środa, 13 listopada 2013

PAN CO' SANTI

"Chleb ze świętymi" odkryłam dokładnie w dniu, w którym powinien być podany, czyli we Wszystkich Świętych.  Właściwie to odkryłam tylko zdjęcie w internecie, poszperałam więc i … na tym się skończyło, bo nie miałam wszystkich składników. Nadrobiłam to jeszcze w oktawie, a teraz z poślizgiem dzielę się z Wami przepisem.
Może bym jeszcze zwlekała, ale u Majany na blogu widziałam, że u kulinarnych blogerek trwa orzechowa akcja, więc może komuś jeszcze przyda się pomysł na słodkawy drożdżowy chleb?
A poza tym, według tradycji (rodem ze Sieny), je się go do grudnia, więc nie spóźniłam się zupełnie.
Zanim dotarłam do sklepu, miałam czas pogrzebać po przepisach i zdecydowałam się na lekko zmodyfikowany, zamieszczony u pewnej Giulii.
Spodobało mi się, że sposób przygotowania chleba pochodzi z doświadczeń jej starszych krewnych.  Właściwie wszystko zrobiłam według przepisu, tylko rodzynki i orzechy zamoczyłam najpierw w vinsanto, zainspirowana moczeniem migdałów przez naszą mistrzynię z kursu kulinarnego.

Oto przed wami Pan co' Santi
(inna nazwa: Pan dei Santi)

450 g mąki plus mąka na zaczyn
45 g świeżych drożdży
165 g rodzynek (jeśli nie moczyć w vinsanto, to namoczyć najpierw w ciepłej wodzie)
250 g włoskich orzechów
50 g cukru
1 łyżeczka soli
1/2 łyżeczki pieprzu
słodkie wino (u mnie vinsanto)  do moczenia
150 ml płynu, u Giulii występuje czerwone wino, może być woda
żółtko
olej (wymiennie oliwa, masło, smalec)

Na sześć godzin przed wyrabianiem ciasta przygotować zaczyn z drożdży, odrobiny mąki i letniej wody. Drożdże rozrobić z wodą i przykryć to delikatnie mąką. Drożdże mają kipieć spod mąki.
W tym czasie posiekane rodzynki i orzechy delikatnie podgrzać na patelni (do tego potrzebny był tłuszcz). Gdy ostygną, wymieszać z mąką, przyprawami i zaczynem (mniej więcej przez 10 minut, aby ciasto było gładkie i dobrze odchodziło od dłoni). Zostawić do wyrośnięcia na 2 godziny, aż podwoi swoja objętość. Wyrabiać ponownie przez 5 minut i uformować dwa okrągłe bochenki, naciąć krzyżowo. Pozostawić do wyrośnięcia, znowu do podwojenia objętości. Posmarować żółtkiem i piec w 180 stopniach przez 40 minut. Pozwolić mu dobrze wystygnąć. Ja zrobiłam na noc i skosztowałam rankiem. Pycha! Niestety, tylko mi smakował. Krzysztof nie przepada za takim słodkim wypiekiem (na jego prośbę były w poniedziałek rogale marcińskie).
A ja jeszcze wrócę do chleba.
Następnym razem zostawię większe kawałki orzechów.

15 komentarzy:

  1. Jaki ładny chlebek!
    Wypróbuję na pewno, zwłaszcza, że słodkawy i z rodzynkami:) a może przy okazji "błysnę" przed gośćmi? :))

    OdpowiedzUsuń
  2. Ale świetny! Skorzystam z przepisu, podoba mi się.
    Tylko poczekam na wolny weekend.
    pozdrowienia Małgosiu :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zmotywowałaś mnie do dokończenia wpisu :)

      Usuń
    2. A ja, dzięki Majanie, upiekłam na nasze babsko-flamencowe spotkanie nie tylko chlebek Świętych (według Małgosi), ale także ciasto amerykańskie według przepisu na Majanowej stronie. Dzięki, Majana!
      Kinga

      Usuń
    3. Dlatego cały czas śledzę Majanę, inspiruje do działań kulinarnych :)

      Usuń
    4. A ja się bardzo cieszę :)
      Dzięki Dziewczyny, pozdrawiam serdecznie :)

      Usuń
  3. Ale apetycznie wygląda , chyba też się skuszę i zrobię go w weekend .
    Pozdrawiam Dorota

    OdpowiedzUsuń
  4. Pachnie aż u mnie,Iwonka

    OdpowiedzUsuń
  5. Zrobiłam ten chlebek. Trochę krócej trzymałam zaczyn, bo po pracy mam krótszy dzień niż zwykły piekarz, a dziś nie zdążyłabym wcale. I dodałam trochę oliwy. Ciasto wyrobione miało konsystencję plasteliny - i pięknie wyrosło. Powiem Wam, jak smakowało tym, dla których je przygotowałam. Drugi bochenek próbowaliśmy w domu - jest fantastyczne to ciasto. Bardzo polecam! :)
    Kinga

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Smakowało wszystkim :)).
      Muszę je częściej robić w domu. Tylko co z odchudzaniem?
      Kinga

      Usuń
    2. Ot! Problem. Pokroiłam na kromki i zamroziłam. Wiem, że to nie to samo, co świeżutki. Ale szkoda pracy.

      Usuń