Może bym jeszcze zwlekała, ale u Majany na blogu widziałam, że u kulinarnych blogerek trwa orzechowa akcja, więc może komuś jeszcze przyda się pomysł na słodkawy drożdżowy chleb?
A poza tym, według tradycji (rodem ze Sieny), je się go do grudnia, więc nie spóźniłam się zupełnie.
Zanim dotarłam do sklepu, miałam czas pogrzebać po przepisach i zdecydowałam się na lekko zmodyfikowany, zamieszczony u pewnej Giulii.
Spodobało mi się, że sposób przygotowania chleba pochodzi z doświadczeń jej starszych krewnych. Właściwie wszystko zrobiłam według przepisu, tylko rodzynki i orzechy zamoczyłam najpierw w vinsanto, zainspirowana moczeniem migdałów przez naszą mistrzynię z kursu kulinarnego.
Oto przed wami Pan co' Santi
(inna nazwa: Pan dei Santi)
450 g mąki plus mąka na zaczyn
45 g świeżych drożdży
165 g rodzynek (jeśli nie moczyć w vinsanto, to namoczyć najpierw w ciepłej wodzie)
250 g włoskich orzechów
50 g cukru
1 łyżeczka soli
1/2 łyżeczki pieprzu
słodkie wino (u mnie vinsanto) do moczenia
150 ml płynu, u Giulii występuje czerwone wino, może być woda
żółtko
olej (wymiennie oliwa, masło, smalec)
Na sześć godzin przed wyrabianiem ciasta przygotować zaczyn z drożdży, odrobiny mąki i letniej wody. Drożdże rozrobić z wodą i przykryć to delikatnie mąką. Drożdże mają kipieć spod mąki.
W tym czasie posiekane rodzynki i orzechy delikatnie podgrzać na patelni (do tego potrzebny był tłuszcz). Gdy ostygną, wymieszać z mąką, przyprawami i zaczynem (mniej więcej przez 10 minut, aby ciasto było gładkie i dobrze odchodziło od dłoni). Zostawić do wyrośnięcia na 2 godziny, aż podwoi swoja objętość. Wyrabiać ponownie przez 5 minut i uformować dwa okrągłe bochenki, naciąć krzyżowo. Pozostawić do wyrośnięcia, znowu do podwojenia objętości. Posmarować żółtkiem i piec w 180 stopniach przez 40 minut. Pozwolić mu dobrze wystygnąć. Ja zrobiłam na noc i skosztowałam rankiem. Pycha! Niestety, tylko mi smakował. Krzysztof nie przepada za takim słodkim wypiekiem (na jego prośbę były w poniedziałek rogale marcińskie).
A ja jeszcze wrócę do chleba.
Następnym razem zostawię większe kawałki orzechów.
Jaki ładny chlebek!
OdpowiedzUsuńWypróbuję na pewno, zwłaszcza, że słodkawy i z rodzynkami:) a może przy okazji "błysnę" przed gośćmi? :))
Łatwo błysnąć, smaczni zjeść - warto!
UsuńAle świetny! Skorzystam z przepisu, podoba mi się.
OdpowiedzUsuńTylko poczekam na wolny weekend.
pozdrowienia Małgosiu :)
Zmotywowałaś mnie do dokończenia wpisu :)
UsuńA ja, dzięki Majanie, upiekłam na nasze babsko-flamencowe spotkanie nie tylko chlebek Świętych (według Małgosi), ale także ciasto amerykańskie według przepisu na Majanowej stronie. Dzięki, Majana!
UsuńKinga
Dlatego cały czas śledzę Majanę, inspiruje do działań kulinarnych :)
UsuńA ja się bardzo cieszę :)
UsuńDzięki Dziewczyny, pozdrawiam serdecznie :)
Ale apetycznie wygląda , chyba też się skuszę i zrobię go w weekend .
OdpowiedzUsuńPozdrawiam Dorota
Musowo!
UsuńPachnie aż u mnie,Iwonka
OdpowiedzUsuńA to siła zapachu!
UsuńZrobiłam ten chlebek. Trochę krócej trzymałam zaczyn, bo po pracy mam krótszy dzień niż zwykły piekarz, a dziś nie zdążyłabym wcale. I dodałam trochę oliwy. Ciasto wyrobione miało konsystencję plasteliny - i pięknie wyrosło. Powiem Wam, jak smakowało tym, dla których je przygotowałam. Drugi bochenek próbowaliśmy w domu - jest fantastyczne to ciasto. Bardzo polecam! :)
OdpowiedzUsuńKinga
Cieszę się :)
UsuńSmakowało wszystkim :)).
UsuńMuszę je częściej robić w domu. Tylko co z odchudzaniem?
Kinga
Ot! Problem. Pokroiłam na kromki i zamroziłam. Wiem, że to nie to samo, co świeżutki. Ale szkoda pracy.
Usuń