Chciałabym jakoś zgrabnie przetłumaczyć ten tytuł, ale najbardziej leży mi on po włosku. Są to gruszki "z Chianti", "na sposób Chianti", albo jeszcze gorzej: "po chiantyjsku". Tym przepisem inicjuję przygodę z nową książką kucharską pt."Księga prawdziwej kuchni toskańskiej" Paolo Petroniego. Wypatrzyłam ją u znajomych i miałam najpierw okazję przejrzeć, czy warta zakupu. Nie jestem wielkim maniakiem książek kucharskich, ale ta ma kilka zalet, m.in. traktuje tylko o kuchni toskańskiej oraz wzbogaca przepisy o krótkie historie i wyjaśnienia.
Zaczęłam przedziwnie od deseru, ale nie mogłam się mu oprzeć.
PERE AL CHIANTI
4 gruszki keiser (podejrzewam, że wybór związany jest z twardością owocu)
pół butelki Chianti (żadnych szaleństw, przepis nie wspomina nic o Classico, wzięłam więc domowe, kupowane sfuso w tym regionie, wydaje mi się też, że można wina wziąć mniej, o czym później)
150 g cukru (ok. 3/4 szklanki, mnie ta słodycz odpowiadała, Krzysztof twierdzi, że za słodko)
cynamon
Gruszki obrać i wydrążyć rdzeń (nie mam specjalnego wycinaka w kształcie rurki, zrobiłam to zwykłym cienkim nożem). Ustawić je w garnczku nadającym się do piekarnika. Dobrze, żeby stały ciasno i się nie przewracały. Zasypać cukrem, zalać winem i przyprószyć cynamonem. Włożyć do piekarnika nastawionego na 160 stopni i zapiekać często podlewając winem. No i tutaj dochodzimy do rozbieżności z przepisem. Autor podał, żeby gruszki trzymać w tej temperaturze 40 minut, aż wino zgęstnieje do syropu. U mnie opornie gęstniało, albo jednak to za dużo wina, albo wpływ miał użyty gliniany garnek. Dwukrotnie wydłużyłam czas przygotowywania potrawy, bez szkody dla twardości gruszek. Syrop zapewne mógłby być jeszcze gęstszy, za to smak miał już wyborny.
Gruszki pozostają dość twarde, więc chyba najlepiej pokroić je potem w kostkę i zalać syropem, podając na stół jak macedonię.
Idealny przepis na zimowe wieczory!
Uwielbiam poznawać lokalne smaki i kulinarne zwyczaje. To mój sposób na zatrzymanie wspomnień z podróży, gdy jestem znów w domu. Niedawno postanowiłam zabrać się za kucharzenie, żeby poprzez smaki poznawać nowe miejsca, mimo że fizycznie w nich nigdy nie byłam. Toskanię znam słabo, ale uważnie będę śledzić Twoje przepisy i w ten sposób przygotowywać się do wymarzonej podróży do Włoch:)
OdpowiedzUsuńGruszki - jakie wykwintne danie!
OdpowiedzUsuńTak, tak tylko kuchnia toskańska!
OdpowiedzUsuńGruszki po chiantyjsku najbardziej mi się podobają hihihi Wypróbuję niebawem. Jak fajnie Małgosiu, że znowu podajesz przepisy prawie wszystkie przetestowałam!
Usmialam sie, kiedy zobaczylam co to za ksiega. Kiedys Ci wspominalam o niej. Wlanie te ksiazke, moj maz, podarowal mi kiedys na urodziny. Myslalam, ze go zatluke tym podarkiem. Ja chcialam bielizne, a nie "garkuchnie"! Cale szczescie jest przydatna...:)
OdpowiedzUsuńKasiaB.
Gruszki są wyśmienite, polecam. Zastanawiam się, jakie inne owoce będą też się nadawać do gorącej kąpieli w winie.
OdpowiedzUsuńUla, no nie da się wszystkiego, ale teraz wstrzymuję się z następnym wpisem, więc, żeby mi blog nie zardzewiał, wrzucam wypróbowane przepisy.
Kasiu zupełnie wyleciała mi z głowy ta sytuacja, gdy mi opowiadałaś o książce, a sama pewnie widziałaś, że inne skrzętnie w pamięci zachowuję,jak chociażby o lecie św.Marcina.
Boskie te gruszki! Świetna książka, chętnie bym taką widziała u siebie ;-))
OdpowiedzUsuńPozdrawiam Małgosiu:)
Gruszki przepyszne, znam je jako gruszki w czerwonym winie po prostu (niekoniecznie nawet Chianti), robione nie w piekarniku, a gotowane, aż do zagęszczenia sosu. Oprócz cynamonu można dodać także goździki i startą skórkę pomarańczową. Ja gotuję je przecięte wzdłuż, i podaję w połówkach, polane sosem, są na tyle miękkie, że można kroić widelcem. Swietny deser na każdą okazję :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam!
Ale ślicznotki!
OdpowiedzUsuńChianti mam od Mazzy, gruszki pędem nabędę!
Ja tam lubię, jak jest słodkie, więc ilości cukru nie zmniejszę.
Kinga
Kingo i bardzo dobrze, ta słodycz to nie lukier, tylko ambrozja :) Oliwko, oczywiście, że można dodawać wiele różnych przypraw, tylko wtedy robi się mało toskańsko :) A ja szukam prostych przepisów rodem stąd :) Nie mogę się doczekać, gdy nabędę książkę Oli "Smaki Toskanii", ale to musi poczekać na specyficzną "autorską" okazję.
OdpowiedzUsuńSmakowite wpisy u Ciebie Malgosiu ostatnio, az slinka cieknie jak sie tu zaglada!
OdpowiedzUsuńTe gruszki poruszyly juz moja wyobraznie :)