poniedziałek, 14 listopada 2011

LATO

Wcale mi się w głowie nie pomieszało. Niby tydzień temu pisałam o ostatnich promieniach jesieni, ale okazało się, że właśnie mamy lato.
Lato Św.Marcina.
Niedawno dowiedziałam się, że tak tutaj określa się ocieplenie po wstępnym jesiennym ochłodzeniu. Poszperałam, skąd taka nazwa. Otóż ma ona związek ze świętym, który, jak zapewne Wam wiadomo, podzielił się swoim płaszczem z biednym człowiekiem. Ludność chciała widzieć więc listopadowe ocieplenie jako reakcję Boga - dar słońca, by święty nie zmarzł. To trochę taki odpowiednik Babiego Lata w Polsce. Noce już chłodne, ale dni piękne ciepłem i słońcem.
A skoro św. Marcin, to nie mogłam zareagować na znaleziony na blogu "Moje wypieki" przepis na rogale marcińskie. Pamiętajcie, prawie połowę swojego życia mieszkałam w Poznaniu, lub jego okolicach, wiem więc za jakim smakiem tęsknię 11 listopada.  Wiedziałam, że od razu muszę odpuścić biały mak, bo nie zmielę. Pozostała gotowa masa makowa. A marcepan? Naiwnie byłam przekonana, że skoro w sklepie są towary z innych regionów Włoch, to z marcepanem problemu nie będzie. I się pomyliłam. Na szczęście okazało się, że marcepan wcale nie jest taki trudny do samodzielnego wyrobu. Na wielu polskich stronach krążą przepisy. Wydawało się to proste: zmielić migdały, dodać cukru pudru, jajko itd. Ale mój robot rzęził i nie chciał zamienić drobinek w lepką tłustą masę. Doczytałam, że na południu Italii dodawano wodę pomarańczową i raczej nie chodzi o napój gazowany, tylko destylowany. Pod ręką miałam rosolio mandarynkowe i dolałam jego odrobinę. Marcepan palce lizać!
Potem wystarczyło zaplanować popołudnie tak, by mniej więcej co pół godziny powałkować ciasto, a następnego dnia ... miałam mały Poznań w San Pantaleo.
Przyznam, że rogale wyszły tak pyszne, iż żal było się nimi nie podzielić. W piątek wieczorem jako "kulturalno oświatowa" wymyśliłam babskie spotkanie w kinie, przy okazji tylko w polskim gronie, jeno film angielski "Johny English". Niestety film okazał się nie za bardzo śmieszny, ale nie popsuło to nam przyjemności spotkania.

13 komentarzy:

  1. O,ja też robilam rogale marcińskie :) Pierwszy raz :) Wyszly super, przepyszne po prostu,
    Małgosiu, Twoje wyglądają wspaniale!

    Pozdrawiam Cię:)

    OdpowiedzUsuń
  2. Patriotka ! Gratuluję !
    Wyglądają bajecznie!

    OdpowiedzUsuń
  3. Alez piekne te Twoje rogale! Podziwiam, mnie bowiem trudno jest sie zmobilizowac do takiego walkowania co pol godziny :) Ale wiem, ze jak sie za czyms bardzo teskni, to wszystko sie zrobi ;)

    Pozdrawiam serdecznie!

    OdpowiedzUsuń
  4. A ja, chcac uczcic polskie Swieto Niepodleglosci w gronie Anglikow, zdecydowalam sie na bialo-czerwony deser: byla to panna cotta z wisniami :-) Co z tego, gdy pod koniec dnia musialam sie wstydzic za to co moi rodacy zgotowali aby nasze Swieto uczcic :-(
    Gratuluje rogali (dla mnie to zbyt trudne choc wielce kuszace wyzwanie)
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  5. Witam,
    ciesze sie , ze do ciebie trafilam przegladajac inne wloskie wpisy. Juz jestes dla nie wspaniala inspiracja. ja niedawno zaczelam mieszkac we Francji, wczesniej tu czesto przyjezdzalam i tak sobie szukalam zajecia, nie w sensie pracy zarobkowej, tylko jak tu znalezc sie w nowym zyciu dla mnie. I u ciebie widze duzo pomyslow na to. A wkrotce przejrze twoja bogatą literature, bo dzisiaj juz pozno. Pozdrawiam i do zobaczenia.

    OdpowiedzUsuń
  6. Interesujacy blog,Wlochy widziane i doswiadczane przez kobiete z Polski. Nigdy nie bylam we Wloszech wiec wdzieczna jestem za wszystko czym sie z nami dzielisz.Pozdrawiam serdecznie.

    OdpowiedzUsuń
  7. Piękne rogale. My mieszkamy w Poznaniu i gorąco pozdrawiamy ;)

    OdpowiedzUsuń
  8. Nie wiedziałem, że Małgosia to poznańska pyra :)

    Jedyny słuszny przepis na rogale świętomarcińskie jest tutaj:
    http://www.poznan.pl/mim/public/swmarcin/pages.html?id=221&ch=8987&p=8992&instance=1017&lhs=swmarcin
    (na następnej stronie jest już taki trochę dowolny).
    Dodam tylko, że orzechy muszą być włoskie.

    Wszelkie wariacje na użytek domowy są dopuszczalne, ale na ulicy taki zmodyfikowany rogal może być aresztowany :)


    T.B.

    OdpowiedzUsuń
  9. Ja też jestem poznańska pyra! Tyle że mieszkam w Gdańsku. W najbliższej cukierni co roku pieką świętomarcińskie rogale, całkiem dobre. Ale te Małgosine wyglądają przepysznie! Pozdrawiam i ślinka mi cieknie... Annamaria

    OdpowiedzUsuń
  10. A ja byłam w ten weekend w Poznaniu! I wreszcie miałam okazję spróbowania rogali. Pycha!
    Kinga

    OdpowiedzUsuń
  11. Mialam okazje sprobowania rogali Malgosi. Super pycha, palce lizac! Na glowe przypadly az po dwa, z czego wszystkie sie cieszylysmy. Niesamowity smak no i grono kolezanek oczywiscie! Podziwiam Malgosiu za tak pracochlonny przepis, gratulacje, byly rewelacyjne!!

    OdpowiedzUsuń
  12. Witaj, z przyjemnością będę czytać Twój blog, cieszę się, że na niego natrafiłam. Tyle tu spokoju i piękna, przeżywam teraz ciężkie chwile, więc tym bardziej potrzebuję takiej atmosfery. Pozdrawiam najserdeczniej mag

    OdpowiedzUsuń
  13. Ano jestem naturalizowaną pyrą, bo miejscem urodzenia są ziemie niepotrzebnie odzyskane:) W podanym jedynym słusznym przepisie ciasto jest zwyczajne, drożdżowe, a w tym francuskie, puszyste, lekkie, niebywałe. W następne dni wystarczy na chwilę wrzucić do mikrofali i cieszyć się rogalem niczym prosto z pieca:)

    OdpowiedzUsuń