W przypadku miejsca, do którego bardzo spontanicznie się wybraliśmy, mogę napisać, że podobały mi się niektóre prace, podobały mi się szczerze, zachwycały, kazały się zatrzymywać i spowodowały, że chcę tam wrócić.
Ciągle jeszcze pozostajemy w południowej Toskanii (blogowo, bo ciałem w domu). Następny dzień po opisanej poprzednio wycieczce miałam zamiar spędzić na czytaniu. Realizacja postanowienia nieźle mi szła do obiadu. Po nim coś mnie podkusiło, by zajrzeć do dwóch książek traktujących o ciekawostkach i o mniej znanej Toskanii.
Namówiłam Krzysztofa, by wybrać się tylko do jednego miejsca.
Najbardziej toskańskie jest w nim położenie, widoki oraz zamiłowanie do sztuki.
Twórca jednak nie pochodzi z tego kraju.
Jego ojczyzną jest Szwajcaria, urodził się w 1930 roku. Kupił olbrzymi teren nieopodal Seggiano, by w 1990 zacząć instalować tam swoje rzeźby. Potem zaprosił swoich kolegów do utworzenia stałej wspólnej wystawy, w większości plenerowej.
I tak powstał Il Giardino di Daniel Spoerri.
To olbrzymi Zaczarowany Ogród. Miejsce jak z bajki.
Gdybym miała opisać swój stan, to przypominałby on mniej więcej reakcję małej dwuletniej Ani na gładki, zielony trawnik w naszym ogrodzie.
Pewna dzikość w spojrzeniu i chęć tarzania się w przyjaznej zieleni.
Ja na pewno miałam też z lekka zwariowany wyraz oczu, a tarzanie się zamieniłam na mnóstwo, mnóstwo zdjęć.
Obecnie w Ogrodzie Daniela Spoerri jest ponad 100 prac rozmieszczonych na 16 hektarach, więc jedna wizyta to za mało, by się rozsmakować w miejscu.
Nawet, gdybyśmy byli w stanie obejść cały ogród, to ograniczał nas zachód słońca. Jeśli więc będziecie chcieli kiedyś tam się wybrać, to nie dowierzajcie do końca informacjom na stronie internetowej. Latem, według niej, ogród jest zamykany o 20.00, ale we wrześniu o tej porze robi się ciemno. Mieliśmy półtorej godziny na zauroczenie się.
Cały czas biję się z myślami, czy coś pisać od siebie, jakieś wyjaśnienia, ale tego było tak dużo, że powstanie wpisu trwałoby chyba tygodniami. Trudno mi nawet wybrać swoje typy. Bo jak zestawić ze sobą doświadczenia życiowe, sposoby podejścia do rzeźby, umieszczenie dzieł w plenerze, światło, czy zodiak? Sam wybór zdjęć jest już jakąś oceną, a wcale nie jest tak, że wszystkie prace zatrzymały mnie na dłużej, że przypadły mi do serca. Myślę jednak, że każdy znajdzie tu coś dla siebie.
Ogród sztuk? Sztuka ogrodu?
Miejsce tak mami, że zwykły kot wydaje się być prosto z bajki.
Proporcje nie mają racji bytu, filiżanki olbrzymieją, a laski wszelkiej maści jako kijki do pomidorów wcale nie dziwą.
Trochę mało czasu daliśmy sobie na to spotkanie. Tam trzeba jechać co najmniej na cały dzień, żeby móc spokojnie wybrać ulubione miejsca w ogrodzie. A gdyby i tego było mało, to na miejscu można wynająć pokoje oraz zjeść na pewno bardzo smacznie, bo potrawy firmuje inna niezwykle ciekawa postać - Roberto Rossi, o którym na razie wiem teoretycznie, ale z bardzo wiarygodnych źródeł, że jest artystą smaków. Mam nadzieję kiedyś skosztować pyszności, które tworzy, ale już teraz wspominam o nim, gdybyście wcześniej niż ja do niego trafię, zawędrowali do ogrodu. Wiedźcie, że nie tylko uczta dla ducha czeka na miejscu. Możecie zarezerwować posiłek albo na terenie ogrodu, albo w niedalekiej restauracji Roberto Rossiego "Il Silene".
A teraz "potarzajmy się" wspólnie w Il Giardino di daniel Spoerri.
Gdy już słońce zacznie zakłócać Wam patrzenie, wejdźcie do rzeźby i zagrajcie na niej.
Przednia zabawa!
W plenerze prezentują się świetnie ;), a krzesełko to mój faworyt ;)
OdpowiedzUsuńNo właśnie! Plener jest tu kluczem :) Ja chyba najbardziej zaszalałam wśród gęsi :) Choć tytuł dzieła powinien budzić ostrożność - "Dies irae"
UsuńTaaak, muszę przemyśleć swój pogląd na sztukę współczesną..zresztą w Toskanii wszystko może się podobać :)
OdpowiedzUsuńNa pewno nie tylko w Toskanii, tylko w natłoku "oszustwa sztucznego" trudno się połapać.
UsuńNiesamowite miejsce! Nie obejrzałam jeszcze dokładnie wszystkich zdjęć, ale nawet rzut oka wystarcza, zeby wiedzieć, że jeśli nic się nie zdarzy (złego) i w przyszłym roku pojadę znów do Toskanii, to z pewnością odwiedzę ten zaczarowany ogród.
OdpowiedzUsuńŻyczę więc odwiedzin w Giardino - tylko nie łącz ich w tym dniu żadnym innym toskańskim miejscem.
UsuńByliśmy w Giardino kilka lat temu! Było to na końcu całodziennej wycieczki, więc też ku wieczorowi się miało. I widzę, że dzieł przybywa albo są częściowo zmieniane? Na pewno był zamyślony pan na na balkoniku(?), gęsi, i to "coś okrągłe z wystającymi szpicami". No i już widać, jaką jestem profanką, bo mimo wszystko, jeśli mam być szczera, to nie to, czego szukałam w Toskanii. Teraz myślę, że gdybym wiedziała, czego się spodziewać, patrzałabym na te dzieła inaczej... No i znowu dzięki Małgosi wielu spośród nas dojrzeje artystycznie! Dziękuję! Annamaria
OdpowiedzUsuńNie mam pojęcia Aniu, ile ich było kilka lat temu, albo na ile dotarliście w każdy zakątek ogrodu. Ja nie dotarłam. To coś okrągłe nazywa się "Pępek świata".
UsuńA ja myślę, że Twój odbiór wcale nie oznacza, że jesteś profanką, po prostu to miejsce nie daje się pogodzić w jednym dniu ze "zwykłym" toskańskim dniem turysty.
Jeśli kiedyś tam wrócę, to na cały dzień, zabiorę książkę, szkicownik, może farby? Psy na smyczy też można. Do tego koc, a na obiad pojadę do Roberto Rossi.
Świetne to miejsce! Ja tam na współczesną sztukę się nie obrażam (pod warunkiem, że jakoś potrafi ona do mnie przemówić, niekoniecznie pomalowanym na świński róż Dawidem).
OdpowiedzUsuńPowolutku tworzę sobie listę miejsc do odwiedzenia w przyszłym roku :)
Kinga
W tym ogrodzie bywa różnie, ale na szczęście dominuje zadowolenie. Tak, jak w Galleria dell'Accademia miałam problem z wyborem czegoś, co by mnie zatrzymało, tak w Giardino poczułam powiew świeżego powietrza.
UsuńOch żałuję ,że nie odwiedziłam tego miejsca, chociaż byłam bardzo blisko. Nie miałam pojęcia o jego istnieniu. Namiastkę czegoś podobnego widziałam w Pianaccio. Kojarzysz tę rybę ze sztućców albo sowę z łopaty?Tutaj widzę wykorzystane maszynki do mięsa.Piękne to możenie jest ale ciekawe i zdumiewające. W każdym razie trudno być obojętnym.
OdpowiedzUsuńFaktycznie Maszko, ryba dobrze by się wpisała w ten Ogród, choć było tam też dużo rzeźb absolutnie samodzielnych, bez "recyclingu".
UsuńPrzepraszam, ze nie na temat ale musze koniecznie napisac kilka slow. Z wielka przyjemnoscia siegnelam do archiwum Twojego bloga.
OdpowiedzUsuńJestem w trakcie czytania Twojej drugiej ksiazki, jestem pod wielkim wrazeniem delikatnosci i subtelnosci Twoich opisow.
Pozdrawiam serdecznie:)
Takie "nie na temat" jak miód na serce :) Ślicznie dziękuję i pozdrawiam i śródnocnie :)
Usuń