czwartek, 6 września 2012

DO TRZECH RAZY

Bywa, że przy wyborze lokalu na obiad kierujemy się aplikacją telefoniczną Gambero Rosso.
Wakacje z założenia mają sprzyjać lenistwu, więc gotowanie nie może zajmować mi zbyt wiele czasu, albo w ogóle ma mnie nie zajmować.
W ramach wycieczki do Montalcino upatrzyliśmy sobie miejsce położone niedaleko miasteczka. Niestety zamknięte z powodu zmiany osób zarządzających działalnością. Następna na cel została obrana osteria w samym Montalcimo, akurat w środy zamknięta!
Trzecie trafienie musiało być ostateczne, bo głód zaczynał dawać się nam we znaki.
Usiedliśmy w przyjemnym wnętrzu o barwie wina i wdzięcznej nazwie "Le Potazzine".
Już z rysunków na menu, etykietach itp. można było wywnioskować, że chodzi o jakieś ptaszątka. Ale jakie? Zwyczajny słownik nic mi nie podpowiedział, bo okazało się, że to określenie sikorek modrych, lecz w dialekcie toskańskim.
Z dialektem, ale tym razem samego Montalcino spotkaliśmy się też podczas wyboru potraw. Otóż i tak toskański makaron określany jako pici, tutaj nazywają pinci. Wszystko zapowiadało się dobrze, tylko nie przewidzieliśmy, że w kuchni mają jakiegoś ślimaka, a nie kucharza. Skutkiem czego przystawki dostaliśmy niemal po godzinie oczekiwania! A przecież to właśnie przystawki mają umilić człowiekowi czas oczekiwania na główne potrawy. O dziwo! Pinci dostaliśmy bardzo szybko. A że do żarłoków nie należymy, to jeden talerz przystawek na spółkę, po talerzu makaronu (wcale nie obfitym) pozwoliły tylko na zamówienie jeszcze deseru. I ten w mojej ocenie był królem posiłku. Rewelacyjna panna cotta w sosie truskawkowym. Byliśmy w lokalu należącym do winnicy o tej samej nazwie, więc nie mogliśmy nie spróbować win. Poprosiliśmy o jedno di casa, a drugie z wyższej półki. Dla porównania, oczywiście z zamkniętymi oczami, by zobiektywizować wrażenia. Zapach od razu przemówił na korzyść droższego wina, natomiast smak pracował o wiele dłużej na swoją przewagę cenową.
Mimo zbyt długiego oczekiwania na potrawy, humory nam się nie skwasiły, więc pełna werwy ruszyłam szukając pleneru do rysowania.
Zdążyłam zrobić tylko kilka zdjęć, gdyż zaraz w pobliżu ratusza moją uwagę przyciągnął ciekawy sklep z lnami i ... winami. Weszłam do środka i zaczęłam się rozglądać po półkach. Na zewnątrz nagle zaczął padać rzęsisty deszcz.
Nici z rysowania. Parasolka, zabrana na wszelki wypadek, została w samochodzie.
Nie tylko my skorzystaliśmy z przyjemnego wnętrza sklepu. Niemieccy turyści najpierw w żartach zapytali sprzedawcę, czy może by się znalazło jakieś espresso lub cappuccino.  Ten zaoferował się jedynie z grappą. Potem ktoś zapytał, jak długo będzie padało, usłyszał odpowiedź, że właściciel nie ma telefonu do św. Piotra, że nie ujęto go w książce telefonicznej. Sympatyczny sprzedawca umilił wszystkim oczekiwanie przechadzając się ze słojem ciasteczek i częstując każdego klienta, a raczej przeczekiwacza.
Gdy ulewa zamieniła się w kapuśniaczek, ruszyliśmy w powrotną drogę. Wcześniejszy powrót wykorzystałam na dokończenie pracy, którą pokażę w następnym wpisie.
Dzisiaj ranek przywitał mnie mgłami, zjawisko nie do obejrzenia w domu, więc zachłannie je tutaj fotografuję.



Czy to oznacza powrót pięknej pogody?

12 komentarzy:

  1. pewnie tak a nawet jeśli nie to przyjemnie bedzie wspominać te dni delektując sie kolejnym super deserem byłam w toscanii tylko 2 tygodnie ale udało nam sie znależć ciekawe miejsca czasem na zupełnym odludziu pyszne jedzenie piekne widoki ....chciałoby sie tam wrócić pozdrawiam beata

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To jest bardzo różnie z tym jedzeniem, ale, tak jak pisałam o 15 sierpnia, nawet wtedy znaleźliśmy lokal z pysznym menu.

      Usuń
  2. Drzewo , leżaki i mgła - mistrzostwo kompozycji, a cała galeria to gabinet tortur dla kogoś kto nie może tam być.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Te leżaki to chyba właściciele ustawili na zachody słońca, a mnie się wpisały bardziej o wschodzie. Proszę wybaczyć te tortury, ale to z czystego zachwytu, a nie chęci dręczenia :)

      Usuń
    2. A tak przy okazji, obraz nieco lagodzi tortury:)

      Usuń
    3. Katuj, tratuj, ja przebaczę Ci jak ... - wstawię siostrze :)
      Męcz mnie, dręcz mnie ręcznie,
      Smagaj , poniewieraj Kacie Mój! - że zacytuje klasyka:)
      j.

      Usuń
  3. Ach! Ach!:)))))))))))))

    OdpowiedzUsuń
  4. No właśnie, ACH! Trudno nie być zachłannym na takie widoki:)

    OdpowiedzUsuń
  5. Podobne dźwięki z siebie wydawałam, jak Wy :)

    OdpowiedzUsuń
  6. piekne widoki gdy mgła opada co zwiastuje pogodę, oooo!

    OdpowiedzUsuń
  7. Ach, Montalcino... trochę senne, trochę mniej zatłoczone przez turystów, którzy zatrzymują się w fortecy. Mam w pamięci dwa malownicze miejsca z tego miasteczka i wrażenie spokoju: kościół (jest na zdjęciach powyżej) z przepięknie ukwieconym zakątkiem obok i bar na dziedzińcu otoczonym krużgankami - prawie całkiem opustoszały.
    Kinga
    P.S. Wiedziałam, że nie usiedzisz spokojnie i znajdziesz sobie jakieś pracochłonne zajęcie. Anioł przepiękny!

    OdpowiedzUsuń