Tym razem mi ich brakuje, stoję przed trudnym zadaniem, nie chcę przegadać niezwykłego miejsca. Z kolei tak nic nie powiedzieć? To wbrew mojej naturze :) A poza tym, może bardziej rzeczowy opis trochę ściągnie mnie z chmur :)
Zapraszam Was dzisiaj do miejsca, które znalazłam nie wiem jak. Zapewne zobaczyłam zdjęcie w internecie, bo w przewodnikach trudno o jakiekolwiek wzmianki. Jeśli już, to maleńkie, w wyspecjalizowanych pozycjach.
Dziwne!?
Bardzo, po obejrzeniu.
Wracamy do Torri z poprzedniego wpisu, bo ono było tylko tłem, bo trafiliśmy tam z jednego tylko powodu - chiostro (czyt. kiostro) - krużganku.
Im bliżej byliśmy celu, tym więcej pojawiało się we mnie myśli, że ciągnę panów nie będąc pewną, czy to, co zobaczyłam na zdjęciu, było zgodne z rzeczywistością. A może to był jedynie jakiś mocno wykadrowany fragment?
Zaparkowaliśmy na Piazza Centrale pod kościołem sprawiającym wrażenie opuszczonego. Na kopule dzwonnicy tłumnie przysiadły gołębie, za to krzyż uleciał w zapomnienie.
Nic nie zapowiadało radości.
Podeszliśmy do łukiem zwieńczonego przejścia, może tam jest coś napisane? Tak, dobrze trafiliśmy, przed nami był Kościół della SS. Trinita e S. Mustiola, a do niego właśnie powinno przylegać chiostro.
Idziemy wzdłuż świątyni, już zacieram łapki, ale zatrzymuję się, by pooglądać wielce interesujące głowy.
Patrzyły się z lekkim uśmiechem, wiedziały, co mnie czeka.
Jeszcze chwileczkę, jeszcze tylko przejdziemy przez zielone drzwi.
Wcześniej opowiem o tym, skąd w tym miejscu chiostro. Jeśli dziedziniec, to musiał tu być jakiś klasztor, a w klasztorze mnisi walombrozjańscy.
Powstał w XI wieku, na mocy decyzji Papieża Aleksandra II. Już w XIV wieku zaczyna dziać się bardzo źle, jakieś bandy z Pizy najeżdżają klasztor i go dewastują. W XV wieku umiera ostatni przeor. W następnym wieku znowu zostaje zdewastowany, tym razem przez wojska cesarskie.
Pieczę nad klasztorem przejmują Piccolomini. Odnawiają budynki, tworząc z nich siedzibę parafii.
Młode Państwo Włoskie konfiskuje Torri, ale bez świątyni. Zespół poklasztorny przechodzi w prywatne ręce. Obecnie są to ręce rodu Costa-Bicocchi.
Nie wiem, czy tylko od nich zależy możność obejrzenia chiostro, czy też Państwo coś im narzuciło. Można tam wejść jedynie w poniedziałki i piątki, między godziną 9 a 12, tylko w dni robocze.
Opłata dobrowolna do koszyczka :)
I tu się wyjaśnia zagadka, dlaczego tak trudno było mi trafić w odpowiedni moment na zwiedzenie chiostro, na zwiedzenie i absolutne zakochanie się w nim bez pamięci.
Zaraz po przekroczeniu progu, stanęłam jak wryta. Zaniemówiłam, a potem bezskładnie usiłowałam coś powiedzieć po włosku do siedzących tam dwóch starszych panów.
"Dla Małgorzaty, która zaraz po wejściu wykrzyknęła co za przedstawienie!"
Czym się zachwyciłam?
Trzypoziomową grą materii, barw i rytmów, światła z cieniem, bogactwem zdobień.
Przewrotnie zacznę od góry, by na koniec zostawić największe smaczki.
Ten poziom, powstały w XV wieku, zobaczyłam tylko dzięki Krzysztofowi. Wszedł cichcem po schodach, po czym zawołał mnie, żebym szybko przyszła. Nauczona doświadczeniem, wiem, że nie należy pytać wtedy "po co?", tylko iść.
Pomknęłam po schodach z otwartą bramką, na zdjęciu jest zamknięta, bo to pryncypał niecnie ją otworzył :)
Gdy robiłam zdjęcia, stróż zorientował się, że jestem u góry i zawołał, żebym zeszła. Okazało się, że to piętro nie jest udostępnione, całe wyłożono folią, jako zabezpieczeniem przed gołębiami.
Przyjrzałam się choć przez chwilę drewnianym kolumnom. Jak na tworzywo i tak zadziwiająco dobrze zachowały się pięknie rzeźbione kapitele, a widać, że dawno nikt ich nie konserwował.
Środkowa część, z XIV wieku, nie ma swojej podłogi, jest jedynie podwyższeniem poprzedniej. Tworzą ją przysadziste arkady z cegieł.
Dół, natomiast, jest marmurowy, sam z siebie biało-czarny, lecz poświata cegieł owiewa wszystko ciepłą różową mgiełką. Powstał w XII wieku.
W swego rodzaju amoku chodziłam od kolumny do kolumny, przyglądając się zdobieniom. Zapomniałam, że mam myśleć nad kompozycją zdjęć, bo pławiłam się wręcz w ulubionych romańskich reliefach.
Inspiracją rzeźbiarzy w marmurze była i Biblia
i przedmioty codziennego użytku,
i fauna,
i flora,
Nie mogło też zabraknąć romańskich plecionek,
czy innych prostych geometrycznych motywów, rozciągających się na całe kolumny i narożniki krużganków.
Rozmyślam nad symbolami, nad znaczeniami. Czym jest topór? "Podpisem" kamieniarzy? Ponoć taki mieli znak.
Przypominam sobie syrenę z Pieve di Corsignano, czy z San Pietro a Gropina, także z podwójnym ogonem. Po powrocie szukam wytłumaczenia. Wiadomo, syrena miała obrazować pokuszenie, ale czy, rzec by można, rozkraczona, tak samo? Zhellenizowany chrześciajnin kojarzył syreny z przeprawą Odyseusza, który woskiem zatkał uszy towarzyszom, by dotrzeć do celu. Siebie nawet kazał przywiązać do masztu. Stawiał coś więcej ponad pociągający śpiew syren. Ale greckie syreny są i tak łagodniejsze od tych pierwotnych, uważanych za wampiry żywiące się krwią zmarłych. Powiało grozą. A ta syrenka przecież taka uśmiechnięta. Może to właśnie w tym rzecz i to symbolizuje? Nie chce się wierzyć w jej złą naturę.
Spotkałam i zupełnie odmienną interpretację. Biskup Metody z Olimpu kojarzył syreni śpiew ze słodkim głosem chóru proroków, któremu nie jest w stanie oprzeć się żaden człowiek. Częste słuchanie Bożego śpiewu budzi w nim nie tyle ochotę na muzykę, co zapał do poznania Boga. Słuchając syren traciło się życie, słuchając boskiego chóru osiąga się życie wieczne.
Wśród roślinnych motywów urzeka owoc granatu. Tutaj jeszcze zamknięty, nie ujawnia wielu drobnych ziarenek otoczonych soczystą czerwienią miąższu. I ta ukryta wielorakość, ta zapowiedź dalszej przemiany w nową roślinę, ma nas skierować ku Drzewu Życia, ku pełni łask. Tak miał też funkcjonować klasztor. Zamknięty, ale przynoszący życie wieczne wszystkim i wewnątrz i poza jego murami.
A zwierzęta? Zjadające własne ogony? Często sami to robimy, coś na własną zgubę.
Na innym kapitelu odwracają się, idą każde w swoją stronę. Oddalają się od siebie.
Ptaki ze splątanymi szyjami każą nam pamiętać o przyjaźni i braterstwie.
No a te plecionki? Węzły bardzo skomplikowane, istne labirynty. Trudno je rysować, a jakże trudno żyć, a to właśnie mają nam uświadomić.
Trudno oderwać myśli i wzrok, ale i po drugiej stronie rozgrywają się ciekawe sceny, choć już nie pouczają nas, jak żyć, robią to pośrednio, swoim przywiązaniem do piękna, pietyzmem wykończenia. Czule spoglądam na drewniane wsporniki, klamki, otwory w drzwiach. Zupełnie inna stylistyka, niż panująca w obecnych tendencjach upraszczania wszystkiego.
Misterne szczegóły konkurowały z większymi kompozycjami, z przenikaniem się planów, ze światłem rzucanym na ściany, z otwartymi drzwiami ukazującymi piękne wzgórze, lecz było chyba bez szans względem tego, co wewnątrz.
Przepadłam!
Usiłuję obecnie przetrawić to na papierze, ciągle głowę zaprząta mi chiostro z Torri.
Może chociaż tak zrzucę ciężar tęsknoty?
Piękne! Wydaje się być zawieszone w obłokach...
OdpowiedzUsuńDorota
Podobnie się czułam i ja :)
UsuńMałgosiu miałaś rację przepiękne,aż słów brakuje.Twój rysunek równiez.
OdpowiedzUsuńBardzo dawno nie pisałam /ale ciągle zaglądam do Ciebie/ - serdecznie pozdrawiam Anna K.
To na pewno rozumiesz, z czym się borykałam pisząc ten tekst. Za pochwałę rysunku dziękuję :)
UsuńMalgosiu! te kolumny na Twoich zdjeciach to jak miss obiektywu, sa zachwycajace nie moge sie naogladac.Poprostu cudenka ,dzieki ze cos takiego odkrylas i nam udostepnilas plus oczywiscie fachowy i profesjonany opis .Dzieki jeszcze raz. irena z Poznania
OdpowiedzUsuńCieszę się, gdy znajduję takie miejsca i cieszę się, że tak to doceniacie. Pięknem należy się dzielić.
UsuńMałgosiu, Ty to umiesz dozować napięcie!
OdpowiedzUsuńPomijając oczywiste - zachwycającą urodę Twojego "odkrycia" - sposób, w jaki je nam udostępniłaś budzi - co tu dużo mówić - najwyższy szacunek! To stopniowe odkrywanie zdobień, precyzji ich wykonania, znaczeń i przekazu - chapeau bas!
A miejsce rzeczywiście przepiękne. Ludzie, którzy je stworzyli na chwałę Boga, musieli wiedzieć i wierzyć, że tylko w taki sposób można oddać Mu należytą cześć!
Jestem pod wielkim wrażeniem.
Również słowa uznania dla obecnych właścicieli za utrzymywanie tego piękna - i chwała za zatrudnienie ogrodnika!
Pozdrawiam bardzo serdecznie
Ewa z Legnicy
Dziękuję, starałam się ze wszystkich sił, by pokazać, jak ważnym było dla mnie to odkrycie :)
UsuńNo tak, Małgosiu, czyli w Torri na pewno nie byłam ani w poniedziałek, ani w piątek! Chyba że po południu. Tak mi się nie chciało wierzyć, że nie napomknęłaś nawet o tej drugiej piazzy i o kościele. Bo o chiostro oczywiście nie wiedziałam Wynalazłam te mieścinki "wędrując" po mapach w internecie i zamieszczonych tam zdjęciach - ale chiostro na nich nie było.
OdpowiedzUsuńA na widok krużganków zamarłam... Być tak blisko i nawet się nie domyślać! Zdjęcia przepiękne, czerwone pelargonie kontrastują z bielą i czernią dolnych łuków, a dopełniają rdzawej czerwieni cotto , którym wyłożony jest dziedziniec i takiej samej cegły górnych krużganków! A zdobienia kolumn...- fotografie wspaniałe i opisy arcyciekawe. Torri do powtórki - z radością! Annamaria
A może byłaś w te dni, ale po 12? Albo np. był wolny dzień od pracy. Widzisz, że nie jest łatwo z Torri, naprawdę kilka razy przymierzałam się do wyprawy. Dla Ciebie to musi być przedziwne odczucie wiedzieć, że za drzwiami były takie krużganki. Ale wrócisz, tego jestem pewna :)
UsuńTyle faktur i wzorów a wszystko toskańskie! Podziwiam kunszt rzemieślników?artystów? Można wsiąknąć i oniemieć. Niesamowite miejsce i jak dobrze, że można zobaczyć, może więc kiedyś..
OdpowiedzUsuńKoniecznie. Tylko uważaj, bo zapadniesz na niewysłowioną tęsknotę. Najchętniej zamieszkałabym tam :)
UsuńZrobiłaś te piękne zdjęcia chyba dla mnie :-)! Dziękuję serdecznie za taką przepiękną wycieczkę.
OdpowiedzUsuńAngelika
Miejsce piękne, łątwo o dobre zdjęcia :) Cieszę się, że je odkryłam i cieszę się, że Ci się podoba :)
Usuńtyle co skończyłem "Cyprysy i Topole" Marka Zagańczyka. i wpisałem na listę obowiązkową wyprawy 2014 Torri. zaglądam tu i jest! Grazzie Mille
OdpowiedzUsuńMarcin
A ja dzięki temu wpisowi dowiedziałam się od jednej z czytelniczek, że Zagańczyk pisze o Torri. A już chciałam sobie odpuścić "następną książkę o Toskanii", teraz czekam aż dotrze do mnie z Polski :)
Usuńtyle że Cyprysy i topole to książka nie tylko o Toskanii. jest Austria, Inflanty, okolice Szczecina etc. ale jest pięknie. jest Kreta. jest pięknie. i jest jeszcze jedno miejsce które obok Torri będę chciał zobaczyć - Palazzo sammezzano. z opisu i zdjęć tak "nietoskańske" ale co tam. sprawdzę
Usuńpozdrawiam
Zagańczyk też o nim pisze? Ja się nie zachwyciłam, to nie moja bajka, ale o tym pisałam tutaj: http://toskania.matyjaszczyk.com/2011/05/dzieckiem-bedac.html
UsuńNie mając tych możliwości co Ty (czyli codzienność w Toskanii) podróżuję z książką i tabletem. w Święta wrócę do Sieny Chłędowskiego w ten sposób. i stąd wygóglałem Sammezzano. dzięki postępowi mogę przynajmniej po przeczytaniu opisu np. obrazu czy u Zagańczyka czy u Muratowa (z którym jestem teraz w Rzymie) mogę go obejrzeć w sieci. no i wpisać na listę obowiązkową przy kolejnej wizycie w słonecznej Italii. Sammezzano jak napisałem całkiem chyba nietoskańskie ale córce 9 letniej się na pewno spodoba. a i drugiej półtorarocznej też chyba kolory i wzory przypadną do gustu. Torri na pewno a czy starczy nam czasu Sammozzano tego nie wiem.
UsuńZ tym, że musisz się wbić w jakieś zorganizowane zwiedzanie. Ja już nie pamiętam, gdzie wyszukałam informację. Może na stronie gminy?
Usuńpowiem jedno R E W E L A C J A :) pozdawiam z Łodzi..Magda
OdpowiedzUsuńZaniemówiłam. Co za miejsce! Dech zapiera... i pomyśleć: gdyby nie pani, gdyby nie powrót do sumiennej lektury bloga od początku - nic bym o czymś tak cudownym nie wiedziała! I jeszcze ten rysunek - jest piękny. Stanę na uszach, żeby zobaczyć chiostro w Torri :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam, Aldona