czwartek, 10 czerwca 2010

SZYBKA POTRAWA

Takie jadło do przygotowania zawsze jest pożądane przez każdą gotującą osobę. Czasami nie chce się już wymyślać, nie ma się czasu, albo chęci. Albo po prostu ma się ochotę na ten konkretny smak. Za mną chodził od Rzymu. A że obecnie jestem sama, to i motywacje poprzednie mogę spokojnie dopasować do tej potrawy.
Chodzi o penne z ricottą i pomidorami.
Penne nie miałam, za to w lodówce czekały świeże trofi. Wyczytałam we włoskich przepisach, że do tego rodzaju sosu powinien być krótki makaron i trofi ten warunek spełniały. Poza tym świeży makaron o wiele bardziej mi smakuje i nawet gdybym miała suche penne (krótkie rurki) to użyłabym tego z lodówki. Nie, nie!
Ja go sama nie robiłam. Kupuje się taki. Ostatni makaron popełniony przeze mnie przypada na czasy dzieciństwa, a odkrycie takich makaronów w sklepie było dla mnie wiekopomnym.
No i teraz sos. Wariacji jest dużo.
Ja wzięłam pomidory bez skórki, z puszki, najlepsze byłyby świeże, na te jednak poczekam do lata. Za to miałam przepyszną ricottę zakupioną wczoraj w Pistoi (o czym wspominałam), przyznam, że sama poczułam różnicę między tą pistojską ricottą a konfekcją z marketu.
Na rozgrzaną oliwę wrzuciłam jeden drobno pokrojony plaster cebuli, po zeszkleniu się dodałam czosnku lekko go tylko złocąc i potem wrzuciłam pomidory (mała puszka) oraz świeże zioła (oregano, tymianek, szałwię i pietruszkę), posoliłam i dałam świeżo zmielonego pieprzu. Sos dusiłam około 10 minut i dodałam świeżej bazylii, jeszcze chwila na ogniu i zdjęłam z palnika. Dodałam ricotty (20 dag) i zjadłam aż mi się uszy trzęsły. Można to sypać parmezanem, ale mi smakowała delikatność sosu jaką spowodował biały ser. Najlepsze byłoby białe schłodzone wino (za oknem wszak niemal 30 stopni), ale dobre czerwone z piwniczki też było wcale, wcale.
Ładny to ten sos nie jest, coś za coś ...


Smacznego!

A tak dla ciekawości, przy okazji przyprawiania potraw:
W poniedziałek odwiozłam Krzysztofa na lotnisko, a że akurat była pora obiadowa, to postanowiliśmy iść zjeść coś na pięterku. Dawno tam nie zaglądaliśmy i okazało się, że pojawił się tam nowy lokal "Mastro bistecca" reklamujący się z kuchnią toskańską. Przyjemne miejsce, zasiedliśmy. I wszystko byłoby wyśmienite, gdyby nie jedno "ale", dla mnie wcale niemałe. Otóż potrawy nie były posolone. Rozumiem chleb toskański, a cała reszta? Słyszałam o takich zakusach na amerykańskie restauracje i wydawało mi się, że Włosi będą na takie dziwaczne pomysły odporni, a tu kucha!
Ależ ja rozumiem, że zdrowie, że jadają tam chorzy ludzie, ale ...
Potrawa posolona po ugotowaniu to nie to samo, a ja akurat z solą w organizmie problemów jeszcze nie mam. I z całym szacunkiem dla wszelkich  chorych osób, dla niepełnosprawnych, ale pomyślałam o dość okrutnym przykładzie, czy jeśli niewidomi nie widzą kolorów to należy je zlikwidować, by nie czuli się pokrzywdzeni przez los? Do czego nas zaprowadzi myślenie "poprawnościowe"? Czuję się wylana jak dziecko z kąpielą.
Chciałam jeszcze bardzo jasno zaznaczyć, że nie śmiałabym naigrawać się z osób w jakikolwiek sposób okaleczonych. Ale do TV jeszcze nie zatrudnia się osób jąkających i z wadami wymowy. Aktorzy też jakoś przechodzą niezłe sito, nim nimi zostaną. I wcale nikt nie poczytuje tego jako dyskryminację. Ja tam nie narzekam, że np. nie mogę być chirurgiem, zdawałam sobie z tego sprawę od dziecka, bo zawsze miałam lekko trzęsące się ręce i nie oczekiwałam, by ktoś dla mnie stworzył taki skalpel, którym nie wykonywałabym drobnych zygzaczków. Domyślacie się, jak wielu innych dziedzin życia może dotyczyć takie myślenie, jak ta drobna sprawa braku soli. Ja miałam nadzieję, że kucharz zakochany i zamiast przesalać, nie dosala, ale kelnerka wytłumaczyła mi, że to ze względu na osoby, które nie mogą jeść solonych potraw. Buu! A ja mogę i lubię, i chyba jestem w większości? A może znowu jestem  w mylnym błędzie? Gdzieś coś przeoczyłam?
Oczywiście to nie popsuje mi dobrego humoru, to tylko takie dywagacje nad solniczką :)

10 komentarzy:

  1. Ten sosik z makaronem wygląda przepysznie!:) Mniam:) Zjadłabym Małgosiu:)

    Co do tej restauracji i panujących zwyczajów odnośnie solenia.. zgadzam się z Toba Małgosiu.
    Mieliśmy podobna przygodę na Helu.. z rybą. Poszliśmy zjeść rybkę, pani kelnerka podała nam nieposoloną twierdząc, ze niektórzy klienci sobie nie zyczą, więc oni nie solą, a podają sól do ryby...
    Wyobrażasz sobie rybę bez soli? Posolenie jej po pieczeniu to już nie to samo niestety :(

    A za chlebem toskańskim to ja tęsknię:))

    Buźka Małgosiu:**

    OdpowiedzUsuń
  2. Sosik ładniutki :) i pyszny na pewno też...az ślinotoku dostałam :)
    A co do soli - jesteś Małgosiu w zdecydowanej większości. To naprawde dyskryminacja, bo niby dosolić zawsze można, ale smak przecież już nie ten, prawda ?
    Pozdrwowienia! U nas też gorąco duszno i parno. Zrobiły sie jakieś tropiki, bo mgła nad morzem unosiła się od rana i nie było gp wcale widac.

    OdpowiedzUsuń
  3. A ja robię rybę na parze bez soli i pyszna jest, daję zioła rozmaite i cytrynę, ale tak całkiem bez soli nie żyję, trochę solę jednak, bo też lubię, pozdrawiam serdecznie.

    OdpowiedzUsuń
  4. Twoje pyszne danie zapisuje i przy najblizszej okazji zrobie!
    Co do niesolonych potraw, hmmm jak zwykle ktos z czyms przesadzil. Moj wykladowca z psychologii kiedys na studiach mawial kolokwialnie, ze w zyciu nie mozna przeginac pały!
    I mial racje..
    Pozdrawiam serdecznie z samego srodka piekielnych upalow!

    OdpowiedzUsuń
  5. Tak sobie czytam i oglądam, a tu pora obiadowa się zbliża, oj zarzuciłoby się małe co nieco, posolone oczywiście :)))

    OdpowiedzUsuń
  6. Jak smakowicie wygląda ten makaronik!
    Zjadłoby się - oczywiście odpowiednio przyprawione. Z solą nie przesadzam ale odpowiednia ilość tylko podnosi smak potrawy ,nikomu nie szkodząc . Nie na darmo przecież w dawnych czasach sól ceniono na wagę złota...
    Gdynianka :)))

    OdpowiedzUsuń
  7. A ja myślę, że Pani przesadza w sprawie tej restauracji. Jeśli dobrze zrozumiałam, jest ona dedykowana osobom niemogącym jeść solonych potraw - moim zdaniem, to świetnie, że takie miejsca powstają, a "sololubni" wcale nie muszą ich odwiedzać, wszak mają ogromny wybór. Analogicznie - nie lubię chińskiej kuchni, więc nie odwiedzam chińskich restauracji. Wyobrażam sobie, że gdybym ja miała tego typu problemy zdrowotne i nie mogła korzystać z przyjemności jedzenia w restauracjach, to byłoby mi bardzo przykro.
    Pozdrawiam
    Asia

    OdpowiedzUsuń
  8. Makaron wrzuca sie na patelnie z sosem, posypuje ewentualnie serem i potem naklada na talerze. Podstawowa zasada kuchni wloskiej. "Kupa" sosu na makaronie to blad.

    OdpowiedzUsuń
  9. akurat siedzę nad następnym wpisem, więc szybko odpowiem tutaj, co nie jest w moim zwyczaju:
    ależ mnie się taka "kupa" ładniej widzi fotograficznie :)
    a tak poza tym to prośba anonimie o podpisywanie się :)

    OdpowiedzUsuń
  10. W karcie dań albo na szyldzie restauracji powinna być informacja, że potrawy są, niesolone i przeznaczone dla osób stosujących dietę "bezsolną". Wtedy nikt z solących nie poczułby się nabrany.

    OdpowiedzUsuń