Mimo tego, że nie istnieje jednoznaczna odpowiedź na takie pytanie, niniejszy wpis przybliży trochę pojęcie o turystyce tą porą roku.
Niedziela - dzień przyjazdu - przyniosła słoneczną odmianę. Pospacerowaliśmy popołudniem po Pistoi, lecz niewiele wnętrz mogliśmy pokazać Romkowi, gdyż była to właśnie niedziela. Kościoły, i owszem, były otwarte, ale albo trwały w nich nabożeństwa, albo miały się zacząć.
Zjedliśmy kolację w La BotteGaia. I jeszcze trochę pokrążyliśmy po Pistoi.
Następnego dnia wrócił deszcz.
Sześć dni to niewiele, więc pogoda nie mogła być przeszkodą, wybrałam na ten dzień Pistoię. Blisko domu, łatwo wrócić, gdy się już przemoknie do cna.
Po długich porannych rozmowach, zostało nam jedynie popołudnie.
Ruszyliśmy jeszcze w trakcie sjesty, miasto zdawało się wyludnione. W otwartych kościołach byliśmy jedynymi wizytującymi.
Mieliśmy niepowtarzalną okazję zobaczyć puste dziedzińce Palazzo Tribunale i Comunale. Marzenie turysty!
Jedynie robienie zdjęć z parasolem w jednej ręce, przy niewielkiej ilości światła, było nie lada wyzwaniem.
Na ulicę powoli wychodzili ludzie. Jest coś niezwykle przykuwającego wzrok w człowieku idącym z parasolem - lekkie pochylenie, wyizolowanie, mały zamknięty czaszą świat. A jeszcze niech pojawi się osoba z błękitną kopułą i przejdzie akurat na tle biało-zielonych pasów Kościoła św. Jana za Murami, wszystko staje się nierealne, żywe obrazy, bardzo refleksyjne.
Gdy już byliśmy mocno zgęziali, rozgrzaliśmy się kawą i rogalikiem, na szczęście bary są ostatnią instytucją, którą można by zamknąć. O tym przekonaliśmy się jeszcze nie raz tego tygodnia.
Na następny dzień wybraliśmy trasę na południe od Pistoi. Zapowiedzi meteorologiczne kazały zabrać parasol, ale też nie pozostawiły nas bez widoków na odrobinę słońca.
I taką nadzieją przywitał wszystkich wtorek, no bo jakże inaczej odczytać pełną tęczę nad Giaccherino?
Przejechawszy San Baronto, w oddali zobaczyliśmy rozlane Arno, to i inne skutki ostatnich opadów napotykaliśmy wiele razy tego tygodnia.
Głównie były to obsuwiska, oraz "nadgryzione" drogi.
Na szczęście, nic nie stanęło na przeszkodzie w realizacji planów.
Zaczęliśmy od Muzeum Leonarda w Vinci. I znowu powtarza się sytuacja - jesteśmy jedynymi turystami. Akurat wyszła grupa francuskiej młodzieży, zostawiając przestrzenie zapełnione jedynie maszynami toskańskiego geniusza.
Rzut oka na okolice i ruszamy dalej, na południe.
Źle wymierzyłam czas i nie udało nam się zwiedzić kolegiaty z muzeum w pobliskim Empoli. Chcieliśmy koniecznie zobaczyć dwa wybrane obiekty, przyjechaliśmy dokładnie o 12.00 - w godzinę zamknięcia. Trudno!
Następnym na mapie naszej podróży było Certaldo Alto z planami zjedzenia w nim posiłku.
Ba!
Bar "Boccaccio" kusił rysunkowym cappuccino, ale nie ulegliśmy, najpierw posiłek.
Obeszliśmy całe miasteczko.
Zajrzeliśmy do kościoła.
Jeden z widoków wydał mi się obcym, aaa tak, zazwyczaj czerwone okiennice okala zieleń winobluszczu, zimą jej zabrakło.
Nic nie znaleźliśmy. Wszystko zamknięte, bądź zajęte przez robotników remontujących wnętrza.
Już niedaleko było do San Gimignano, ostatniego punktu na mapie wycieczki.
Bez szaleństw żywnościowych.
Znaleźliśmy punkt z pizzą na kawałki oraz jeden bar.
Nie szkodzi.
Nagrodą za skromny posiłek było opustoszałe miasteczko.
Z rzadka napotykaliśmy turystów.
Kilku Amerykanów, kilku Japończyków. Pustki.
Myśleliśmy o wspięciu się na wieżę, ale zmylił nas brak zwiedzających. Na szczęście zapytałam w punkcie informacji turystycznej o godziny otwarcia, okazało się, że wystarczyło przejść przez sąsiednie drzwi i zachwycić się dziedzińcem.
A po wspinaczce, w nagrodę, zostać widzem.
Wokół nas rozgrywał się zachód słońca.
A parasole?
Bardzo ciekawe plamy barwne, wyśmienite podpórki i odstraszacze deszczu :)
cdn.
Marzę o pustym San Gimignano. Wystarczy chęć i kalosze- cudo!!!
OdpowiedzUsuńTym razem udało się, że w kaloszach chodziłam jedynie po Pistoi :)
UsuńMam ochotę zaklnąć z zachwytu. Absolutnie cudowna pora tam teraz a za brak ludzi mogłabym nawet dodatkowe opłaty uiszczać . Czyżny już kwitły drzewa czy to tylko takie złudzenie ? No i winnice zielone ? Dlaczego tak?
OdpowiedzUsuńDrzewa faktycznie kwitną, a winnice zielone od trawy, krzewy gołe :)
UsuńPiękne zdjęcia, Toskania cudowna nawet w taką burą porę roku:) A Twój wpis dowodem na to, że żadna pogoda niestraszna na zwiedzanie;)
OdpowiedzUsuńTak, sama się nie spodziewałam. Dobrze, że zostałam zmotywowana :)
UsuńCudowna fotorelacja :-) wróbelki na dachu wzruszające :-) dziękuje
OdpowiedzUsuńPewnie niewyraźnie widać na zdjęciu, ale to szpaczki :)
UsuńPatrząc na te zdjęcia zaczynam wierzyć, że niektórzy rzeczywiście mają więcej niż jednego Anioła Stróża :)
OdpowiedzUsuńDorota
Zawsze twierdziłam, ja mam stado :)
UsuńPiękne zdjęcia. Takie zimy (i deszcz) można pokochać :-). Macham i ściskam cieplutko.
OdpowiedzUsuńJeśli pada w jednym dniu na tydzień, to da się wytrzymać, ale przedtem jednak było cienko, lało, padało, lało, padało.
UsuńOjejku, jakie zachwycające te zdjęcia z mgłą!
OdpowiedzUsuńMam nadzieję, że gość wyjechał syty wrażeń. Trzymałam kciuki za pogodę cały czas :)
Kinga
Tak, gość chciał zawracać autobus z trasy.
UsuńCudowne zdjęcia - te plamy słońca na zielonych (jednak!) wzgórzach. Ukochane San Gimignano i puste uliczki. Ech, pozazdrościć!
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
Ewa
Faktycznie, zieleń była oszałamiająca.
UsuńSiedzę sobie i buzia mi się uśmiecha... Te widoki, wprost słychać ciszę w miasteczkach, i tylko postukiwanie kroków i parasoli-podpórek. Uliczki, którymi chodziłam, placyki ( ten dziedziniec w S.Gimignano pokazuję zawsze- ale to zabrzmiało, jakbym bywała co roku! - towarzyszom podróży, były to już 3-4 razy). Dzięki Tobie, Małgosiu, mogę obejrzeć je w lutym - i aż nabieram ochoty! Czy było zimno? Przy kamerce w Greve pokazywali dziś temp.max 16 stopni. I widziałam ludzi siedzących w przykawiarnianym ogródku! Ucałowania z Gdańska i Kaszub - Annamaria
OdpowiedzUsuńW słońcu było bardzo przyjemnie, jednak cień jest jeszcze mocno wychłodzony, no i po zachodzie słońca robi się zimno, ale da się wytrzymać.
UsuńWszystko niesamowite, piękne ale te widoki fantastyczne. Zresztą już sam dziedziniec zapowiadał, że musiało tak być. Z niecierpliwością czekam na dalej...
OdpowiedzUsuńJakoś zapomniałam ten dziedziniec, byłam na wieży 8 lat temu.
UsuńGratuluję "zatrzymania w kadrze" piękna tego świata, a jest co podziwiać - i to wszystko dla nas ludzi. Zwróciłam szczególną uwagę na fresk przedstawiający Boga Ojca i Ducha św. podtrzymujących Jezusa, nie spotkałam się z takim przedstawieniem Trójcy św. Trzeba umieć patrzeć i widzieć.
OdpowiedzUsuńDziękuję za możliwość udziału w tym pięknie.
Marysia
Tutaj bardzo często spotyka się taką Trójcę św. Pisałam np. o tym w przypadku Masaccio w Santa Maria Novella. To wizerunek dopuszczony właśnie po zakazie przedstawiania trójgłowego Boga.
UsuńWłaśnie w San Gimignano byłam kiedyś długo i to w lecie! Oh, oh, pusto tam tylko było o piątej rano, kiedy biegałam na autobus do Florencji, żeby na czas zdążycz do galerii Uffizi. Ale mieszkałam przypadkowo w jednym z mieszkań należących kiedyś do malarza Manzi. Piekne to było. I widok 200°.
OdpowiedzUsuńLiebe Grüße
Angelika
Widzisz, mieszkając w Pistoi, nie jest mi dane mieszkać w San Gimignano, choćby kilka dni :)
UsuńZdjęcia i widoki piękne piękne piękne!!! Cudowne!
OdpowiedzUsuńDziękuję :)
UsuńPrzepiękne te obrazki,wow,cudownie wygląda Toskania w lutym,ale czy kiedykolwiek w sumie wygląda zle?Ale te puste ulice,bezcenne...Iwonka
OdpowiedzUsuńWspaniałe - zwłaszcza bezludne San Giminiano. Nie przypuszczałam, że zimowa Toskania może być taka piękna!
OdpowiedzUsuńZazwyczaj bywa mocno deszczowa, ale są tacy, którzy mają szczęście na przebłyski słońca :) Chociaż ten szary deszcz też jest piękny, nastrojowy.
Usuń