Wczoraj byliśmy w sklepie kupić plastikowe donice, by w końcu przesadzić podarowane zimą głogowniki.
Sklep ten raczej powinien mieć nazwę składowiska olbrzymiego. Gdy wyjaśniliśmy sprzedawcy w budynku, o co nam chodzi, ten wyszedł przed drzwi i pokazał, dokąd mamy iść. No to szliśmy, aż doszliśmy do hal, w których leżały tony juty, siatek itp., a pod halami właśnie wszelakiej maści doniczki plastikowe. Takie ładniejsze i takie zupełnie tylko do tutejszych szkółek się nadające. Nie tylko ich maść była wszelaka ale i wielkość, od takich domowego użytku, po olbrzymie pojemniki mogące spokojnie pomieścić człowieka. Wyglądało to abstrakcyjnie.
Myśmy nabyli zgrabne doniczki typu „Perseusz”.
Były w tym sklepie jeszcze świetniejsze plastiki, naśladujące do złudzenia wypaloną glinę, ale cena jednej to 12 sztuk takich, które zakupiliśmy. Tę imitację ceramiki ceni się nie tylko ze względu na wygląd, ale i na to, że np. w przymrozki nie pękają (jak nam się z jedną donicą stojącą na dworze przytrafiło), no i nie siada na nich pleśń, nie porasta mchami. Oczywiście ja i tak wolę te pękające i porastające, ale to już taka moja dewiacja.
Po drodze do domu wstąpiliśmy jeszcze zakupić jakiś kwiatek doniczkowy do soggiorno, ale gdy zobaczyłam kolorowe cuda przypomniało mi się, że w zeszłym roku o tej porze mialam posadzone kwiaty w doniczkach, przed domem i w ogrodzie. No to zajęłam się donicami i w końcu jakoś pod murem wygląda.
A dzisiaj od rana walczyłam z drzwiami znajdującymi się obok wejścia do domu.
Wisiała na nich brzydka metalowa skrzynka na listy, do której listonosz usilnie wciskał wszelkie formaty przesyłek, czasami je uszkadzając. W końcu więc zabrałam się za zdzieranie farby, jutro Krzysztof może wytnie wielką dziurę na listy. Niestety drzwi pod spodem okazały się być w dość złym stanie, dodatkowo badziewnie zrobione. Wszelkie ubytki zaklajstrowano jakimś paskudztwem, którego trudno się pozbyć. Na to kładziono co parę lat wiele warstw farby, że przy zdzieraniu odchodziły płaty grubości około 2mm.
Nie wszędzie działała opalarka, ze względu na owe uzupełnienia, musiałam więc posługiwać się żrący paskudztwem złuszczającym farbę.
Obiad bardzo szybki, potem chwila wypoczynku, bo Krzysztof pojechał po odpowiedni papier ścierny do szlifierki. Po wstępnej obróbce oto dzisiejszy stan:
Pomna, że to marzec, przygotowałam sobie bluzę, koc, by zalec na hamaku. Chwila była nie tylko wypoczynku, ale i nieuwagi z chwilą drzemki, no i już na facjacie pojawiły się piegi. Słońce tak mocno przypiekało, że parasol musiałam sobie rozstawić.! Cudownie!
Chyba ta wysoka temperatura spowodowała, że wszędzie snuł się nieziemski zapach fiołków.
Druso znalazł na to radę.
Wczoraj Krzysztof od znajomego szkółkarza brał ziemię do przesadzania, ten przy okazji sprezentował nam jakiś rodzaj jeżyny, o bordowych gwieździstych liściach. A dzisiaj dostaliśmy od następnego ogrodnika roślinny prezent – forsycję.
Jeśli w takim tempie parafianie-vivaiści będą darować roślinki to zamieszkam w ogrodzie. Nie narzekam, to mnie bardzo, ale to bardzo, cieszy. Gdyby jeszcze w końcu ogród przybrał planowany kształt wraz z systemem nawadniającym. Dzisiaj trzeba było już podlewać wszystkie rośliny w donicach.
Zaczynam dostawać turbodoładowania wiosennego, czego i Wam wszystkim życzę z całego serca.
40min dziś czekałem w deszczu na autobus więc tylko mogę zazdrościć takiego słońca :) i super hamaka.
OdpowiedzUsuńMuszę przyznać że pieska w takiej pozycji się nie spodziewałem, ostatnio stopniał śnieg i niestety trzeba urządzać slalom pomiędzy pozostałościami po pieskach w takiej pozycji ;)
U mnie na mazurach niestety raz deszczyk,raz śnieżek a teraz niezły wiaterek:(.Ale ta wiosna u Pani piękna i te fiolki/kiedyś nawet za radą pani B.Tyszkiewicz smażyłam je w cukrze/.a drzwi jak widzę beda super:).
OdpowiedzUsuńO jaka rozpusta w Wielkim Poście :)
OdpowiedzUsuńhamaczek ,słońce ,fiołki ,krótki rękawek , nie mówiąc o spodniach ....:)
Jak tak się napatrze to aż się boję że pokocham wiosne a może nawet lato :)
tymczasem za oknem dziesięć w skali Beauforta a może więcej
kochamy ten ogród,który z chwilki na chwilkę pieknieje i wzbudza w nas tęsknotę za prawdziwym wybuchem wiosny w Polsce...
OdpowiedzUsuńGosiu, ale Ci zazdroszczę turbodoładowania, no i tych fiołków :) U nas okropnie wieje.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
Oglądając jeszcze raz zdjęcia nabrałem mocnego postanowienia, że nie ominę żadnego miejsca gdzie można by nabyć drogą kupną (lub wymiany) iglaki na balkon, którymi to postanowiłem przywoływać wiosnę.
OdpowiedzUsuńKinga z Krakowa
OdpowiedzUsuńWidok ogrodu, fiołków (ach!!!) i tych wszystkich nowych roślin sprawia, że choć wicher wieje i u nas, zaczynam myśleć, co w tym roku pojawi się na moim balkonie. Oj, zapachniało wiosną...
Widok Drusa "w skupieniu" - bezcenny!
Pogłaskiwania dla mopsika od jego fanki :)
u nas tez wiosna! 16st, slonko swieci, drzewa zaczely kwitnac! pozdrawiam z zielonej wyspy!
OdpowiedzUsuńu nas niestety słonko tylko świeci. bardzo słabo grzeje, bo do tego wszystkiego wieje jak w kieleckiem. ponoć mają być jeszcze przymrozki:/ ja też chcę już ciepłą wiosenkę!!!
OdpowiedzUsuńWitam serdecznie! Pozwoliłem sobie nagrodzić ten blog "łańcuszkową" nagrodą. Gratuluję i tekstów i świetnych zdjęć. Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńWięcej szczegółów : http://bialenadczerwonym.blogspot.com/
Alez przyjemnie.. hmmm rozmarzyłam się o tym hamaczku. Ale rzut oka na okno i wróciłam do rzeczywistości. Śnieg, deszcz, grad, wszystko tylko nie słońce :(
OdpowiedzUsuńZnów długo mnie tu nie było i z wielką przyjemnością nadrabiam czytanie i oglądanie. Fiołki rozbroiły mnie maksymalnie. Ostatnio nawet wybralam dłuższą drogę do pracy, by cieszyć oczy krokusami i przebiśniegami w przydomowych ogródkach. A za chwilę znów wyszystko pokrył śnieg. I tak sypie, sypie, sypie, na wyścigi ze słońcem. Ja chcę już wiosny!!!
OdpowiedzUsuń