wtorek, 4 września 2012

CZYTANIE SIENY

Dawno, dawno temu miałam pewne opory przed Sieną. Część z nich pozostała. Nadal nie wyobrażam sobie mieszkania w niej, tej ściśle historycznej. Za to odwiedzam ją z wielką chęcią i ciągle doczytuję nowe jej strony.
Tym razem głównym celem była Msza św.
Tak jak napisałam w poprzedniej notce, byłam sama bez auta, gdyż Krzysztof nie miał zastępstwa na miniony weekend. Tutaj bez auta właściwie byłam bez szans, by dotrzeć do jakiegoś kościoła, chyba że wyruszyłabym w środku nocy. 
Poczekałam więc na przyjazd pryncypała, a że w okolicy o popołudniową Mszę św. trudno, jak o lekarstwo, to wymyśliłam sobie wyjazd do Sieny. 
Informacje na stronach internetowych dotyczących godzin odprawiania nabożeństw nie sprawiają pewnego wrażenia, więc wyruszyliśmy dużo wcześniej. Teraz już wiem, że w katedrze latem Msza św. odprawiana jest o 18.30. Trudno znaleźć nawet odpowiednią informację na miejscu. Bardziej liczą się turyści. Widać to nawet było po miejscu, w którym odprawia się niedzielną Mszę św. Pewnie za dużo zachodu miałby proboszcz, by szykować główny ołtarz, więc miejsce na modlitwę wyznaczono w kaplicy Matki Bożej od Przysięgi. 
O liturgii nie będę się rozpisywać, to nie mistyczne uniesienia z Sant'Antimo. 
Wróćmy jednak do czasu oczekiwania na nabożeństwo. Miałam kilkadziesiąt minut, więc spędziłam je na "czytaniu" frontowej elewacji.
Tyle razy człowiek siedział już przed sieneńskim Duomo, ale jakoś wcześniej nigdy aż tak nie wpatrzyłam się w rozpoznawalną, jedyną taką na świecie fasadę. Nie można jej pomylić z żadną inną. 
Kiedyś pisałam o niej widzianej z perspektywy kolejki do katedry, o wyrywających się z płaszczyzny postaciach. Tym razem patrzyłam z drugiej strony niewielkiego (niestety, dla obiektywów) placu. Usiłuję sobie przypomnieć, czy jest mi znana jakaś katedra ze sporym oddaleniem dającym jej powietrze? No tak, na przykład w Rzymie Święty Jan na Lateranie. Ale tu w Toskanii, biedne te katedry, ciasno mają.
Patrzyłam na fasadę, a ta zdumiewała mnie kontrastem między ogółem a szczegółem. Bo w odległym planie widzę przede wszystkim trójkąty, prostokąty, koło i półkola.
To nie jest gotycka strzelistość Północy, ale jednak gotycka, ale jednak usiłująca pionami połączyć nas z Bogiem. Nie umie się jednak wyrwać z tradycji spokojnego horyzontu romańskich świątyń. Więc jest taka "pomiędzy", drogocenna szkatułka, zawsze zaskakująca, gdy się wyłania zza narożników, bez względu na to, czy którą uliczką się do niej dojdzie.
Powoli spostrzegam zaludnienie, a właściwie zapostaciowienie tych prostych podziałów geometrycznych. Nie policzyłam wszystkich sylwetek, bo i po co robić takie statystyki? Im dłużej im się przyglądam, tym bardziej robi się tłoczno. Profeci, ewangeliści, postaci ze Starego i Nowego Testamentu, anioły skrzydlate i zwierzęta - te istniejące i te symboliczne.

Moim ulubieńcem jest lew z lewej strony głównego portalu.

Wszystko oplecione, obramowane, ozdobione. Szkoda, że trochę padało, bo trudno tak spod parasolki rozdziawiać gębę.
Tylko te mozaiki zbyt odległe, zbyt nowoczesne.
Po obejrzeniu poszłam na Mszę św. Miałam problemy ze zrozumieniem, o czym mówi ksiądz podczas homilii. Nie z powodu nieznajomości słów, którymi się posługiwał, lecz fatalnego nagłośnienia. Do tego doszedł jakiś berbeć szalejący po jedynym zakrytym fragmencie posadzki.
Przy okazji wspomnę, że do 24 października odkryta za to jest reszta, kto może, niech jedzie podziwiać. Pisałam o tym tutaj.
A w połowie kazania pojawiły się w następne przeszkody akustyczne, dochodzące z zewnątrz. Krzysztof zrobił zdjęcia, więc wiem, że to zwycięzcy lipcowego Palio - Contrada Capitana dell'Onda (Fali) ze śpiewem, chyba z 200 gardeł, robiła sobie zdjęcie na schodach przed Duomo.
Trudno więc było jednemu księdzu z fatalnym nagłośnieniem konkurować z takimi odgłosami.
Tego dnia spotkaliśmy jeszcze jedną grupę, była to Contrada della Lupa, (Wilczycy).
Przemarszem wokół Il Campo uświetnili tygodniową Festa Titolare. Trudno pokazać jeden niezwykły efekt ich parady. Najpierw z uliczki przy wieży wychodzili dobosze i sbandieratori, lecz ci drudzy nie urządzali żadnego pokazu żonglerki flagami, tylko dosyć powoli, od niechcenia poruszali flagami wokół siebie. Były to ruchy dowolne, bez żadnego szyku. Najsilniejszy efekt powstał, gdy, czasami poprzetykany doboszami, sznur żonglerów rozciągnął się wokół całego placu. Miałam wrażenie, że to olbrzymie motyle przyleciały do Sieny. Gdy właściwie pierwsi werbliści schodzili już z placu ruszyły za nimi matki i ojcowie z wózkami, potem ekipa z maluchami na własnych nogach, za nimi orkiestra, mężczyźni, chyba ci najważniejsi na początku, a dopiero za nimi kobiety. To ci dopiero szyk i ranga! Wszyscy z chustami swojej kontrady wokół szyi.

Wracając jeszcze do żonglerów, zdumiała mnie ich liczba i w każdym detalu dopracowany strój. Wszyscy, ale to wszyscy, mieli jednakowe buty!
Cudownie było też patrzeć, że nikogo nie wykluczają ze swojej społeczności, o czym świadczy ten uroczy żongler:
Olbrzymie wrażenie zrobił na mnie też śpiew wprost wyrywający się z dumnych członków dzielnicy. Mój komputer słabo radzi sobie z filmami, ale wypróbowałam na innym, wystarczy czasami poczekać na pauzie, by całość się załadowała i wtedy odtworzyć. Warto posłuchać, by choć trochę poczuć atmosferę tego dnia. Wybaczcie tylko nieudolny miks, ale po raz pierwszy łączyłam filmiki ze sobą, no i poszły nie w tej kolejności.
Na koniec kilka zdjęć miasta, jako próbki radzenia sobie z nowym aparatem fotograficznym.









25 komentarzy:

  1. Siena jest super! A wszelkie nawiązania do Palio to dla mnie rzecz niezmiernie ekscytująca :))).
    dzięki wielkie!
    Kinga

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Co raz bardziej wciąga mnie to miasto, szkoda, że nie jest tak blisko jak Florencja.

      Usuń
  2. Śpiew zwycięskiej Contrady, posadzki sieneńskiej katedry to niezapomniane wspomnienia z września 2008 roku.

    OdpowiedzUsuń
  3. No więc tak: po pierwsze primo to jaki BERBEĆ!!! Po drugie primo jak do mnie zadzwoniłaś a ja akurat byłam w Sienie i przechodziła kontrada Muszli to Ty kazałaś mi wyłączyć radio bo nic nie słyszałaś:) hi hi hi
    A zdjęcia to Ty możesz pstrykać nawet tym starym aparatem z dymkiem i szmatą nad głową a i tak Ci ładnę wyjdą!!! Buziaki ode mnie i BERBECI!!!!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No więc po pierwsze berbeć był płci tejże samej, co Twoich stokrotek.
      Po drugie primo, bo się gadać wtedy nie dało, zresztą, gdy sama to filmowałam, też bym niewiele usłyszała.
      Całusy dla dziewczyn :)

      Usuń
  4. Zdjęcia piękne jak zwykle to fakt. Polecam niedzielną Mszę Świętą w San Domenico. Tamtejsi Dominikanie śpiewają równie pięknie jak ich współbracia w Krakowie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. U dominikanów już byłam kiedyś, na razie najbardziej niezwykłym miejscem pozostaje dla mnie Sant'Antimo i tam pojadę w najbliższą niedzielę. W tę minioną nie miałam jak dotrzeć, bo to 40 minut autem od miejsca, w którym wypoczywam.

      Usuń
  5. Aby nowy aparat Ci wiernie służył. Masz niesamowite wyczucie, Twoje zdjęcia zawsze są wspaniałe! Pięknie opisałaś katedrę, lubię takie rozmyślania. Palio niesamowite! I noc...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Poprzedni się zbiesił i zepsuł, a wcale jeszcze nie chciałam go zamieniać czymś nowszym. Ale bez aparatu, jak bez ręki. No, nie wyobrażam sobie nie mieć.

      Usuń
  6. Widzę, że z nowym aparatem zdążyłaś się już zaprzyjaźnić :)
    Radość zwycięzców, przemarsze, wspólne śpiewy i okrzyki, chłopcy w kolorowych rajtuzach rzucający flagami (czy oni mają jakąś nazwę?), rytmy wygrywane na werbelkach - rzeczywiście robią ogromne wrażenie. Natomiast samo Palio sieneńskie to zupełnie inna bajka, niekoniecznie ze szczęśliwym zakończeniem dla koników, moim zdaniem głównych bohaterów wyścigu. Dla ludzi liczy się tylko zwycięstwo, za wszelką, za każdą cenę, nawet jeśli koń przypłaci to kalectwem lub życiem. I te uliczne witryny ze zdjęciami z wyścigu, przyciągające tłumy turystów, gapiących się na powykręcane, karkołomne pozycje koni, które rozpędzone do maksimum swych możliwości przewracają się, kaleczą, giną... Makabra.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To dopiero początek znajomości. Przybył do domu tydzień temu.
      Żonglerzy mają nazwę - sbandieratori.
      A co do Palio, to sam wyścig jakoś mnie nie ciągnie, ale te wszelkie zachowania ludzkie, świętowanie, radość, oprawa są pasjonujące.
      Nie znam statystyk turnieju, ale mam nadzieję, że to, co się stało w sierpniu należy do mniejszości.

      Usuń
  7. Co do zdjec szczegolnie tych w nocy, zastanowilbym się czy nie nalezy zmienic ustawien balansu bieli, chyba ze czerwona poswiata to swiadomy zabieg. Zazdroszcze wyczucia i umiejetnosci kadrowania

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Faktycznie gama barwna była zamierzona, spodobała mi się taka ciepła tonacja. Były i chłodniejsze zdjęcia. Choć nad samym balansem bieli jeszcze będę pracować, dopiero wgryzam się w możliwości sprzętu.
      Dziękuję za pochwałę kadru. Faktycznie było trochę ustawiania statywu.

      Usuń
  8. Ojej, Siena jest taka ładna.!
    Bardzo nam się podobała. Twoje zdjęcia cudowne Małgosiu.
    Pozdrawiam:)

    OdpowiedzUsuń
  9. Dziekuje za wyprawe do Sieny :-)
    '... lew z lewej...' dobrze, ze za chwile byly zdjecia, bo przez moment (wstyd sie przyznac) zbaranialam ;-)
    Pozdrawiam
    A

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jeszcze lepszy byłby lew z lewej strony zlewu, ale akurat zabrakło :)

      Usuń
  10. Ty miałaś opory przed Sieną a ja miałam dziś opory żeby tu zajrzeć widząc Sienę w tytule i to nie dlatego ,że jej nie lubię lecz dlatego ,że mi potwornie żal ,że w tym roku nie zdążyłam tam być.I nie chodzi mi o palio lecz o całokształt i św.Katarzynę.Rzeczywiście te Toskańskie katedry są wyzwaniem dla fotografujących ale Ty świetnie sobie radzisz.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No miałam opory, bo za pierwszymi pobytami jakaś ponura mi się zdała. Ale piano, piano ... z chęcią teraz do niej zaglądam i ciągle mi mało.

      Usuń
  11. ja mam tak samo :-) kocham Sienę a w tym roku niestety nie uda mi się jej zobaczyć..więc chociaż popatrzę na te piękne zdjęcia. dziękuję

    OdpowiedzUsuń
  12. Pani Małgosiu dało się zauważyć, że w blogu, nie darzy Pani Sieny sympatią. Jadąc tam zagladałam na pani bloga, mało było tu o Sienie. Byłam w okresie przed samym palio. Atmosfera miasta radości nawet mi się podobała, choć sam wyścig niekoniecznie. Tak się złożyło, że też mam nowy aparat i go testuję. Ja mam Canona lustrzankę 550d, a Pani?
    Pozdrawiam Alicja

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Eee, już teraz tak nie jest. Choć nie wyobrażam sobie tam mieszkać, to duże wyzwanie, chyba by mnie przerosło.
      A aparat mamy tej samej marki, tylko ja 650d oraz od razu obiektyw nie Canona, tylko Tamron, świetnie się sprawdza na razie, zwłaszcza jeśli chodzi o przybliżenia. Trudno byłoby mi zrezygnować z przybliżeń, gdy cyfraka miałam z zoomem 20.

      Usuń
    2. Łał to fajnie, wiedziałam że pokrewne dusze coś mają wspólnego. Jaszcze tylko jadno pytanko, proszę się nie denerwować, że się tak dopytuję, ale nie mam się kogo poradzić, a Pani jest dla mnie GURU w tym temacie. Co fachowiec to fachowiec. otóż orgninalnie kupiłam aparat z obiektywem 18-55mm ogniskowa, też miałam przedtem cyfrówkę z duzym zoomem i ten obiektyw mi nie wystarcza, myślałam 18-135 lub 18-200 (rozróżniam obiektyw Canon i Tamron), czytam opinie na forach, ale są tak skrajne, że trudno podjąć decyzję. Na razie kończe i już nie zawracam głowy o obiektywach. Alicja

      Usuń
    3. Hi, hi. Ależ ja się nie denerwuję takimi pytaniami, rozumiem je aż nadto, sama wcześniej takie zadawałam, więc guru ze mnie żaden. O istnieniu obiektywu Tamron nie wiedziałabym, gdyby nie moja przyjaciółka Monika, bo ona siedzi mocno w fotografii. Tak więc ten zakupiony ma 18-270, co daje mniej więcej 15krotne powiększenie. Typ najnowszy, z PZD.

      Usuń