W środę wyruszyliśmy do Lukki, ale nie w celach turystycznych. Właściwie to dwoje pasażerów wysadziliśmy pod murami starego miasta, Julia z Piotrem poszli zwiedzać, a my odjechaliśmy na obrzeża miasta. W nowej jego części znalazłam przez internet sklep, w którym można nabyć mini szklarnie, a takiego obiektu szukamy do przechowywania zimą roślin, zwłaszcza cytrusów . Na miejscu pokazano nam w katalogu jeszcze inne modele. Trzeba to przemyśleć. Chciałam połączyć tę wyprawę z odwiedzinami w sklepie dla plastyków. Na ten z kolei trafiłam w sieci jeszcze przed wyjazdem na stałe z Polski. Z ciekawości szukałam sobie wtedy, gdzie w razie czego będę mogła się zaopatrywać. Ale jakoś schodziło, znalazłam w samej Pistoi materiały potrzebne mi do własnej działalności. Skoro już jedziemy do Lukki to... Wbiliśmy nazwę ulicy do GPS i urządziliśmy sobie rozległą wycieczkę po okolicy. W końcu dojechaliśmy do ulicy wymienionej w adresie na stronie sklepu, ale nie mogliśmy znaleźć konkretnego numeru budynku. W barze pani powiedziała, że wiele osób się myli, że jest jeszcze jedna ulica o tej samej nazwie, lecz w innej località. Niestety GPS nie miał w wykazie tego przedmieścia, uratowała nas moja zapobiegliwość i spisany numer telefonu do sklepu. Nieprecyzyjny system ujawnił nam bardzo urocze miejsca, piękne stare wille, tereny pomiędzy górami a Lukką.
Dzięki temu wjechaliśmy do podmiejskiej dzielnicy Lukki ulicą od północy, przy której wypatrzyłam zagłębie szperactwa, czyli sprzedaż rzeczy używanych.
No tego obojętnie ominąć nie mogłam. Czas mnie powstrzymywał przed wessaniem w czarną dziurę grzebactwa. Coś tam jednak uszczknęłam z obfitości cudów i badziewia. Spod stosu ceramiki\ (wyczyn sam w sobie) wyciągnęłam takie oto dwa półmiski. Większy ma około 50 cm długości. Jest ciężki, gruby i nie przeszkadzają mi w nim zabrudzone na stałe pęknięcia w szkliwie. Od razu widać, że to przedmiot z przeszłością. No i te moje cytrynki!
Dzięki temu wjechaliśmy do podmiejskiej dzielnicy Lukki ulicą od północy, przy której wypatrzyłam zagłębie szperactwa, czyli sprzedaż rzeczy używanych.
No tego obojętnie ominąć nie mogłam. Czas mnie powstrzymywał przed wessaniem w czarną dziurę grzebactwa. Coś tam jednak uszczknęłam z obfitości cudów i badziewia. Spod stosu ceramiki\ (wyczyn sam w sobie) wyciągnęłam takie oto dwa półmiski. Większy ma około 50 cm długości. Jest ciężki, gruby i nie przeszkadzają mi w nim zabrudzone na stałe pęknięcia w szkliwie. Od razu widać, że to przedmiot z przeszłością. No i te moje cytrynki!
Och i ja chetnie pojechalabym z Wami "poszperac", tu gdzie mieszkam (w Bresci), sa takie miejsca i targi staroci, ale ceny maja powalajace, czesto duzo wyzsze niz w sklepach za te same nowe przedmioty:-)
OdpowiedzUsuńPolmiski sa sliczne, gratuluje
pozdrawiam serdecznie
Basia
Cytrynkom nie mogłaś się przecież oprzeć:)
OdpowiedzUsuńFajne te cytrynki:)
OdpowiedzUsuń