W krużganku zwanym wielkim 5 lat temu spotkałam się z freskami, które były na wyciągnięcie ręki i na wściubienie nosa. Ponieważ ciągle miejsc nowych dużo przede mną, odkładałam powrót do tego miejsca. Ale tęsknota i ciekawość obecnego spojrzenia po paru latach obcowania ze sztuką renesansową w końcu przeważyła szalę decyzji.
Jedziemy do Monte Oliveto Maggiore.Wtedy kierowała mną krótka wzmianka w przewodniku, dopiero po zwiedzaniu wypatrzyłam szczegółowe opracowanie w przyklasztornym sklepiku. Nie przewidywałam, że moim pierwszym obcym językiem stanie się włoski, kupiłam opracowanie po angielsku!
Teraz jeszcze ksero z czerwonego przewodnika Touring Club Italiano i niby przygotowana znowu stanęłam wobec oszałamiającego dzieła dwóch artystów - Signorellego i Sodomy. Napisałam "niby", bo nie wiem, kiedy będę mogła powiedzieć, że coś mnie nie zaskoczyło, że byłam w pełni świadoma tego, po co zajechałam w dane miejsce.
Ale w końcu dojdźmy do samego cyklu. W przeszklonym krużganku na ścianach widnieje seria fresków prezentujących historię św. Benedykta. Nie wiedzieć czemu Signorelli zaczął ich malowanie od późniejszych chronologicznie zdarzeń. Za to wiadomo, że ważniejsze zamówienie odciągnęło go od pracy w opactwie. Namalował jedynie 8 kwater. Resztę, poza jedną płaszczyzną (niżej napiszę dlaczego) namalował Sodoma. Cały czas zastanawiam się od których malunków zacząć, czy od sławniejszego Signorellego czy od początków historii? Decyzja jest o tyle trudna, że freski mistrza wcale nie wydały mi się lepiej namalowane. Podejrzewam, że ich położenie, wystawiające malunki na najsilniejsze słoneczne światło, spowodowało duże zmiany i nie widać takiego kunsztu, jak chociażby w orwietańskim "Sądzie Ostatecznym". Zdaję więc sobie sprawę, że po ukazaniu wspaniałości Sodomowych, Luca Signorelli wypada blado, wręcz dosłownie blado.
Nie mam sfotografowanych wszystkich kwater, czasami po prostu się nie dało. Co było potrzebne podpięłam pod wikipedię - zielone linki. Te dwa zdjęcia poniżej to rzadki widok tego dnia:
Historia zaczyna się tuż przy bocznym wyjściu z kościoła. Giovanni Antonio Bazzi przezwany Sodomą (z którego to przydomku ponoć był bardzo dumny) miał niezły charakterek. Malował wyraziście, w szalonym tempie i tak jak chciał, często w malunkach ukrywając komentarze do relacji z opatem.
Już w pierwszej kwaterze opowiadającej o wyjeździe Benedykta na nauki do Rzymu wspaniale pokazał scenę pożegnania z rodziną. A że córka uczepiona mamusinej sukni wcale nie jest tutaj bliźniaczą siostrą Scholastyką? Widocznie dramaturgia lepiej się zawiązała z małą dziewczynką, którą na dodatek podgryza pies.
Czy wieśniacy coś z tego zrozumieją? Mam pewne wątpliwości. Dwóch coś tam już plotkuje, a ten piękniś z psem w to chyba duchowością niezbyt zainteresowany.
Oto opisałam pierwszą ścianę krużganka. Ktoś ma jeszcze siły czytać? Bo ja już ledwie piszę. A przed nami następne wspaniałości. Jedna już teraz, chyba najbardziej rozbudowana scena. Sodoma był świadom, że kwatery kończące korytarz mogą być lepiej obejrzane. Widzi się je idąc z daleka, dlatego najwięcej pracy włożył właśnie w sceny umieszczone na narożnikach krużganka.
Tłumnie więc się zrobiło podczas przyjęcia dwóch młodzieńców Mauro i Placido. W grupie przedstawionych osób doszukano się portretów znanych artystów, między innymi Leonarda da Vinci, Michała Anioła a nawet Signorellego. Ten ostatni towarzyszący Benedyktowi z prawej strony ma delikatną aureolę, bo do znudzenia mówiono Sodomie o doskonałości mistrza.Z wodą związany jest też następny cud. Tutaj nawet nie byłą potrzebna obecność świętego. Wysłał Mauro, by ten uratował tonącego Placido. Mauro oponował, że też nie umie pływać, ale Benedykt powiedział "idź, zobaczysz sam, co się stanie". No i młody mnich przeszedł po wodzie ratując swojego współbrata.
Przed Benedyktem nic się nie ukryje. Pewien młodzieniec został wysłany do mnicha w celu dostarczenia dwóch butli wina. Podczas drogi ukrył jedno naczynie z zamiarem powrotu i przywłaszczenia sobie schowanej butli. Benedykt grzecznie podziękował za "fiasko" i ostrzegł chłopca, by nie pił z butli, którą znajdzie. Najpierw niech się upewni, co się w niej znajduje. Młodzieniec powróciwszy do schowka z przerażeniem w miejscu wina odkrył węża. Przerażenie podwójne, bo strach przed gadem i szkoda wina.Do grona miłośników Benedykta nie należał zapewne Fiorenzo. Podesłał świętemu zatruty chleb. Oczywiście wszystko zakończyło się szczęśliwie, kot wiedział, że nie należy jeść takiego chleba, ale na wszelki wypadek zatrute pieczywo wyniósł udomowiony kruk z zaleceniem porzucenia tam, gdzie nikt go nie będzie mógł spożyć.
I dochodzimy do ostatniej sceny namalowanej w narożniku, więc bogatej kompozycyjnie.
Treść znowu dotyczy wodzenia na pokuszenie. Z chlebem się nie udało, więc Fiorenzo podesłał kurtyzany. Na nic! Tutaj pojawia się wyjaśnienie, czemu jedną z kwater pomalował uczeń Sodomy. Otóż malarz nieźle sobie dworował z opata. Tamten z kolei w imię jak najszybszego dokończenia dzieła odpuszczał mu uszczypliwości. Tym razem artysta zaszalał zakrył fresk i kazał wszystkim braciom zgromadzić się na jego odkrycie. Jakiż raban się podniósł, gdy ich oczom ukazały się nagie kobiety. Obili Sodomę i uwięzili. Nie dali sobie nic wyjaśnić. Od ucznia dowiedzieli się, że to co widzą to tylko papier, który wystarczyło zdjąć, by odkryć autentyczny fresk. Trwało to jednak dwa miesiące, zanim młodzieńcowi udało się wyjaśnić mnichom sedno żartu.
Ja jeszcze z uśmiechem spoglądałam na tym fresku na psiaka oraz grajków w oknie:
Uczeń musiał więc samodzielnie namalować następny fresk, na którym widzimy jak Św. Benedykt wysyła Mauro i Placido na Sycylię.
Historia trwa dalej, ale tylko według Świętego Grzegorza, który spisał historię św.Benedykta. Następne sceny powstały jako pierwsze, no i są autorstwa Signorellego. Przebrzydły Fiorenzo zostaje ukarany. Zawala się jego dom a dwa diabły unoszą złoczyńcę, podczas gdy trzeci go bije w locie. Brrr!
I nagle robi się ciemno. Tło fresku uległo mocnemu zniszczeniu, ale nie figury. Przed nami opis sceny, którą Benedykt przedstawił wraz z detalami, by udowodnić mnichom, że po pierwsze skłamali mówiąc, że nigdzie nie jedli a po drugie że złamali zakaz spożywania posiłków poza klasztorem.
Słowo złamać nie trudno, zawsze czyhają jakieś pokusy. I tak oto pewien młodzieniec oferował się raz w roku pielgrzymować do Montecassino, ale po drodze ... W jednej ze scenek zawartej symultanicznie od postanowienia odwodzi go podróżnik. Jego strój ma symbolizować pokuszenie. A mnie przypomniał pewien rodzaj spodni, często używanych właśnie przez turystów, w razie czego część można odpiąć i już są krótkie spodenki. No ten na fresku poszedł na całość. Ze spodenek mu nic nie zostało, jeno gacie świecą.I wracamy do fresków Sodomy. Signorelli wyjechał, sądząc po datach wyruszył namalować najsłynniejszy chyba jego cykl fresków w katedrze w Orvieto. A my wracamy do wyrazistszego Giovanniego Antonio Bazzi. Znowu narożnik, więc scena bogato namalowana. Widzimy wizję św. Benedykta dotyczącą zburzenia Montecassino. Prawdopodobnie rzecz dotyczy najazdu Longobardów. Po wypłowiałych freskach Signorellego staję oszołomiona zaplątaniem i dynamiką kompozycji. Ilość postaci aż rozpiera ramy, w które je wciśnięto.
A zaraz obok cisza klasztoru, który w lęku o przyszłość zapomina o zaufaniu w opiekę Bożą. Nagle przed drzwiami znajduje się mnóstwo mąki, z której można wypiec chleb. Pieczywo i małe rybki widzimy na stole w refektarzu.Sceneria się zmienia, jesteśmy w kościele podczas Mszy św. za zmarłe dwie kobiety, złożone w świątynnym grobie, które za życia surowo napominał Benedykt. One niestety kontynuowały grzeszny tryb życia, po czym zmarły. Podczas nabożeństwa padają słowa wypowiedziane przez diakona: "jeśli ktoś jest ekskomunikowany, nich wyjdzie". Z grobu więc wychodzą te dwie kobiety. Równolegle z prawej strony sceny widzimy świętego, gdy daje pewnej kobiecie pieniądze, by ta je ofiarowała za spokój tych dwóch wyklętych kobiet. Scena iście filmowa, wieloplanowa, z tak wesołym i nieprzystającym do tematu fragmentem jak dwa putta bawiące się za plecami wiernych na pierwszym planie fresku.
Pozostajemy w sferze cudów. Pewien młody mnich wyruszył na poszukiwania swoich rodziców. Nie miał na to błogosławieństwa Benedykta. W drodze zmarł, a ziemia nie chciała przyjąć jego zwłok. Święty zalecił pewnemu księdzu umieszczenie na ciele zmarłego hostii i ten od razu znalazł się spokojnie w grobie.Nie każdemu było lekko w klasztorze. Pewien mnich nie wytrzymał zakonnej reguły i postanowił wrócić do świeckiego życia. Benedykt parę razy go przekonywał, by tego nie robił. Ten jednak postawił na swoim i za murami spotkał strasznego potwora. Wrócił czem prędzej do klasztoru, poczytując to za znak z Nieba.
Kończymy historię. Ostatni fresk. Wieśniak zostaje napadnięty przez Gota, który każe oddać mu pieniądze, aby ocalić życie. Biedak aby się ocalić mówi, że oddał wszystko Benedyktowi. Got zaciąga chłopa przed Benedykta, przerywa świętemu lekturę i krzycząc żąda oddania pieniędzy. Święty leniwie podnosi wzrok znad książki, patrzy się na Gota, na pojmanego i w tym momencie ręce żołnierzy opadają. Przestraszony wojak obiecuje poprawę.Uff! Ale się napisałam! Chciałam jednak bardzo to sobie poukładać w głowie. Może jeszcze kiedyś pojechać i już bez żadnych przewodników (pisanych, mówiących) patrzeć, patrzeć, patrzeć ...
Dziękuję p.Małgosiu,czułam się tak jakbym z Panią zwiedzała:)))
OdpowiedzUsuńwitaj Małgosiu wspaniała wycieczka, w ubiegłym roku byłam w tym klasztorze i udało mi się zrobić zdjęcie mnicha w pustych korytarzach na tle posadzki w kratkę,
OdpowiedzUsuńświetny efekt
Oj jak cudownie poczytac historie namalowanych freskow na scianach opactwa! Rozumiem, ze reka musiala bolec, ale tyle wiedzy tu miec za darmo i bez uciekania sie do slownikow, to cos niesamowitego.
OdpowiedzUsuńI ja dziekuje pieknie :)
Wiesz Małgoś niesamowita jesteś! Cudownie się z Tobą zwiedza :))
OdpowiedzUsuńAle uczta!Na raz nie dałam rady przeczytać przy Franiu, zrobiłam więc sobie zwiedzanko w odcinkach! Dzięki wielkie!
OdpowiedzUsuńNiebywałe! Naczytałam się i na pewno wrócę jeszcze :-) Lubie tak sobie wracać i dostrzegać coraz to nowe rzeczy...
OdpowiedzUsuńK
I znow jestem pod ogromnym wrazeniem Malgosiu... Teraz, po wizycie w klasztorze, zupelnie inaczej odbieram Twoj tekst. I masz racje - tez mam ochote tam wrocic i patrzec, patrzec, patrzec... :)
OdpowiedzUsuńMam nadzieje, ze nie bedziesz mi miala za zle, ale i ten link pozwolilam sobie 'polecic' u siebie, z gory dziekuje :)
http://www.beawkuchni.com/2011/10/toskanskie-wspomnienia-cz2.html
Pozdrawiam serdezcnie!
Przeczytałam z przyjemnością! Dziękuję.
OdpowiedzUsuńCieszy mnie każde podziękowanie :)
OdpowiedzUsuńPani Małgosiu, przeczytałam niedawno obie Pani książki i tym sposobem trafiłam na bloga, celem kontynuacji przeżywania Toskanii, widzianej Pani oczami. W Toskanii byłam, wiele opisywanych zabytków widziałam i choć jestem "z branży" (archeolog i pasjonatka sztuki średniowiecznej i renesansowej), to Pani opisy dosłownie mnie "powalają". No i w związku z tym pomysł nasunął mi się taki: marzę o przewodniku po sztuce Toskanii napisanym przez Panią. Może nie jestem odkrywcza, może ktoś już wyraził takie życzenie, ale czytam chronologicznie, więc jestem dopiero w 2009 r.:) i nie znam wszystkich komentarzy. Ten wpis jednak zrobił na mnie takie wrażenie, że zapragnęłam jeszcze więcej:) Cieplutko pozdrawiam, mimo spóźniającej się wiosny, i zabieram się do dalszego czytania:)
OdpowiedzUsuńDrogi Anonimie, jest mi niezmiernie miło przeczytać takie słowa, tym bardziej, że ja to niemal amator branżowo, historia sztuki była tylko jednym z przedmiotów na studiach. Toskania wywołała we mnie fascynację. Muszę przyznać się, że cały czas jestem bombardowana różnymi pomysłami na książki, ale po doświadczeniach tych dwóch pierwszych wiem, że zdecydowałabym się ponownie na taką przygodę pod kilkoma warunkami. Po pierwsze, musiałabym mieć bardzo dobrego redaktora. Po drugie wydawnictwo (którego ja bym nie szukała) podpisałoby ze mną atrakcyjną umowę. Po trzecie, nie jeździłabym na spotkania autorskie. Itd. itd. W głowie mam zamysł, jak taka książka miałaby wyglądać, bo ja nie jestem ani historykiem, ani historykiem sztuki, więc nie podjęłabym się napisania regularnego przewodnika po sztuce Toskanii. Musiałoby to być coś w stylu tego i innych artykułów.
UsuńPozdrawiam słonecznie i życzę dalszej miłej lektury.
Pani Małgosiu, ależ ja wcale nie mam na myśli tzw. profesjonalnego przewodnika, tylko dokładnie w takim stylu, w jakim Pani swoje zwiedzanie właśnie tu nam opisuje, takiego, który oddaje Pani obserwacje, Pani wrażenia, Pani indywidualne impresje. Właśnie ten wpis tak mnie natchnął, jest znakomity i uważam go za dobry zaczątek czegoś, co ja nazwałam "Zwiedzam Toskanię (i nie tylko, jak się okazało) z Małgosią":)
UsuńJa już jestem z czytaniem w 2010 r., po wycieczce do Rzymu... Ach, te wspomnienia..., a wśród nich św. Prakseda, dla mnie jedno z najpiękniejszych wnętrz świątynnych, porównywalnych jedynie z Rawenną.
W czasach, kiedy ja podróżowałam po Włoszech, nie było tylu kolorowych, pięknie wydanych przewodników, był za to bardzo solidny Roman Szałas, mój włoski guru:) A teraz udało mi się "załapać" na zwiedzanie z Małgosią:), co czynię z ogromną przyjemnością i za co bardzo dziękuję.
A z okazji 10-lecia bloga składam najserdeczniejsze gratulacje i wyrażam swój podziw, że wśród rozlicznych zajęć znajduje Pani również czas na jego prowadzenie, i to na tak wysokim poziomie.
Ad multos annos!
Serdecznie pozdrawiam - Barbara