Città Nascosta poprosiła kuratora wystawy, by oprowadził nas i opowiedział o zebranych na wystawie eksponatach. Staliśmy przed wejściem oczekując na Marco Ferri'ego, organizatorka pytała się, czy ktoś widział twórcę wystawy, a on skromnie stał za plecami ludzi i czekał na przywitanie się, nie chciał przerywać rozmowy. Sama jego postać zdała mi się niezwykle fascynującą. Niski, krępy - to mało powiedziane, w dobrym garniturze, zupełnie łysy, z worami pod oczami i malusieńkim kolczykiem w uchu. Od pierwszych słów wyczułam pasjonata, a takich ludzi darzę wielkim szacunkiem.
Marco Ferri sam się przedstawia głównie jako dziennikarz i historyk. Od dwóch lat odpowiada za aspekty komunikacji z Soprintendenza Speciale per il Patrimonio Storico, Artistico ed Etnoantropologico e per il Polo Museale della città di Firenze. Długa nazwa, myślę że można powiedzieć, iż jest to odpowiednik polskiego Biura Konserwacji Zabytków.
Śpieszę napisać o wystawie, gdyż trwa tylko do 27 kwietnia, by następnie pozwolić pergaminom i papierom na odpoczynek w ciemności. Tego typu obiekty mogą ujrzeć światło dzienne maksymalnie w bloku 90 dni, potem koniecznie należy "zamknąć im oczy".
90 jest też liczbą, w której zamykają się wszelkie publiczne archiwa i florenckie biblioteki. Dodajcie do tego jeszcze prywatne kolekcje (pokazywałam taką przy okazji zwiedzania Palagio Capponi) i macie oszałamiające spektrum archiwalnych materiałów zgromadzonych w jednym mieście.
Z tej olbrzymiej spuścizny kurator wystawy wybrał 33 instytucje, które poprosił o wypożyczenie drogocennych obiektów. Niektóre zrobiły to po raz pierwszy, a więc nie tylko raz, ale i pierwszy raz w życiu. Tylko jedno prywatne archiwum rodu Guicciardini pokazało swoje dokumenty. Ród ten - bagatelka - ma pisemne dokumenty na istnienie już od XII wieku. Nie udało się wypożyczyć wszystkiego, co Marco Ferri chciał pokazać odbiorcom (np. rękopisu dwóch ostatnich rozdziałów "Pinokia"), ale i tak 133 obiekty umieszczone w niebieskich witrynach mogą przyprawić o zawrót głowy i szybsze bicie serca.
Niejednokrotnie już wyrażałam na blogu zachwyt nad miejscami, przedmiotami, które są materialnym świadectwem ludzkiego życia. Wystawa prezentująca skarby archiwalne i biblioteczne idealnie trafiła w moje upodobania.
Marco Ferri trzy lata chodził od archiwum do archiwum, od biblioteki do biblioteki, kontaktował się z osobami odpowiedzialnymi za dane zbiory, przekonywał, odrzucany zmieniał adresatów swoich próśb, żmudnie nawlekał obietnice wypożyczenia, warunki. Konkretne przygotowanie wystawy trwało rok.
Pierwsze, co zdumiewa, to przedział wiekowy. Najstarszy obiekt pochodzi z mniej więcej czwartego wieku przed naszą erą. Jest egipskim papirusem. Najmłodszy eksponat powstał w 2009 roku i jest to "Boska Komedia" Dantego w tłumaczeniu na wietnamski.
http://it.notizie.yahoo.com/ |
Nie dam rady opisać 133 obiektów, wydaje mi się, że byłoby to zbyt nużące, mimo że Marco Ferri właściwie o każdym opowiadał z wielką pasją. Poza tym nie znalazłam wszystkich dokumentów w internecie, a domyślacie się, że zdjęć nie można tam robić. Zresztą czasu by nie starczyło na fotograficzną dokumentację, niemal dwie godziny wpatrywałam się w różne charaktery pisma, pieczęcie, wspaniałe miniatury.
Co zapadło w pamięć?
Jedyny chyba materialny ślad informujący o narodzinach i chrzcie Leonarda da Vinci. Geniusz był dzieckiem z nieprawego łoża, a takich nie zapisywano wtedy w księgach parafialnych. Zachowały się zapiski jego dziadka, wspomina wydarzenie oraz wypisuje nazwiska wszystkich ojców i matek chrzestnych. Leonardo miał ich ośmioro!
http://www.artribune.com/2014/01/ |
Akt porozumienia z Medyceuszami po oblężeniu Florencji, m.in. zezwolenie na użycie francuskiej lilii w herbie. Podpisany przez Karola V a przekazany Piero dei Medici. Z olbrzymią pozłacaną pieczęcią.
http://www.unannoadarte.it/unavoltanellavita/galleria.html |
Księga chrztów, to niby zwykły rejestr, mocno monotonny, lecz od razu inaczej wygląda, gdy przy jednym nazwisku ktoś dorysował koronę,a ochrzczonym był jeden z Medyceuszy.
http://it.notizie.yahoo.com/ |
http://www.unannoadarte.it/unavoltanellavita/galleria.html |
A w innej księdze wypatrzono nazwisko twórcy katedralnej kopuły. Tylko nie do końca rozumiem, na jakiej zasadzie obok siebie znalazły się (ponoć) nazwiska Filippo Brunelleschiego i Donatella, wszak daty ich narodzin dzieli 9 lat. Brunelleschiego wypatrzyłam wśród trudnych do rozszyfrowania liter, ale Donatella nie za bardzo.
Zaskoczył mnie list Savonaroli do Fra Angelo Maruffi. Zaskoczył charakterem pisma. Spodziewałabym się mniej okiełznanego kroju.
http://www.artribune.com/2014/01/ |
Oczywiście, wzroku oderwać nie mogłam od autografów Michała Anioła. Są to trzy kartki.
http://it.notizie.yahoo.com/ |
A trzecia kartka to zupełny rarytas, mogący być podstawą do wielu jeszcze badań i poszukiwań. Otóż są to rozrysowane trzy bloki marmuru, z dokładnymi wymiarami - zamówienie złożone w celu wykonania krucyfiksu.
http://www.artribune.com/2014/01/ |
A co powiecie na szkic Rafaella a tuż pod nim w witrynie położony komiks z Myszką Miki z 1932?
http://www.artribune.com/2014/01/ |
http://www.artribune.com/2014/01/ |
Wyciągnął w światło reflektorów pergaminową księgę z okrągłymi dziurami. Bez wyjaśnienia nie mogłam zrozumieć na, co patrzę. A to jest banalnie proste - pergamin, robiony ze skór, był drogocennym materiałem, nie mogły się zmarnować nawet kawałki, przez które przechodziły nogi zwierzęcia.
http://it.notizie.yahoo.com/ |
Z wielką uwagą pochylałam się nad wszelkimi manuskryptami ozdobionymi malarstwem miniaturowym. Ta pasja u mnie jest w zalążku, ale nie odpuszczę, chcę się w tym kierunku rozwijać, więc bacznie oglądam detale, staram się rozpoznać środki, jakich używał miniaturzysta.
http://it.notizie.yahoo.com/ |
http://www.unannoadarte.it/unavoltanellavita/galleria.html |
Na wystawie można zobaczyć niezwykłą fotografię. Jej historia opowiada o swoistym umiłowaniu sztuki i patriotyzmie. Pracujący w Luwrze włoski robotnik dokonał śmiałej kradzieży Mona Lizy. W 1911 roku ukrył się na noc w muzeum i wyniósł wyjęty z ram obraz. Udało mu się zmylić policję, która przyjęła jego wersję alibi. Przez dwa lata ukrywał obraz w swoim paryskim mieszkaniu, po czym wrócił do Florencji. Skontaktował się z właścicielem pewnej galerii, której chciał odpłatnie przekazać obraz, tłumaczył to chęcią zatrzymania dzieła w kraju jego powstania. Właściciel poprosił o potwierdzenie atrybucji dyrektora Uffizi i razem z nim przejął obraz, zawiadamiając o tym policję.
Złodziej (Vincenzo Peruggia) tłumaczył się tym, że chciał zwrócić zagrabioną przez Napoleona spuściznę Florencji, nie wiedział, że sam malarz podarował Giocondę królowi Franciszkowi I.
Zanim obraz wrócił do Paryża, został wystawiony między innymi w Uffizi:
http://www.artribune.com/2014/01/ |
http://www.unannoadarte.it/unavoltanellavita/galleria.html |
Nie umiem skończyć tego wpisu, już mi się wydaje, że co bardziej atrakcyjne dokumenty opisałam, a przypomina mi się jeszcze wiele, wiele innych, każdy z bogatą historią, głównie świadczącą o niezwykłej spuściźnie jaka zachowała się we Florencji.
Na koniec zaprowadzę Was do sali, w której łzy stanęły mi w oczach, naprawdę!
Tego chyba też chciał Marco Ferri. No może nie chciał doprowadzić konkretnie mnie do łez, ale jako dziennikarz postawił kropkę nad "i" poprzez uświadomienie zwiedzającym, czym może być utrata dokumentów.
Osobna mała sala zawiera jedną witrynę, a w niej cztery zniszczone eksponaty - dwa błotem naniesionym przez powódź z 1966 roku (z lewej strony), dwa - wybuchem bomby nieopodal Uffizi, przy Accademia dei Georgofili. Tutaj nie trzeba wielu słów. Pozostawiam i Was z tym widokiem, ciesząc się równocześnie, że mimo takich nieszczęść udało się zachować do naszych czasów wspaniałe świadectwa historii.
Czas było wyjść z Palazzo Pitii, wszędzie już pogaszono światła, za nami zamknięto olbrzymie drzwi. Muszę wrócić przed zakończeniem wystawy, by ją w swoim tempie obejrzeć i zakupić katalog.
No to ja Cię bardzo proszę - wróć między 16 a 22 marca :P
OdpowiedzUsuńNo to ja Cię bardzo proszę, załatw godziny otwarcia Palazzo Pitti po zakończeniu Twoich zajęć :)
OdpowiedzUsuńNiesamowici świadkowie przeszłości, to odręczne pismo jest niesamowite. Oglądając zdjęcia czuje emocje, a co dopiero gdy widziałaś oryginały. A nasze czasy? elektroniczne nośniki, pismo, są raczej bezduszne, bez osobistego charakteru..
OdpowiedzUsuńOdręczne notatki, rękopisy to niesamowite być tak blisko tamtych czasów i ludzi..
Chyba właśnie ta delikatność tworzywa, na którym zachował się ślad wielkich sprzed wieków jest niezwykle poruszająca.
UsuńI am regular visitor, how are yoᥙ еverybody? Τhіѕ article posted at tһis web sife іs actuaⅼly pleasant.
OdpowiedzUsuńRemarkable! Its in faϲt awesome article, І һave got
OdpowiedzUsuńmuch cⅼear idea аbout frlm hiѕ post.