wtorek, 5 czerwca 2012

NIE WSZYSTKO ŚREDNIOWIECZE, CO SIĘ ŚWIECI

Średniowiecze - słowo, które nieodmiennie przyciąga moją uwagę.
Przeglądając stronę z wydarzeniami w Toskanii od razu zatrzymuję się na imprezie pt. Festa Medievale w Malmantile. Nie dość, że średniowieczna, to jeszcze w miejscu, którego dotąd nie widziałam. Na zdjęciach wyglądało apetycznie. Po dobrym obiedzie (tym z poprzedniego wpisu) od razu wyruszyliśmy na wycieczkę. Impreza miała zacząć się późniejszym popołudniem, ale zamarzyło mi się rysowanie.
Dotarliśmy, nawet udało nam się znaleźć wolne miejsce na parkingu.
Po drodze zostałam "potraktowana" przez jakiegoś ptaszora - rzec by można, na szczęście. Jakże złudne przekonanie!
Było dość upalnie, a my mieliśmy do pokonania lekkie wzniesienie. Może nie strasznie wysokie, ale dotarcie na szczyt powinno być jakoś nagrodzone, nieprawdaż? Tak nie było.
Malmantile to dość współczesne miasteczko, poniekąd poprzerastane pozostałościami zamku. Mina mi zrzedła, nigdzie ciekawego obiektu do rysowania. Rozczarowanie pogłębiały szykowane właśnie na imprezę stragany z tak totalnym badziewiem, że postanowiliśmy wycofać się z pomysłu.
Nie zostaliśmy na samej feście, może i była ciekawa, choć trochę się już człowiek napatrzył i widzi, że czasami to głównie święto kiczu, a na to się zapowiadało.
Oto najładniejsze, co udało mi się uwiecznić.
Zajrzeliśmy tylko przez dziury w bramie, by zobaczyć mocno zachęcającą willę medycejską na końcu alei. Widać, że zadbana, zamieszkana. Ech!
No to co teraz?
Gdzie jedziemy?
Hmm, niedaleko jest Montelupo Fiorentino.
Zajrzeliśmy, ale też bez większego zachwytu. No bo nie byłam przygotowana, nie pomyślałam, że trzeba będzie dalej myszkować po terenie. Już teraz wiem, czego nie zobaczyliśmy. Odkładam to na przyszłość.
Oj! Wróć. Wcale nie tak, że wyjechaliśmy bez odrobiny piękna pod powiekami.
Chociaż jedną taką doniczusię czule bym przygarnęła. Tylko jak ją zabrać do auta?
To giganty reprezentujące miasto będące ważnym ośrodkiem produkcji ceramiki. Nawet miałam ochotę nabyć sobie łyżkę do odkładania sztućców, bo poprzednia zakończyła żywot upadkiem., no ale niedziela i sjesta stanęły na drodze i ustąpić nie chciały.
Oczywiście rzadkością jest, by nic nie przykuło mojej uwagi.
Piękna ceramiczna kapliczka.
Najbardziej zadbany posterunek carabinieri, jaki dotąd spotkałam.
Popiersie Baccio z Montelupo (XV wiecznego rzeźbiarza).
Albo scenka obyczajowa z dzieciakami hałasującymi pod statuą kobiety kładącej palec na ustach.
Coś mnie ten upał rozłożył, nie chciałam ryzykować jazdy w nieznane, bo bardzo chciało mi się rysować.
Wpadłam na pomysł, żeby pojechać jeszcze trochę dalej, do Empoli. Byłam tam 7 lat temu  - 15 sierpnia. Zapamiętałam pustkę miasta, pozamykane sklepy i małe muzeum przy kolegiacie ze skarbami godnymi każdego wzroku. Dzięki tamtej wizycie wiedziałam nawet dokładnie, co się stanie obiektem uwiecznionym na papierze.
Chodzi mi o kolegiatę św. Andrzeja.
Mimo, że na żywo widziałam ją ten jeden raz w życiu, często na nią trafiam, gdy przeglądam materiały o architekturze toskańskiej, o jej pewnym bardzo charakterystycznym szczególe.
Chodzi o tzw. inkrustację toskańską, stosowaną na fasadach, tworzoną podobną metodą jak drewniane intarsje. O jednej już na blogu wspominałam - o zielono białych pasach kojarzonych ze stylem pizańskim. Jest jeszcze drugi styl zwany florenckim. Najbardziej znane przykłady takiej inkrustacji znajdziemy oczywiście w samej Florencji - to kościół San Miniato al Monte oraz Baptysterium. I tu zobaczymy zielony oraz biały marmur, ale ułożony w geometryczne wzory. Zobaczymy go nie tylko w stolicy Toskanii, styl rozprzestrzenił się po okolicy i jego, chyba najpełniejsza, realizacja w terenie zachowała się właśnie w Empoli, w romańskiej fasadzie. Czy też odczuwacie harmonię i spokój patrząc na nią?
Ciekawe, co kryje wnętrze?
Zadbany kościół.
W środku świątynia nie jest tak stara jak słynna elewacja, ale dla samego krucyfiksu z XIV wieku (w bocznym ołtarzu) będę tam wracać.
Ta mina Chrystusa! Mniej w niej cierpienia, a chyba więcej napięcia na pograniczu złości. No i rozkosznie nieprawdziwe proporcje ciała. Dałabym się pokroić za taki obiekt w domu. Chociaż... trudno mi się zdecydować, bo nad obrazem z głównego ołtarza wisi następny krzyż.. Tym razem niepomalowany, ale z zupełnie odmiennym wyrazem twarzy Ukrzyżowanego.
A pod nim cudny tryptyk Lorenzo Bicciego.
Zawsze też mnie poruszają figury Matek Bożych Bolesnych. Nie trzeba miecza, by odczuć ból przeszywający duszę tej udręczonej kobiety.
A tuż przy wyjściu niezwykle ciekawy fresk ze Zbawicielem, autorstwa Bitticiniego, malarza żyjącego na przełomie XV i XVI wieku. W Toskanii często spotykam drewniane krzyże z doczepionymi do nich symbolami Męki Pańskiej, ale takie przeglądu jeszcze nie widziałam. Istna inwentaryzacja.
Wychodzimy. Jeszcze rzut oka na zamalowany sufit i ręce w ruch.
Niekorzystnie dla widoku placu, ale korzystnie dla moich celów, stała rozstawiona na nim widownia przygotowana na jakiś koncert. Był i cień i odpowiedni kąt, oparcie dla pleców, no i podusia zabrana z domu. Pełnia szczęścia!
Po pewnym czasie podeszli do mnie dwaj chińscy chłopcy i zaciekawieniem komentowali, co narysowałam. To zaciekawienie i podziw najpierw wyczytaliśmy z ich min, bo rozmawiali po chińsku. Potem Krzysztof do nich zagadał po włosku. Chłopcy płynnie przeszli na bardziej dla mnie zrozumiały język. Powiedzieli, że mają na imię Francesco i Andrea. Hi, hi. To pewnie na potrzeby szkoły. Krzysztof bardzo lubi ciągnąc ludzi za języki, chłopcom też nie odpuścił. A kiedy wakacje? Jaki sport najbardziej lubią? Itp. Zapytałam, czy chodzą do też jakiejś chińskiej szkoły. Francesco powiedział, że jest w Empoli możliwość chodzenia na kurs językowy, ale mamy nie stać na 100 euro. Szkoda. Muszą skromnie żyć. A może nie cenią sobie aż tak swoich korzeni? Wolałam nie drążyć tematu.
Plac w Empoli jest godzien zajrzenia do tego miasta. Bardzo miłe miejsce, z podcieniami, piękną fontanną.
Nawet bez rysowania, mogłabym na nim siedzieć godzinami i obserwować ludzi, coraz bardziej tłumnie wylegających na paseggiatę. Chodzący bukiet, pana gnającego na wózku inwalidzkim, czy restauratora szykującego rozstawiającego stoliki na wieczorną kolację.
Dodajcie do tego głęboki dźwięk dzwonów. Nie mogliśmy tylko rozgryźć, czy prawdziwe one, czy nagrane. Jak myślicie?



Szkic w miarę dokończony.
Krzysztof poszedł do auta. A ja jeszcze parę zdjęć chciałam zrobić i... się zgubiłam. Skręciłam nie w tę uliczkę i mocno się zdziwiłam brakiem parkingu. Dzięki temu zobaczyłam bardzo włoski obrazek:
Nieprawdaż?

12 komentarzy:

  1. Gosiu-mam pytanie , które nurtuje mnie od dawna a znów wróciło po zobaczeniu Twoich zdjęć.Jak należy interpretować kropki na ciele Jezusa w tych średniowiecznych krucyfiksach? Wygląda jakby miał ospę -ale pewno to maja być małe rany po biczowaniu.No właśnie.jak?

    OdpowiedzUsuń
  2. Tak, to ślady po biczowaniu oraz kapiącej z głowy krwi.

    OdpowiedzUsuń
  3. Empoli:) Zerknęłam na zdjęcia i nie od razu poznałam to miejsce. Wiedziałam że tam byłam! Musiałam przeczytać co napisałaś. Nie zachwyciło mnie Empoli, takie płaskie... i puste. A kolegiatę akurat filmowano dla jakiś potrzeb więc za bardzo się w niej nie rozgościłam ale wydała mi się strasznie SMUTNA:(
    Tęsknie straszliwie za Toskanią! Może być nawet Empoli:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mnie też za pierwszym razem nie zachwyciło. Płaskie faktycznie ono. Czasami warto więc wrócić, zachęcam, także do Empoli, jako i całej Toskanii. Ona też tęskni za Tobą :)

      Usuń
  4. Małgosiu, nie widziałam tej fiesty,
    ale przykro mi czytać, że tak zniechęciłaś do niej. Pocieszam się tylko, że nikt z mieszkańców nie przeczyta i nie bedzie mu przykro.
    Ale pewnie nie wiedziałaś,że ta fiesta to pomysł młodzieży z tego malutkiego borgo i ma bardzo szlachetny cel, cały dochód przeznaczony jest na cel charytatywny, może więc i pojawiło się coś bylejakiego na straganach, aby każdy mógł kupić coś bardzo taniego, aby wesprzeć szlachetna akcję.
    Zazdroszczę pogody w Empoli, ja zawsze w Empoli byłam gdy padało lub lało.... ale Piazza zawsze jest ładna, piękny szkic!
    Pozdrawiam serdecznie,
    Małgorzata Kistryn

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Małgosiu, cel imprezy nie wyklucza jej poziomu. Nie neguję dobroczynności, wręcz odwrotnie, ale to absolutnie nie zmienia faktu, że na straganach królowała bylejakość. U nas w ramach odpustu jest robiona loteria na cele dobroczynne i też dominuje na niej kicz. Inaczej tego nie nazwę, choćby nie wiem, jak świetlany cel mieli organizatorzy.
      Za pochwałę szkicu dziękuję :)
      Pozdrawiam równie serdecznie.

      Usuń
  5. Dziękuję Pani Małgosiu, dziś poczułam się tak, jakbym tam była.
    Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Staram się, jak mogę, takie słowa mobilizują i pokazują, że moje pisanie ma sens. Dziękuję.

      Usuń
  6. A ja mam pytanie natury technicznej : W jakim programie tworzy pani stronę z kliku zdjęć? Znam Photoscape, ale ten nie do końca mnie zadowala. Proszę o odpowiedź jeśli to możliwe. Dodam tylko, że dość systematycznie czytam pani opowieści, a szczególnie jestem wdzięczna za "lekcje" z historii sztuki i wszystkie ciekawostki jej dotyczące.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To jest darmowa Picasa. Cieszę się, że historia sztuki w moim wykonaniu znajduje taki odbiór. To jest to, co mnie tu w Toskanii bardzo zachwyca. Ta łatwa dostępność do dzieł najwyższych lotów.

      Usuń
  7. Piękne zdjęcia, dzięki nim zawsze mogą pozostać wspomnienia :)

    OdpowiedzUsuń
  8. Kolejna wspaniala wyprawa, chlone kazdy Twoj opis, zamykam oczy i ... i po prostu tam jestem! Umiesz doskonale oddac klimat miejsc, o ktorych piszesz i ktore pokazujesz!
    Ta ceramika wloska mnie roztkliwia, bardzo zaluje, ze nic sobie nie przywiozlam.

    Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń