w niego wierzyć, tak jak możemy wierzyć w Boga. Mistycyzm niemal odczuwalnie krąży po wczesnochrześcijańskiej budowli.
Na podłodze przepiękne mozaiki tworzą zaskakujące wprowadzenie do tego, co zobaczyłam prezbiterium. Ich skromna kolorystyka kontrastuje z tym, co czeka idącego ku prezbiterium.
Wiem, wiem, mogłam się przecież spodziewać pięknych i kunsztownych obrazów.
Wszak orszaki cesarskiej pary są bardzo spopularyzowane. A jednak!
Bo chodzi mi o zieleń! Bo ona mnie oszołomiła, totalnie zaskoczyła.
Orszak Justyniania i Teodory wbił mi się w pamięć złotem i brązami.
Nie zgłębiałam dotąd tego, co UNESCO uznało za godne patronatu. Istne zagłębie mozaiki!
Ależ maestria! Mimo, że mozaikarzom chrześcijańskim nie chodziło o dekorację malarską, tak jak tym rzymskim, starożytnym, nie stosowali więc tak drobniutkich kamyczków, jakich poprzednicy, to jednak ich dzieło ma niezwykłe walory malarskie. Tchnie misterną pracą, ale też i czymś więcej. Pięknem formy, pięknem wiary
Zazdrościłam po części pani, która położyła się na podłodze, by zrobić zdjęcia.
Ja, jak zwykle, byłam w spódnicy, nici z takiej przyjemności. Zapewne jednak trudno byłoby mnie podnieść z podłogi, mogłabym tam leżeć godzinami. I straciłabym następną ucztę - Mauzoleum Galli Placydii - niepozorną budowlę, stojącą w cieniu oszałamiającej bazyliki.
Zastanowił mnie tylko napis, że ze względu na specyficzny mikroklimat wolno tam przebywać 5 minut. Ludzie! Pięć minut na takie cuda?
Nigdy nie osiągnę poziomu tego, czym pokryte jest sklepienie, ale nie mogłam się opanować, by choć czegoś malutkiego, niebieskiego, z okrągłymi formami nie popełnić. Rozumiecie mnie?
Rozumiecie też niesamowity niedosyt, żal, że tych ośmiu obiektów z Rawenny nie mam bliżej?
Muszę tam wrócić.
Poprowadzenie zwiedzających przez piękny krużganek miało swój sens.
Wyciszyło, odcięło od świata zewnętrznego, ale i tak nie przygotowało na to, co jest głównym celem turystów przyjeżdżających do Rawenny. Zastosuję ten chwyt i pokażę jeszcze jeden krużganek, bo potem nic już nie może uratować od wstrzymania oddechu. Ten drugi krużganek znajduje się na prawo przed wejściem do samej bazyliki. Pełno w nim starożytnych płyt nagrobnych z interesującymi portretami.
W końcu jednak stanęliśmy u szczytu schodów prowadzących do narteksu, przedziwnie skośnie wybudowanego w stosunku do osi określonej przez prezbiterium.
Na planie wygląda jak bezmyślnie ułożony klocek. Burzy poczucie równowagi.
http://chestofbooks.com/architecture/James-Fergusson/Illustrated-Handbook-of-Architecture---Christian-Architecture/scaled/s-392-P.jpg |
I nawet jeśli kogoś nie zachwyca, to mnie i tak zachwyca. Takiego spotkania z Bizancjum jeszcze nie zaznałam. Dobrze, że prezbiterium ze słynnymi mozaikami jest dokładnie po drugiej stronie wejścia, w przeciwnym razie zapomniałabym przyjrzeć się wnętrzu kościoła.
Samemu w sobie fascynującemu.
Mimo nazwy "bazylika" nie ma tu podłużnej formy prostokąta w planie. Zapewne nazwa wzięła się więc z funkcji.
A forma? Wielokąt ośmioboczny w rzucie, z "dodatkami" - prezbiterium, wieżami. Cała przestrzeń ograniczona tym planem to niezwykła gra kolumn i empor okrążających stojącego w środku człowieka. Na to nałożone freski, reflektory podświetlające łuki - szaleństwo.
W głowie się kręci. Zaczynam rozumieć, czemu Bizancjum wybrało formę centralną nawiązującą do kaplic grobowych. Świat zmarłych wydaje się lepiej reprezentować Transcendencję, nie możemy go poznać za życia, możemy w niego wierzyć, tak jak możemy wierzyć w Boga. Mistycyzm niemal odczuwalnie krąży po wczesnochrześcijańskiej budowli.
Na podłodze przepiękne mozaiki tworzą zaskakujące wprowadzenie do tego, co zobaczyłam prezbiterium. Ich skromna kolorystyka kontrastuje z tym, co czeka idącego ku prezbiterium.
Wiem, wiem, mogłam się przecież spodziewać pięknych i kunsztownych obrazów.
Wszak orszaki cesarskiej pary są bardzo spopularyzowane. A jednak!
Bo chodzi mi o zieleń! Bo ona mnie oszołomiła, totalnie zaskoczyła.
Orszak Justyniania i Teodory wbił mi się w pamięć złotem i brązami.
Nie zgłębiałam dotąd tego, co UNESCO uznało za godne patronatu. Istne zagłębie mozaiki!
Ależ maestria! Mimo, że mozaikarzom chrześcijańskim nie chodziło o dekorację malarską, tak jak tym rzymskim, starożytnym, nie stosowali więc tak drobniutkich kamyczków, jakich poprzednicy, to jednak ich dzieło ma niezwykłe walory malarskie. Tchnie misterną pracą, ale też i czymś więcej. Pięknem formy, pięknem wiary
Zazdrościłam po części pani, która położyła się na podłodze, by zrobić zdjęcia.
Ja, jak zwykle, byłam w spódnicy, nici z takiej przyjemności. Zapewne jednak trudno byłoby mnie podnieść z podłogi, mogłabym tam leżeć godzinami. I straciłabym następną ucztę - Mauzoleum Galli Placydii - niepozorną budowlę, stojącą w cieniu oszałamiającej bazyliki.
Zastanowił mnie tylko napis, że ze względu na specyficzny mikroklimat wolno tam przebywać 5 minut. Ludzie! Pięć minut na takie cuda?
Nigdy nie osiągnę poziomu tego, czym pokryte jest sklepienie, ale nie mogłam się opanować, by choć czegoś malutkiego, niebieskiego, z okrągłymi formami nie popełnić. Rozumiecie mnie?
Rozumiecie też niesamowity niedosyt, żal, że tych ośmiu obiektów z Rawenny nie mam bliżej?
Muszę tam wrócić.
Nigdy nie byłam w Rawennie pora jechać....
OdpowiedzUsuńWarmianka
Ja też nie. I również umieszczę Rawennę na liście miejsc koniecznych do zobaczenia.
OdpowiedzUsuńI znów nachodzi mnie myśl o tej wielkiej różnorodności włoskich miast, która pozwala dobrze je pamiętać - każde z osobna, każde w jakimś kolorze. Rzym - starożytność (szarawa biel) i barok (złocistości kręte), Wenecja (stare złoto, błękit, zieleń Veronese'a)- kanały i mosteczki i woda, Bolonia (czerwień, żółcienie, oranże)- arkady, toskańskie miasta (też same w sobie rozróżnialne, także dzięki ciepłym barwom kamienia) - to miejsca na wzgórzach z często krętymi podjazdami, białe: Lucca i Piza.
No i teraz ta Rawenna z mieniącymi się jak w kalejdoskopie mozaikami. Niepowtarzalna.
Kinga
Rawennę odwiedziłam tak 18 lat temu, zachwycająca pod każdym sklepieniem.
OdpowiedzUsuńMyślałam, ba byłam przekonana, że pisałaś, byłaś, bo skojarzenie było oczywiste, ale Twoje zdjęcia niesamowite.
Ja byłam w sukience i zrobiłam coś takiego, uklękłam, na brzuch, bok pstryk i myk na kolana. prosiłam męże z synem, żeby mnie zasłaniali ale i tak widziałam uśmiech u innych. Ale jeszcze kila osób robiło wtedy takie fikołki dlatego się odważyłam. Może to typowe. Zawsze wydawało mi się, że klasztory, kościoły powinnam oglądać w spódnicach, teraz trochę zmieniłam zdanie.
A ja już myślałam że się przemieniłaś przez ten czas milczenia i teraz nosisz takieeeee spodnie:)
OdpowiedzUsuńTeż chcę do Rawenny!
zachwycające!!!:)
OdpowiedzUsuńale pięknie! :))
OdpowiedzUsuńNiesamowite miejsce! Nie dziwie sie, ze chcialabys mieszkac blizej :)
OdpowiedzUsuńPatrzac na zdjecia z pania, juz myslalam, ze to jednak Ty ;) Mnie sie jeszcze nie pzdarzylo az tak poswiecac (a teraz dlugo i tak sie nie uda, bo kregoslup odmowil by wstania ;)).
Mam nadzieje, ze wrocisz tam niebawem i podzielisz sie z nami dodatkowymi zdjeciami Malgosiu :)
Pozdrawiam!
Oj zaparło mi dech, wspaniala bazylika! I sklepienie, i piekna podłoga no i te wszystkie kolumny!
OdpowiedzUsuńMiejsce niesamowite!
Pozdrowienia z Wejherowa :)
Nie zdążyłam odpisać na komentarze przed wyjazdem, więc nadrabiam zaległości. Rawenna zapadła mi głęboko w serce i z trudem przychodzi mi pozbycie się żalu, że tak mało widziałam.
OdpowiedzUsuńMażenko, ja tam nie myślę, w czym powinnam zwiedzać, bo po prostu bardzo lubię spódnice i sukienki :)
Natchnione dzieła. I najpiękniejszy dla mnie kolor w wielu odcieniach - niebieski. No i teraz tęsknić będę za Ravenną... ale mi pani zrobiła! ;)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam, Aldona
Za Rawenną też tęsknię, zawsze. Wyjątkowe miejsce.
Usuń