czwartek, 3 lipca 2014

POLSKIE ANIOŁY

I jeszcze jeden artykuł poniekąd związany z pobytem Taty, a raczej wylotem. Odwiozłam go na lotnisko, a tam przed halą ustawiono rzeźby, tym razem już bez drętwych, ochronnych taśm.
Morskie zwierzęta zostały zastąpione białymi postaciami, wyrzeźbionymi przez artystkę o pseudonimie Rabarama.
No właśnie, czy wyrzeźbione, czy zaprojektowane? Marmur, w którym je wykuto, pochodzi z kopalni cenionej bardzo przez Michała Anioła. Ale kuciem skały nie zajęła się rzeźbiarka, tylko specjaliści od obróbki kamienia i jakiś inny rzeźbiarz. Pewnie rzeźba w kamieniu mogłaby osłabić piękną artystkę, ale jakoś osłabił mi się jej, hmm, etos.
http://lagrottadeidesideri.files.wordpress.com/2010/08/rabarama-sul-palco-della-grotta-dei-desideri.jpg

Ale ja nie o tym, nie o tym ...

Nie wróciłam od razu do domu, wstąpiłam do centrum, na Plac Cudów.
Trochę to dziwnie brzmi, ale nie pojechałam tam dla Krzywej Wieży, Katedry, czy Baptysterium - te stanowiły tło dla niezwykłej wystawy, niezwykłej tym bardziej, że trafić ze swoimi rzeźbami przed lotnisko jest dużym sukcesem, ale znaleźć się na trawniku najbardziej znanym chyba w Italii? To może napawać nas dumą, gdyż autorem aniołów strzegących tymczasowo pizańskich zabytków jest Igor Mitoraj.
W internecie widziałam tylko zdjęcie z aniołem leżącym za katedrą, więc nie wiedziałam czego się spodziewać.
Ucieszyłam się, że są jeszcze dwa nad wejściem do Muzeum Synopii.

Całe jednak szczęście, że moja ciekawość i jako taka znajomość włoskiego pcha mnie w różne miejsca i każe dociekać, cóż może więcej oznaczać czarno biały plakat. Weszłam do niskiego budynku za katedrą i się rozglądam, wypatrzyłam dwie rzeźby Mitoraja w skrzyniach.  Zastanawiający sposób ekspozycji, ale czy ekspozycji?

Wzbudziłam od razu czujność strażnika. No to go pytam, co kryje się pod słowem "reżyseria" na plakacie, bo zazwyczaj mówi się o kuratorach wystaw. Odpowiedział, że na piętrze budynku, do którego weszłam jest wystawa Mitoraja. Należy tylko pójść do kasy biletowej. Jest o dwa wejścia dalej. Warto wiedzieć, że i tam można kupować bilety do wszystkich zabytków Placu Cudów.
Odwrócę teraz kolejność zwiedzania, gdyż moim zdaniem, lepiej zacząć od drugiego miejsca, w którym umieszczono rzeźby ze względ na ich wielkość. Pomieścić mogło je jedynie Muzeum Synopii, w którym są główne kasy biletowe.
Na parterze zaskakują olbrzymie twarze. Nie, żeby mnie zakoczyła ich wielkość. Pamiętam rzeźby wystawione na Starym Rynku w Poznaniu. Kolor był tym, co mnie mocno zatrzymało.
A potem, wśród olbrzymów znajduję niewielką rzeźbę - może to jakiś szkic?
Czasami wstawki w kolosach są większe od niewielkiej sylwetki Jana Pawła II.
Lubię szufladki, okienka, wstawki. Trochę mi to przypomina dziecięcą zabawę w sekrety. Pieczołowiecie zbierane pamiąteczki, schowane  w piachu przed światem. Tutaj kryją się w zaskakujących miejscach, ale radość z ich odkrywania taka właśnie dziecięca.

Czasami jakiś element z rzeźby rozmawia z synopiami - świadkami świetności Camposanto. Przejmujące spotkanie renesansowych szkiców ze współczesnymi rzeźbami, mocno jednak zakorzenionymi w Antyku i Odrodzeniu.

A teraz opowiem, dlaczego najpierw zaprowadziłam Was do Muzeum Synopii.
Pozostałe dzieła, mniejsze gabarytowo, albo nawet gipsowe formy przygotowawcze wystawiono w budynku dotąd niedostępnym dla publiczności. To miejsce urzędowania Opera del Duomo. Mają w nim odbywać się tymczasowe wystawy, a Igor Mitoraj jest pierwszym artystą, którego ponad 100 prac zgromadzono w specjalnie do tego przygotowanych salach.
Byłam tam jedyną osobą, nie licząc w pewnym momencie przechodzącej sprzątaczki oraz pani dyskretnie pilnującej wystawy. Na pewno nie odstrasza ludzi cena biletu (3€). Było jeszcze dość wcześnie, wszyscy chyba byli na etapie "podpierania Krzywej Wieży".
Stróżująca pani nie wiedziała, jak do mnie zagadać, więc poprosiła, bym robiła zdjęcia bez lampy błyskowej - tak jak bym dotąd to robiła :) Wolę, by zdjęcia mi nie wyszły, niż spłaszczać obraz białym światłem flesza. Ale dzięki temu zaczęłyśmy bardzo interesującą rozmowę. Pani widząc moją, nomen omen, rozanieloną minę, zapytała mnie, czy znam artystę. Wystarczyło jej powiedzieć, że jestem Polką. Zrozumiała. Przyznała się, że ona przedtem nic o nim nie wiedziała, a teraz stała się miłośniczką jego twórczości.  Rozmawiałyśmy o rzeźbach, o wpisaniu się Mitoraja w architekturę, o współgraniu nawet z widokiem za oknem.

 Opowiedziała mi o budynku, w którym się znajdowałyśmy, o kaplicy, w której umieszczono "Zwiastowanie" w interpretacji Mitoraja. Rozmowa gdzieś nam zeszła na style w architekturze, czym się różnią budowle w Pizie od tych w Lukce, Pistoi czy Florencji. Dlaczego o tym piszę? Bo zachwyciła mnie ta pani, ona przecież tylko pilnowała wystawy. Już nie pierwszy raz mnie to spotyka w Toskanii :)
Potem dyskretnie usunęła się, bym mogła delektować się doskonale zorganizowaną wystawą.
Bym mogła zobaczyć czyste kontrasty głębokiej czerwieni z bielą marmuru. Bym była odbiorcą gry światła z cieniem. Bym zobaczyła, jak płaski obraz wyrywa się ku przestrzennym eksponatom. Na końcu amfilady przyzywała biała kamienna twarz, ale idąc ku niej, byłam zatrzymywana przez inne rzeźby. Wchłaniały mnie w swój świat zakłóconych proporcji, dziwnych zestawień, zamyślenia i smutku. Kazały się zastanawiać, czy swoiste braki, "uszkodzenia" są znakiem powiązania z przeszłością, czy też teraźniejszość jest tak bolesna?
Pewne powtórzenia motywów wywoływały wrażenie znajomości, to trochę jak podobieństwa w rysach rodziny. Niby to samo, ale w innej kompozycji, innej wielkości, inaczej zastosowane. Gra w "wytęż wzrok", albo w "chowanego".
Wszystko, ale to absolutnie wszystko, miało na wystawie swoje bardzo przemyślane miejsce.
 Majstersztykiem wystawienniczym jest umieszczenie autorskiej gipsoteki w pomieszczeniach będących kiedyś archiwum Opera del Duomo.

Świadomie nie pokazałam jeszcze zdjęć, tylko zalałam artykuł swoimi zachwytami.
Koniec słów.
Zachowam się, jak pani pilnująca ekspozycji, zniknę za rogiem, zostawiając Was sam na sam z trzonem wystawy "Anioły" Igora Mitoraja:








































































16 komentarzy:

  1. Brawo Mitoraj!
    Wystawa wyjątkowa, a w dodatku jak sfotografowana!
    Małgoś, jesteś mistrzem!
    Kinga

    OdpowiedzUsuń
  2. Niesamowita wrazenie robia te dziela , otoczenie, swiatlocienie, kolory, a Ty sfotografowalas je po mistrzowsku...cudne!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję za komplement, ale mistrzem to jest tu Mitoraj :)

      Usuń
  3. Prace Mitoraja są świetne miałam okazje oglądać je w plenerze w Prowansji zrobiły na mnie duże wrażenie ,ale twoje fotografie jeszcze bardziej utrawliły mój zachwyt. Pozdrawiam
    Warmianka

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To na pewno choć trochę rozumiesz, że czułam się jak dziecko w cukierni :)

      Usuń
  4. O moj Boze!
    Piekne!
    I nie wiem czy to zasluga Tworcy, organizatorow wystawy, czy Twojego przekazu :-)
    Dziekuje i pozdrawiam
    A

    OdpowiedzUsuń
  5. Dziękuję za piękny wpis :) Jestem wielką miłośniczką twórczości Mitoraj. Bardzo długo czekałam na tą wystawę, w sierpniu będę miała okazję zobaczyć ją na żywo :)

    Pozdrawiam serdecznie,
    Małgosia z Carrary
    www.ceramika-opole.pl

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Życzę cudownych doznań. Zajrzałam na stronę, piękne prace. Gratuluję!

      Usuń
  6. Człowiek jest najciekawszym obiektem dla artysty ale chyba bardzo trudnym. To człowiek swoją sylwetką, ruchem mimiką czy gestem wyraża emocje, a my jako widzowie czytamy, odgadujemy..
    Tu istotna jest każda część ciała. Ciekawa wystawa.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dlatego bardzo odpowiada mi Mitoraj, bo nie dorabia ideologii, do pustki, tylko pustkę zapełnia postaciami wpisanymi w historię sztuki.

      Usuń
  7. świetna wystawa...a jak ujęta....szczególnie zbliżenia robią niesamowite wrażenie....super..Magda z Łodzi

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A więc udało mi się przekazać własne wrażenia i wywołać je w Was :)

      Usuń
  8. Igor Mitoraj to ważny dla mnie artysta. Wspaniały... w Polsce niedoceniany, wykpiwany. Nie rozumiem tego - w jego rzeźbach jest czyste piękno. Mówią do mnie, rozumiem je. Tak żałuję, że nie spotkam już Mitoraja w Pietrasancie... czy wie pani może, co się stało z jego pracownią i domem, w którym mieszkał? Igor Mitoraj pasował do Pietrasanty i Toskanii. Jego rzeźby najlepiej wyglądały na renesansowym krakowskim Rynku - w Warszawie na Placu Zamkowym po prostu zniknęły, w jarmarcznym chaosie miasta. Ta sama wystawa, inny kontekst. W jednym miejscu zapiera dech - w drugim ginie. Zrobiła na mnie wielkie wrażenie, widziana po raz pierwszy w Krakowie właśnie...
    Pozdrawiam, Aldona

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie wiem, co się stało z tymi budynkami. A Mitoraj ciągle zalega mi w sercu, wystawa mnie oszołomiła na stałe.

      Usuń